J 7, 40-53

Jakże często oceniamy według pozorów, według pochodzenia, urody, czy majętności. Kreujemy sobie obraz człowieka, którego wcale nie znamy, o którym nic nie wiemy, tylko coś tam zasłyszeliśmy.

Tłumy idące za Jezusem zdążyły Go poznać, lecz mimo cudów, które widzieli, których doświadczyło wielu, znaleźli się i tacy, co kwestionowali dzieła Jezusa, choćby tylko ze względu na Jego pochodzenie.

Takie uprzedzenia pokutują i dzisiaj. Sama we wczesnej młodości doświadczyłam niejednokrotnie szykan i gorszego traktowania w związku z tym, że pochodzę z ubogiej, wielodzietnej rodziny. Wiem jak czuje się osoba niesłusznie osądzana tylko na podstawie innego, ekstrawaganckiego wyglądu, czy stroju. Każdy z nas jest inny i każdy ma swoją, oryginalną historię życia, ale to nie znaczy, że moja, czy Twoja jest lepsza, bądź gorsza. Zdarza się, ze człowiek „dziwnie” wyglądający może okazać się wspaniałym kompanem i serdecznym przyjacielem.

Jezus przyciągał do siebie ludzi z najróżniejszych środowisk. On nie gardził żadnym człowiekiem. Dlatego nawet strażnicy dostrzegli Jego wyjątkowość, wiedzę i pasję z jaką nauczał.

Dziś też mamy takich przewodników, którzy w Imię Jezusa nauczają i uzdrawiają. I analogicznie wielu dzięki Ich posłudze poznaje, doświadcza i zakochuje się w Chrystusie. Ale jeśli tylko jakiś cień padnie na takiego człowieka, zostaje on napiętnowany i oskarżany. Lubimy krytykować i obmawiać, szczególnie kapłanów, którzy będąc na „świeczniku” nie są przecież chodzącą świętością, bo tak jak my są ludźmi ułomnymi i narażonymi na pokusy i zagrożenia płynące ze świata. Jakże krzywdzimy słowem i niewiarą, potępiamy bez wysłuchania, bez analizy argumentów, jakby sam osąd przynosił nam satysfakcję…

A Jezus, cichy i pokorny czeka, gdzie będzie dla Niego miejsce, które serce zechce trwać w zachwycie Jego nauką i bronić z miłością tego co cały czas jest aktualne.

Obraz może zawierać: tekst

Błogosławieni, którzy w sercu dobrym i szlachetnym zatrzymują słowo Boże i wydają owoc dzięki swojej wytrwałości. Łk 8,15

Nie przestawajcie nigdy wołać w języku, który był językiem waszych przodków – nie przestawajcie nigdy wołać do Boga: “Abba Ojcze”! św. Jan Paweł II

Może znowu dopada Cię zniechęcenie, może znowu nic nie idzie po Twojej myśli… przecież tyle było cudnych planów, tyle rzeczy do zrobienia, a tu w domu trzeba siedzieć… A może trzeba przestawić myślenie 🙂 może trzeba przekierować swoje skupienie w zupełnie innym kierunku, może trzeba wyłączyć na chwile tv i nie trzymać się kurczowo tego, co nie daje pokoju serca i nie prowadzi ku Najwyższemu.

Może Ciebie też lekceważą jak Chrystusa. Może nawet pogardzają Tobą… To znak, że idziesz w dobrym kierunku 🙂 Nie wstydź się przyznawać do swojej Galilei, nie wyrzekaj się swoich korzeni i pochodzenia. Bądź dumny z tego, że Twoim Panem jest Jezus Chrystus, bo ta duma i wierność Jego nauczaniu doprowadzi Cię do wieczności i uczyni naprawdę błogosławionym Twoje życie.

