„Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje.” Mt 16, 24
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie, a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie. św. Jan Paweł II
Po wczorajszym uczestniczeniu w Przemienieniu Pańskim, zapieranie się siebie zdaje się zupełnie naturalne i oczywiste :). Ale jak to w życiu, nic oczywiste i proste nie jest…
Różne mamy krzyże i nijak nie da się ich porównywać. Czasem zdawało by się, że to już ponad miarę, że jeszcze piórko i znowu ciężar krzyża dnia codziennego przygniecie i rozłoży na łopatki… A jednak trwam dalej i pokonuje kolejne etapy swojej drogi ku wieczności.
Niedawno pewna p.doktor w rozmowie o życiu i odchodzeniu, powiedziała mi, że po śmierci zostanie kupką czegoś tam, jakiegoś pyłu, ale nie zapamiętałam nazwy. Ale to zupełnie nieistotne, bo ta pani, uważa się za osobę niewierzącą, więc i sam krzyż, choć tak nie nazwała trudu dnia codziennego, nie ma dla niej żadnego znaczenia w kontekście wieczności.
I tak sobie myślę, jak wielkiej łaski doświadczam, kiedy kolejna noc jest zarwana, a krzyż codzienności się niesie :), kiedy własne ambicje, wyobrażenia i chęć samorealizacji, ustępują miejsca trosce o dobro swoich bliskich, o ich komfort, o ich godne życie. Pewne jest, że bez miłości ni huhu 🙂 próżne zamiary i chęci, jeśli serce zamknięte i egoistyczne…
Przemieniaj mnie Panie nieustannie, poszerzając granice mojego serca. Przemieniaj mnie w Siebie, ucząc wytrwałości, pokory, cierpliwości. I dodawaj mi sił, bym rzeczywiście wytrwała do końca pod Twoim, moim krzyżem dnia codziennego. Amen!
Pozdrawiam