Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie wpierw znienawidził.  J 15, 18

Potrzeba miłosierdzia, aby wszelka niesprawiedliwość na świecie znalazła kres w blasku prawdy. św. Jan Paweł II

Żyjemy w czasach, kiedy atakuje się rodzinę, małżeństwo, związek kobiety i mężczyzny, próbując ją zniszczyć, a na pewno zniekształcić. Żyjemy w czasach, kiedy rodziną nazywa się coraz dziwniejsze połączenia, obcowania, kontrakty. Już chyba nawet nie nadążam za tym, co postępowy świat proponuje w imię bardzo szeroko pojętej wolności… Musimy mieć świadomość, że z chorych korzeni nie może wyrosnąć zdrowe drzewo, że jego owoce są skazane na różnego rodzaju skazy, braki, defekty, ułomności… I trudno winić samo drzewo, że akurat taka gleba się mu trafiła…

Ileż poranień wynika z tej naszej wolności, rozwiązłości, bezmyślności, z chęci nadążania i dorównywania idiotycznym standardom światowym, bo czyż normalne jest, by prawo chroniące życie zezwalało zabijać nienarodzone dzieci, albo skazywało na śmierć głodową, podaniem zastrzyku, czy jakąkolwiek inną – chorych, kalekich, bezbronnych ludzi? Dokąd zmierzasz Świecie!?

A teraz jeszcze wojna, która w cywilizowanym świecie wydaje się zupełnie niemożliwa… To już tyle miesięcy, tyle bezsensownych śmierci…

Chrześcijańskie wartości są dzisiaj wyśmiewane i deptane, ale nam, uczniom Chrystusa, NIE WOLNO się na to godzić! Masz odwagę stanąć pod sztandarem Chrystusa, by bronić rodziny, tradycji, wartości każdego ludzkiego życia i wiary naszych Ojców?

To właśnie jest ten czas, kiedy od gadania czas przejść do konkretów. Jak nie masz odwagi publicznie bronić tego w co wierzysz, to chociaż nie krytykuj. Jak nie masz możliwości działania, to złap za Różaniec i przez wstawiennictwo Najświętszej Panienki wypraszaj potrzebne łaski dla swojej rodziny, dla naszej Ojczyzny i świata.

Walka trwa… Batalia jest coraz bardziej zażarta…, ale my jesteśmy w zwycięskiej drużynie – cokolwiek by się działo, bo Chrystus już wygrał tę wojnę!

Nie bój się!

Niech naszym orężem stanie się Różaniec, a Krew Baranka będzie naszą obroną i schronieniem przed wszelkim złem tego świata!

Jezu, ufam Tobie!

Niepokalane Serce Maryi, bądź naszym ratunkiem!

Błogosławionego dnia ❤️+

Autor: Św. Chromacjusz z Akwilei (? – 407), biskup

„Rozebrali Go z szat i narzucili na Niego płaszcz szkarłatny. Uplótłszy wieniec z ciernia włożyli Mu na głowę” (Mt 27,28-29). Chrystus jest ubrany w czerwoną tunikę jak król i jak książę męczenników…, ponieważ Jego święta krew jaśnieje jakby szlachetnym szkarłatem. Otrzymuje koronę jako zwycięzca, ponieważ to zazwyczaj zwycięzcy zakłada się koronę… Ale możemy zauważyć, że purpurowa tunika jest także symbolem Kościoła, który lśni chwałą królewską, przebywając w Chrystusie Królu. Stąd tytuł „królewskiego narodu”, które nadaje mu Jan w Apokalipsie (1,6)… W istocie bowiem purpurowa tkanina jest czymś cennym i królewskim. Chociaż jest produktem naturalnym, zmienia się jej jakość, kiedy zanurzona zostaje w kąpieli farbującej i zmienia swój wygląd… Bezwartościowa sama w sobie, jej przemiana czyni z niej cenny przedmiot. Podobnie jest z nami: sami w sobie nie mamy wartości, ale łaska nas przemienia i czyni cennymi, kiedy [w czasie chrztu] jesteśmy zanurzeni trzy razy, jak purpurowy materiał, w duchowym szkarłacie, misterium Trójcy…

Możemy jeszcze zauważyć, że czerwony płaszcz jest także symbolem chwały męczenników, skoro zabarwieni własną przelaną krwią, ozdobieni krwią męczeńską, lśnią w Chrystusie jakby drogocenna, szkarłatna tunika. Dawniej Prawo nakazywało złożyć daninę z tkaniny purpurowej, aby ozdobić przybytek Boży (Wj 25,4); męczennicy, rzeczywiście, są ozdobą Kościoła Chrystusowego…

Korona cierniowa, którą założono na głowę Pana, jest symbolem naszego zgromadzenia, nas, narodów, którzy doszliśmy do wiary. Byliśmy wtedy tylko cierniami, to znaczy grzesznikami, ale wierząc w Chrystusa, staliśmy się koroną sprawiedliwości, abyśmy przestali kłuć albo ranić Zbawiciela i ozdabiali Jego głowę wyznaniem naszej wiary… Tak, dawniej byliśmy cierniami, ale… staliśmy się szlachetnymi kamieniami.