Wspierajmy się w tej naszej ziemskiej wędrówce, bo trudności, pułapek i pokus, by zmienić kierunek jest mnóstwo. Szczególnie teraz, kiedy lęk, niepokój, niepewność, zwątpienie, a może i beznadzieja wyzierają z każdego możliwego kąta, bądźmy wytrwali i czujni, błogosławiąc jedni drugich. Prośmy Bożego Ducha, by stał na straży naszego języka, abyśmy niepotrzebnym słowem nie ograbiali bliźniego z Jego godności.

Miłosierny Panie, umacniaj nas w tym trudnym czasie – podnoś, opatruj, pielęgnuj, ocieraj łzy, płacz z tymi, którzy płaczą… ucz nas błogosławić, ucz jak rozsiewać woń Twojego miłosierdzia, jak nieść nadzieję, jak trwać wiernie w zapatrzeniu na Twój Krzyż, nie wypierając się i nie buntując przeciwko swojemu krzyżowi. Przenajświętsza Panienko wspieraj nas i przyprowadzaj przed Oblicze Twojego Syna, wskazując jak pokornie – bez ociągania, zniechęcenia czy irytacji – nieść krzyż naszych ograniczeń i ułomności.

“Ty wyzwoliłeś nas, Panie, z kajdan i samych siebie, a Chrystus, stając się bratem, nauczył nas wołać do Ciebie: Abba Ojcze!” Abba Tatusiu! Tak bardzo potrzebujemy teraz Twojego wyzwolenia, Twojego miłosierdzia, Twojego błogosławieństwa!

Dla Jego bolesnej męki, miej miłosierdzie dla nas i całego świata. Amen!

Obraz może zawierać: 1 osoba, stoi, niebo i na zewnątrz

Autor: Sobór Watykański II

Chrystus ustanowił to nowe przymierze, a mianowicie nowy testament we krwi swojej (por. 1 Kor 11,25), powołując spośród Żydów i pogan lud, który nie wedle ciała, lecz dzięki Duchowi zróść się miał w jedno i być nowym Ludem Bożym. Albowiem wierzący w Chrystusa, odrodzeni nie z nasienia skazitelnego, lecz z nieskazitelnego przez słowo Boga żywego (por. 1 P 1,23), nie z ciała, lecz z wody i Ducha Świętego (por. J 3,5-6), ustanawiani są w końcu „rodzajem wybranym, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem nabytym…, co niegdyś nie był ludem, teraz zaś jest ludem Bożym” (1 P 2,9-10).

Lud ów mesjaniczny ma głowę Chrystusa, „który wydany został za grzechy nasze i zmartwychwstał dla usprawiedliwienia naszego” (Rz 4,25), a teraz, posiadłszy imię, które jest ponad wszelkie imię, chwalebnie panuje w niebie. Udziałem tego ludu stała się godność i wolność synów Bożych, w których sercach Duch Święty mieszka jak w świątyni. Prawem jego stało się przykazanie nowe miłowania, jak Chrystus nas umiłował (por. J 13,34). Celem jego wreszcie – Królestwo Boże, zapoczątkowane na ziemi przez samego Boga i mające się dalej rozszerzać, aż na końcu wieków dopełnione zostanie również przez Boga, gdy objawi się Chrystus, życie nasze (por. Kol 3,4), a „samo stworzenie będzie wyzwolone z niewoli skażenia na wolność chwały synów Bożych” (Rz 8,21). Toteż ów lud mesjaniczny, choć nie obejmuje aktualnie wszystkich ludzi, a nieraz nawet okazuje się małą trzódką, jest przecież potężnym zalążkiem jedności, nadziei i zbawienia dla całego rodzaju ludzkiego. Ustanowiony przez Chrystusa dla wspólnoty życia, miłości i prawdy, używany jest również przez Niego za narzędzie zbawienia wszystkich i posłany jest do całego świata, jako światłość świata oraz sól ziemi (por. Mt 5,13-16)…

Mając rozprzestrzenić się na wszystkie kraje, Kościół wchodzi w dzieje ludzkie, wkraczając równocześnie poza czasy i granice ludów. Idąc zaś naprzód poprzez doświadczenia i uciski, krzepi się Kościół mocą obiecanej mu przez Pana łaski Bożej, aby w słabości cielesnej nie odstąpił od doskonałej wierności, lecz pozostał godną oblubienicą swego Pana i pod działaniem Ducha Świętego nieustannie odnawiał samego siebie, póki przez krzyż nie dotrze do światłości, która nie zna zmierzchu.

