Mt 5, 43-48
Zdawałoby się, że Pan Bóg oczekuje od nas rzeczy niemożliwych. Kochać nieprzyjaciół, nadstawiać drugi policzek, tolerować inne poglądy, nawet takie, które zupełnie odbiegają od naszych.
Ileż ludzkich dramatów udało by się uniknąć, gdyby człowiek był człowiekiem dla swego bliźniego. Gdybyśmy dążyli do dialogu, a nie tylko czekali na potknięcia, łapali za słowa, szukając sposobności jak sobie nawzajem dopiec, jak udowodnić wyższość i nieomylność swojej racji.
Najpierw jednak trzeba nauczyć się szacunku do samego siebie, opartego na miłości, ukierunkowanego i wzorowanego na Bożym przykazaniu miłości – “Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.” (Mk 12, 31a). Jeśli nie kochasz siebie, jakże pokochasz i uszanujesz drugiego człowieka?
Spójrz dzisiaj inaczej na swoje trudne relacje, na tych, którzy Cię krzywdzą, którzy wszelkimi możliwymi sposobami “umilają” Ci życie. W nich też mieszka Pan Bóg, chociaż zepchnęli Go bardzo głęboko, a może nawet podeptali i wyrzucili… Pomyśl jak bardzo cierpi Stwórca, patrząc na różnorakie odstępstwa i wynaturzenia swoich dzieci… To niezmiernie bolesne, patrzeć jak doskonałe w zamyśle Stworzenie, stacza się na dno, ignorując wszelkie Boże prawa i przykazania…
Ach wyzwolony Świecie, dokąd zmierzasz?!
I choć może ciągle masz kłody pod nogami, choć słyszysz knowania, oskarżenia, nieprzychylność… Choć idziesz z sercem na dłoni, a mówią żeś dwulicowy, nieszczery i szalony – tolerować takich, to już coś
Tobie, mój Boże, oddaję wszystkich tych, co nie są mi życzliwi i tych, dla których ja jestem niemiła i może nawet trochę jędzowata… Proszę, przemieniaj moje serce! Ucz mnie szacunku i miłości wobec każdego człowieka. Ucz mnie kochać czystym sercem i patrzeć z miłością Twoimi oczami.