Źródło: Kazanie 19, 1-3; SC 164 SC (© Evangelizo.org)

Autor: Św. Karol de Foucauld (1858–1916), pustelnik i misjonarz na Saharze

„Błogosławieni są ci, których ludzie nienawidzą i prześladują ze względu na Mnie! Błogosławieni, owszem, bo jeśli Mnie naśladują, będą uczestniczyć w Moim losie jak prawdziwe oblubienice, które w pełni dzielą los swoich oblubieńców… Błogosławieni, bo cóż jest słodszego niż cierpieć z tym, co się kocha? […] Błogosławieni, bo będą mieli to podwójne szczęście, cierpiąc ze swoim Ukochanym i cierpiąc dla Niego… Błogosławieni, bo przez te właśnie cierpienia wzrośnie ich miłość do Mnie: wzrośnie proporcjonalnie do cierpień, jakie będą dla Mnie cierpieć, a ta rosnąca miłość nie będzie chwilowa, ale trwała, będzie trwała przez czas i przez wieczność…

O, błogosławieni są ci, którzy cierpią ze Mną prześladowania i których miłość rośnie nieustannie podczas tych prześladowań! Nigdy nie odrzucajcie, nie lękajcie się bólów, nienawiści, prześladowań znoszonych dla Mnie; przeciwnie, przyjmujcie je z radością, błogosławieństwem, dziękczynieniem, wdzięcznością wobec Boga i ludzi, dziękując Mi z głębi serca, modląc się za waszych wrogów i waszych katów, łącząc się, aniołowie ziemscy, z ich aniołami stróżami, aby prosić Mnie o ich nawrócenie, i radując się z głębi serca, że zostaliście uznani za godnych znoszenia upokorzeń i cierpień dla Mojej miłości!

Nie zapominajcie, że tak traktuję wszystkich, których kocham miłością uprzywilejowaną; tak traktowałem patriarchów i proroków, tak będę traktował i traktowałem Moją Matkę, tak traktowałem Mojego ukochanego ojca Józefa, tak będę traktował ciebie Magdaleno, tak będę traktował ciebie Piotrze, Janie, Jakubie, was wszystkich Moich umiłowanych! […] a przede wszystkim potraktuję Siebie samego, Mnie, który muszę być pierwszy we wszystkim… I jakże błogosławiony będzie koniec tych bólów! […] Im bardziej będziecie Mnie kochać i cierpieć dla Mnie na tym świecie, im bardziej będziecie z mojego powodu prześladowani, tym lepiej będziecie Mnie widzieć i tym lepiej będziecie Mnie kochać wiecznie na tamtym…”

Źródło: Osiem dni w Efraimie (© Evangelizo.org)

O co proszę? O jednoznaczne opowiadanie się w świecie po stronie Jezusa.

Wchodząc w medytację, pomyślę o tym, że Jezus doskonale zna świat, w którym obracam się na co dzień. Podchodzi do mnie, z przejęciem patrzy mi w oczy i chce mi użyczyć swojej mądrości. Wsłucham się z uwagą w każde Jego słowo.

Cały świat należy do Jezusa, On Go zbawił, a jednak wielu żyje tak, jakby Boga nie było (w. 18). Istnieją „światy” w mediach, w komercji, w życiu społecznym, w rodzinach, wspólnotach, które wolą nie widzieć, Jezusa i nie słyszeć Jego Ewangelii. Jak jest w moim świecie?

Popatrzę na moje środowisko życia: na klimat w relacjach, na najczęściej poruszane tematy, troski, zamiary, cele. Jakie miejsce zajmuje w nich Bóg? Spróbuję narysować piramidę wartości, którą kieruję się na co dzień. W jakim miejscu tej piramidy jest Bóg?

Czy spotkałem się z niechęcią w stosunku do mnie z powodu wiary, postaw ewangelicznych? Jak reaguję w takich sytuacjach? Czy jestem gotów przeżyć niezrozumienie i odrzucenie z powodu Jezusa (ww. 18-19)? Czy jest we mnie pragnienie trwania przy Nim pomimo wszystko?

Jezus uświadamia mi, że podobnie jak On, będę spotykał się zarówno z prześladowaniami, jak i przychylnością (w. 20). Nie obiecuje mi pasma sukcesów i podziwu u ludzi. Czy potrafiłbym dzisiaj opowiadać się po stornie Jezusa za cenę wyśmiania czy pogardy ze strony ludzi?

Jezus mówi o tych, którzy Go nie znają (w. 21). Poproszę, aby przywołał w moim sercu osoby, do których pragnąłby przeze mnie dotrzeć. Kto to jest? Będę pytał Jezusa, co mogę dla nich uczynić, aby Go poznali i uwierzyli Mu?

Zaproszę Jezusa do mojego świata. Wyznam, że On jest moim Panem, że jest centrum mojego życia. Będę powtarzał: „Ty jesteś całym moim światem!”.

ks. Krzysztof Wons SDS/Salwator (niezbędnik katolika)