Źródło: Konstytucja dogmatyczna o Kościele „Lumen Gentium ” § 9

Autor: Orygenes (ok. 185-253), kapłan i teolog

Znajdujemy w Chrystusie cechy tak ludzkie, że nic z nich nie pozwala Go odróżnić od słabości właściwej nam śmiertelnikom; a jednocześnie cechy tak boskie, które przystoją jedynie zwierzchniej i niewypowiedzianej naturze boskiej. W obliczu tego rozum ludzki, zbyt wąski, jest uderzony takim podziwem, że nie wie, co o tym myśleć, ani gdzie iść. Czuje on Boga w Chrystusie, a jednak widzi Go umierającego. Uważa Go za człowieka, a oto powraca ze świata zmarłych ze zdobyczą zwycięstwa, zniszczywszy imperium śmierci. Dlatego nasza kontemplacja tym bardziej powinna ćwiczyć się z tak wielkim respektem i bojaźnią, że uznaje w Jezusie prawdę dwóch natur, nie przypisując niewypowiedzianej istocie bożej rzeczy, które są jej niegodne lub do niej nie pasują, i nie widząc w wydarzeniach historycznych jedynie złudnych pozorów.

Naprawdę, ogłosić takie rzeczy uszom ludzkim, próbować je wyrazić słowami przekracza znacznie nasze siły, talent i język. Myślę, że przekracza to nawet miarę apostołów. Nawet więcej, wytłumaczenie tej tajemnicy przewyższa prawdopodobnie wszelki porządek mocy anielskich.

Źródło: Traktat o zasadach, ks. 2, rozdz. 6,2 (© Evangelizo.org)

Wstęp
Panie, Jezu Chryste, my, ludzie, dzieci Boga, wierzący i niewierzący, przechodziliśmy w historii wiele krzyżowych dróg, wojen, głodu, zaraz i kataklizmów. Na jedną z nich skazaliśmy Ciebie. Twoja droga krzyżowa, okazała się najbardziej zbawczą drogą świata. Przejdź z nami drogą krzyżową epidemii i mocą Ducha, który potrafi odnowić oblicze ziemi, uczyń ją drogą ku Wielkiej Nocy.


Stacja I – Zostaliśmy skazani na epidemię
Jezus zostaje skazany na śmierć. Tak zdecydował Sanhedryn. Tak krzyczeli ludzie. Tak podpisał Piłat. Gdyby się nie narodził, nie zostałby skazany. Gdyby to nie było wolą Ojca, nikt nie zrobiłby Mu krzywdy. Tajemnica krzyża, to tajemnica wolności mojej, wolności innych, tajemnica natury świata i Boga.

Zostaliśmy skazani na epidemię. Czy to była decyzja, czy pomyłka człowieka, czy tajemnica natury starszej od wszystkich ludzi, czy konsekwencje życia w globalnej wiosce, czy nawet misterium niesprzeczne z Bożą Opatrznością, nie wiemy. Wiemy, że zostaliśmy skazani. I dziś to nie czas, by szukać przyczyny. Dziś to czas, by już przy pierwszej stacji wzrok zobaczył na horyzoncie iskierkę zmartwychwstania.

Stacja II – Bierzemy krzyż na swoje ramiona
Jezus wziął krzyż. Nie kłócił się, ani spierał. Nie uciekł jak w Nazarecie, gdy Go chcieli strącić w przepaść. Nie schował się jak w Jeruzalem, gdy zamierzano Go ukamienować. Nie sprowadzał dziesięć tysięcy aniołów, żeby wytłumaczyć, że żaden człowiek nie może robić krzywdę Synowi Boga. To pokorna miłość Boga bierze niesprawiedliwy i nie swój krzyż na swoje ramiona.

