A ludzie zewsząd schodzili się do Niego. Mk 1, 45b

Człowiek jest powołany do odnoszenia zwycięstwa w Jezusie Chrystusie. św. Jan Paweł II

Szukamy tak daleko szczęścia. Poszukujemy, wybieramy, przebieramy, rozeznajemy… i tak można całe życie… Czasem dokonujemy zupełnie nietrafnych wyborów. Choć zdają się dogłębnie przemyślane, wyprowadzają nas na manowce. A czasem jest zupełnie odwrotnie – prędko podjęta decyzja okazuje się pełnym sukcesem.

Jak znaleźć złoty środek? Jak właściwie odczytać, czy te moje koncepcje, zamierzenia i wybory rzeczywiście są trafne i miłe Panu Bogu?

Ano trzeba wpierw przyjść do Pana Jezusa. Upaść przed Nim na kolana i spytać czy zechce oczyścić mój umysł i ciało ze wszystkiego co nie pochodzi od Ojca. Trzeba się uniżyć. Trzeba czasem pokonać wielkie swoje ograniczenia, bariery, przełamać stereotypy i może nawet wykrzyczeć swój ból, żal i prośbę…

Ale najpierw trzeba przyjść. Wszystko zaczyna się dialogu, od relacji. Będąc biernym obserwatorem możesz tak przestać życie, wegetując w kąciku swego własnego istnienia, obserwując i komentując czyjeś poczynania, a samemu tylko się przypatrywać, bo po co się wysilać…

Pan Jezus pragnie dotykać każdego z nas swoją uzdrawiającą mocą 🔥 w Jego Obecności naprawdę WSZYSTKO wygląda inaczej i WSZYSTKO jest możliwe 😍

Idziemy?!

Pięknego dnia 🌞 ❤️+

Autor: Benedykt XVI, papież od 2005 do 2013

Podobnie jak działanie również i cierpienie przynależy do ludzkiej egzystencji. Pochodzi ono z jednej strony z naszej skończoności, a z drugiej strony z ogromu win, jakie nagromadziły się w ciągu historii i jakie również obecnie bez przerwy narastają.

Oczywiście należy robić wszystko, co w naszej mocy, aby cierpienie zmniejszyć: zapobiec, na ile to możliwe, cierpieniom niewinnych, uśmierzać ból, pomagać w przezwyciężeniu cierpień psychicznych. Są to obowiązki wynikające zarówno ze sprawiedliwości, jak i z miłości, które wchodzą w zakres podstawowych wymagań chrześcijańskiej egzystencji i każdego życia prawdziwie ludzkiego. W walce z bólem fizycznym udało się poczynić wielkie postępy. Tymczasem cierpienia niewinnych, jak również cierpienia psychiczne raczej nasiliły się w ciągu ostatnich dziesięcioleci.

Tak, musimy zrobić wszystko dla pokonania cierpienia, ale całkowite usunięcie go ze świata nie leży w naszych możliwościach – po prostu dlatego, że nie możemy zrzucić z siebie naszej skończoności i dlatego, że nikt z nas nie jest w stanie wyeliminować mocy zła, winy, która – jak to widzimy – nieustannie jest źródłem cierpienia. To mógłby zrobić tylko Bóg: jedynie Bóg, który stając się człowiekiem sam wchodzi w historię i w niej cierpi. Wiemy, że ten Bóg jest i że dlatego moc, która «gładzi grzech świata» (J 1, 29) jest obecna na świecie. Wraz z wiarą w istnienie tej mocy pojawiła się w historii nadzieja na uleczenie świata.

Źródło: Encyklika „Spe salvi”, § 36 (trad. © copyright Libreria Editrice Vaticana)

Autor: Papież Franciszek

Chrześcijanin wie, że nie da się wyeliminować cierpienia, ale może ono nabrać sensu, może stać się aktem miłości, powierzeniem się w ręce Boga, który nas nie opuszcza, i tym samym być etapem wzrostu wiary i miłości… Światło wiary nie powoduje, że zapominamy o cierpieniach świata. Dla iluż ludzi wiary cierpiący stali się pośrednikami światła! Dla św. Franciszka z Asyżu trędowaty, a dla bł. Matki Teresy z Kalkuty jej ubodzy. Zrozumieli tajemnicę, która jest w nich. Zbliżając się do nich, z pewnością nie uwolnili ich od wszystkich cierpień, ani nie mogli wytłumaczyć każdego zła. Wiara nie jest światłem rozpraszającym wszystkie nasze ciemności, ale lampą, która w nocy prowadzi nasze kroki, a to wystarcza, by iść.