Bierzemy i my krzyż epidemii na swoje ramiona. Nie popełniamy samobójstw. Nie zamykamy szpitali na chorych. Nie buntujemy się przeciw restrykcjom i nie tracimy ducha, że chorują również niewinni. Organizujemy zbiórki i wszelaką pomoc. Bo wiemy, że jeśli krzyża nie weźmiemy w swoje ręce, krzyż uderzy nas śmiertelnie w głowę.

Stacja III – Upadamy z powodu nonszalancji
Jezus upadł pod krzyżem na początku drogi. Czy krzyż był za ciężki? Czy On osłabiony przez biczowanie i koronę z cierni? A może uderzył nogą o kamień? Upadł a to boli. Zwłaszcza, że to dopiero początek. Czy w takim razie będzie miał siły powstać i iść dalej?

Pierwszym upadkiem w czasach epidemii jest nonszalancja. Łamanie przepisów sanepidu, lekceważenie zagrożenia, zabawa z tego, co śmiertelnie poważne. Dlaczego pozwalamy na ten pierwszy upadek? Może jesteśmy osłabieni przez znieczulicę? Może nie umiemy się nie potknąć, bo kamień na drodze jakiś całkiem nowy? Ważne, żeby powstać. By raz na zawsze powiedzieć koniec upadkom lekceważenia krzyża.

Stacja IV – Spotykamy tych, których kochamy
Maryja nie musiała być z Jezusem na Górze Przemienienia, ale nie mogło zabraknąć Matki na drodze krzyżowej jej Syna. Nie wiemy czy pospieszyła z Nazaretu jak kiedyś do Elżbiety, czy była już od paru dni w Świętym Mieście, jak wtedy gdy z Józefem szukali zagubionego Dwunastolatka. Wtedy znalazła Go w świątyni. Teraz świątynią stała się Via Crucis.

Na drodze krzyżowej epidemii musimy spotykać najbliższych. To czas, kiedy rodzina staje się najważniejsza. Ale tak jak zabrakło Józefa przy tej stacji, może niektórym być ciężko z powodu nieobecności taty czy mamy, męża czy żony, chłopaka czy dziewczyny, przyjaciół i znajomych. Obyśmy cierpiąc z powodu tych, którzy nie mogą być blisko, stali się bliskimi dla tych, dla których ciągle możemy.

Stacja V – Lekarze i pielęgniarki z Cyreny pomagają najwięcej
„Wychodząc, spotkali pewnego człowieka z Cyreny, imieniem Szymon. Tego przymusili, żeby niósł krzyż Jego” (Mt 27,32). Nie dało się inaczej. Sam Jezus by nie poradził. Był przecież człowiekiem. Nie dało się po dobroci, bo to wcale nie było takie łatwe. I nie tylko dla Szymona.

Na drodze epidemii nie damy rady bez lekarzy i pielęgniarek z Cyreny. Ani święcenia, ani pieniądze, ani władza nie pomoże tam, gdzie mogą pomóc tylko służby medyczne. Jesteśmy tylko ludźmi. Chociaż nie wszyscy są zmuszani, wielu z nich wolałoby inaczej. Skoro jednak oni z chorymi najwięcej odczują ciężar tego krzyża, obyśmy zapamiętali słowo „wdzięczność”. I oby Bóg zapewnił im błogosławieństwo.

Stacja VI – Weroniki wolontariatu spieszą do potrzebujących
Weronika nie musiała nic. Mogła zostać w domu. Albo i nawet poprzestać na oglądaniu. Może nic ciekawego, ale tak jakoś bezpieczniej. Ten gest serca jednak zostawił ślad na wieki. Ślady oblicza Jezusa. Świat miłości, która zawsze robi wszystko, co możliwe.

Dziś tysiące Weronik powychodziło ze strefy komfortu. Robią zakupy dla starszych. Pomagają tym na kwarantannie. Szyją maseczki. Organizują zbiórki. Ta bezinteresowna miłość sprawia, że twarz ludzkości staje się coraz bardziej boska. I oby ślad tej twarzy pozostał już z nami na zawsze.

Stacja VII – Upadamy z powodu egoizmu
Jezus upada po raz drugi. Upada pomimo spotkania z Matką, pomocy Szymona, miłości Weroniki. Taki upadek może bardzo boleć. Bo jeśli przy tej pomocy nie daję już rady, to skąd wezmę siłę, żeby iść tą drogą do końca?

Drugim upadkiem w czasach epidemii jest egoizm. Pomimo zaangażowania wielu, bezinteresowności tysięcy, zmęczenia tych, którzy na pierwszym froncie, zawsze znajdą się tacy, którzy myślą tylko o sobie. Egoizm wykupywania zapasów ponad miarę. Podbijanie horrendalne cen, bo okazja rzadka. Zachęcanie do niekoniecznych zbiórek na fali społecznego współczucia. Diabelska przewrotność człowieka, który chce zarobić na krzyżu. Powstańmy z tego upadku, bo on strasznie nieludzki.

Stacja VIII – Czytamy płaczące komentarze i posty
„A szło za Jezusem mnóstwo ludu, także kobiet, które zawodziły i płakały nad Nim. Lecz Jezus zwrócił się do nich i rzekł: Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi!” (Łk 23,27-28). Płacz kobiet jerozolimskich nie był dobry, choć wyglądał dobrze. Nie ma jednak nic bardziej mylącego niż płacz. Wydaje się być językiem wrażliwości i serca. A może być zasłoną ucieczki od tego, co najważniejszego.

W czasach epidemii nie brakuje lamentów. Nie brakuje krzyków fałszywych proroków, biadolenia nad innymi, co powinni robić, płaczu nad przywódcami świeckimi i religijnymi. Nie brakuje siania paniki kombajnami Internetu. Jezus mówi wyraźnie „płaczcie raczej nad sobą”. Skup się na tym, co możesz zrobić, dla siebie i dla swoich bliskich.

Stacja IX – Upadamy z braku nadziei
Jezus upada po raz trzeci bardzo blisko końca. Golgotę już widać i jest nadzieja, że to wszystko nareszcie się wypełni. A jednak zabrakło sił. A jeśli zabrakło na to, by iść, czy będzie ich wystarczająco na to, żeby powstać? Mało rzeczy tak przeraża jak rozpacz, że mimo wszelkich wysiłków i tak nie osiągniemy celu.

Trzeci upadek w czasach epidemii to upadek nadziei. Jesteśmy przywalani statystykami coraz większej liczby chorych. Leżymy pod ciężarem zarażonych lekarzy i pielęgniarek. Przydusza nas widmo selekcji zarażonych na lepszych i gorszych. Przygniata świadomość, że ciągle czegoś brak, że za mało, że za późno. Dołuje do tego troska o chleb i przybija niewidzialna efektywność trzymania się wszelkich zasad. Możemy się przewrócić. Możemy na chwilę się rozłożyć, ale nie pozwólmy nigdy umrzeć nadziei. Póki my żyjemy.

Stacja X – Odkrywamy prawdę o sobie
Jezus został obnażony z szat na pośmiewisko i hańbę. Na poniżenie i wyśmianie. Na pokazanie, że ten, który miał się za Mesjasza jest tylko nagim królem. Nie wiedzieli jednak, że to obnażenie jest tylko obrazem kenozy wcielenia. Nie pojmowali, że ta miłość aż po własną nagość zakryje wszelkie nagości Adama i Ewy.

Epidemia obnaża ludzkość aż do głębi serc. Choroba zdziera maski i zabija drugie twarze. Odkrywa trupie czaszki w grobach pobielanych albo wyciąga na światło perły niezauważane w pyle codziennego życia. To dobra stacja. Jak trailer przed Sądem Ostatecznym. Co więcej, z szansą na to, że obnażenie może nie tylko odsłonić prawdę o nas. Może również poprowadzić do autentycznej przemiany.