Cierpiącemu człowiekowi Bóg nie daje wyjaśniającej wszystko argumentacji, ale swoją odpowiedź ofiaruje w formie obecności, która towarzyszy historii dobra, łączącej się z każdą historią cierpienia, by rozjaśnił ją promień światła. W Chrystusie Bóg zechciał podzielić z nami tę drogę i ofiarować nam swoje spojrzenie, byśmy zobaczyli na niej światło. Chrystus jest Tym, który zniósł ból, i dlatego « nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala » (Hbr 12, 2).

Źródło: Encyklika „Lumen fidei”, § 56-57 (trad. © Libreria Editrice Vaticana)

Autor: Św. Paweł VI, papież w latach 1963-1978

Czuły gest Jezusa, który zbliża się do trędowatych, aby ich umocnić i uzdrowić, ma swój pełny i tajemniczy wyraz w Jego męce. Umęczony i zniekształcony przez pot krwi, przez biczowanie, ukoronowanie cierniami, ukrzyżowanie, opuszczony przez wszystkich, którzy zapomnieli o Jego dobrach, Jezus, w swojej Męce, identyfikuje się z trędowatymi. Staje się ich obrazem i symbolem, jak miał przeczucie tego prorok Izajasz, kontemplując misterium Sługi Pańskiego: „Nie miał On wdzięku ani też blasku, wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa… A myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego” (Iz 53, 2-4). Ale to właśnie z ran umęczonego ciała Jezusa i mocy Jego zmartwychwstania wytryskują życie i nadzieja dla wszystkich ludzi, dotkniętych złem i kalectwem.

Kościół zawsze był wierny swojej misji głoszenia słowa Chrystusa, złączonej z konkretnymi gestami solidarnego miłosierdzia wobec najpokorniejszych, ostatnich. Przez wieki istniał wzrost bulwersującego i nadzwyczajnego poświęcenia wobec tych, którzy zostali dotknięci chorobami po ludzku jak najbardziej odrażającymi. Historia wyraźnie uwypukla fakt, że chrześcijanie byli pierwszymi, którzy przejmowali się problemem trędowatych. Przykład Chrystusa był szkołą; przyniósł wiele owoców w gestach solidarności, poświęcenia, hojności i bezinteresownej miłości.

Źródło: Homilia wygłoszona 29.01.1978 z okazji XXV Światowego Dnia Trędowatych

O co proszę? O wiarę w łaskę uzdrowienia i poddanie się słowu Jezusa.

Zwrócę uwagę na człowieka pokrytego trądem (w. 40). Wczuję się w jego tragiczną sytuację. Jest pozbawiony wszelkiej opieki. Nie ma prawa zbliżać się do zdrowych, którzy mogliby mu pomóc. Widzi, jak z każdym dniem jego ciało gnije, jak powoli umiera osamotniony.

Zobaczę, jak trędowaty zbliża się do Jezusa. Wie, że jest jedyną osobą, która może go uzdrowić. Wsłucham się w jego słowa: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić” (w. 40). Będę podziwiał wiarę tego człowieka i jego wewnętrzną wolność. Mówi „jeśli chcesz…”.

Co jest moim trądem? Co najbardziej brudzi moje życie, sumienie, osobowość? Czy jest we mnie coś, co oddziela mnie od innych? Powiem o tym Jezusowi. Będę prosił Go żarliwie: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”.

Wpatrzę się w Jezusa. Zobaczę Jego wzruszenie. Zdjęty litością uzdrawia trędowatego (w. 41). Będę kontemplował dobroć i wrażliwość serca Jezusa. Jaki jest mój obecny obraz Jezusa? Czy wierzę, że codziennie zdjęty litością mówi do mnie: „Chcę, bądź oczyszczony”?

Jezus uzdrawia trędowatego i zostawia mu słowo: „Uważaj…” (ww. 42-44). Chce, aby był uważny na Jego słowo. Pragnie, aby w nowym życiu panowało nad jego emocjami, by zbyt szybko nie popadł w euforię z powodu uzdrowienia. Uzdrowiony, pełen radości, nie potrafi zachować słowa Jezusa (w. 45).

Wrócę do tych słów Jezusa z Ewangelii, przez które doświadczyłem szczególnego uzdrowienia, które wróciły mi pokój i radość życia. Czy wracam do tego słowa? Czy strzegę je i zachowuję?

Trędowaty nie zachował słowa i Jezus „nie mógł już jawnie wejść do miasta” (w. 45). Nieprzyjęcie, zaniedbanie słowa Jezusa utrudnia Mu działanie w moim życiu. Będę usilnie prosił: „Jezu, daj mi serce opanowane, zdolne do zachowania Twego słowa!”

Krzysztof Wons SDS/Salwator