Stacja XI – Jesteśmy przybici trzema gwoźdźmi
Jezus został przybity do krzyża. Jeden gwóźdź w lewą dłoń. Drugi w prawą. Trzeci, by umocować stopy. Ból najbardziej ostry ze wszystkich co były i będą. To co było drogą krzyżową teraz staje się samym krzyżem. Gwoździe zapewnią, że już nikt aż po śmierć nie oddzieli go od krzyża.

Przy tej stacji pomyślny o tych, którzy są przybici chociaż jednym z trzech gwoździ epidemii. Pierwszy gwóźdź to ten, co zabił kogoś bliskiego, drugi to ten, który nie pozwala oddychać, bo zabrakło respiratora, trzeci to ten, który przygwoździł lekarzy i pielęgniarki w szpitalu z dala od własnych ukochanych dzieci. Pomyślmy. Pomódlmy. Pomóżmy. Podzielmy się wiarą, że nawet najboleśniejszy gwóźdź może być gwoździem zbawienia.

Stacja XII – Umieramy z miłości do innych
Jezus umarł na krzyżu. Z miłości do każdego człowieka. Za grzechy wszystkich ludzi. Niewinny Baranek złożył się w ofierze za zabłąkane owce i za wilki w owczej skórze. Dawca życia oddał życie. Pan nieba dał się pokonać niewolnikom ziemi. Z miłości.

W czasach epidemii umieramy i będziemy umierać z miłości do innych. Tysiące oddadzą życie dosłownie, zwłaszcza lekarze i pielęgniarki. Niektórzy zrezygnują z leczenia dla innych. Wielu choć przeżyje, narażać będzie wszystko co ma, żeby pomóc tym, którzy tracą nadzieję na cokolwiek. Nie ma większej i piękniejszej miłości niż za innych. Jeśli umierać to tylko z miłości. Chcemy żyć jak bogowie pokażmy, że potrafimy umierać jak Bóg.

Stacja XIII – Nie zapominamy o gestach czułości
Ciało Jezusa zostaje zdjęte z krzyża i złożone w ramionach Jego Matki. Chociaż serce Maryi przeszył miecz boleści, nie brakuje jej czułości dla Syna. Chociaż bolejąca cała, cała ogarnięta jest czułością dla swego dziecka. Jak kiedyś w Betlejem tuli Go do siebie. Prawdziwa miłość nie żałuje czułości nawet takiej, która wydaje się być drugiemu niepotrzebna.

W czasach epidemii nie możemy się zbliżać. Nie możemy się dotykać. Nie możemy podawać sobie ręki. Nawet na znak pokoju. Ale nie możemy zrezygnować z czułości, bezpiecznych gestów, które przekazują miłość. Kiedy ludzkie ciała muszą być od siebie trochę dalej, nasze serca powinny być naprawdę bardzo blisko.

Stacja XIV – Nie zostawiamy zmarłych na ulicach
Jak dobrze, że Nikodem i Józef z Arymatei pomyśleli o pogrzebie. Nie czekali na Piotra, ani kogoś z rodziny. Jak dobrze, że ktoś nie stracił głowy, kiedy Jezus stracił życie. Przyszli, załatwili, zdjęli, pochowali, zatoczyli kamień. Tyle można było zrobić. I tyle zrobili.

Zrobimy wszystko, żeby nie zostawić umarłych na ulicach, nie pozwolimy rozkładać się ciałom w domach, wrzucać nieubranych do bezimiennych grobów i zasypywać ciał bez księdza, bez chociaż najbliższych. Nawet w czasach epidemii nie może zabraknąć Józefa z głową na karku z Arymatei i Nikodema, co już nie boi się przyjść do Jezusa nawet w ciągu dnia.

Zakończenie
Panie Jezu, Chryste, droga krzyżowa kończy się czternastą stacją, ale to nie jest ostatnia stacja Ewangelii. Po męce i ukrzyżowaniu nadejdzie i dzień zmartwychwstania. Życie zwycięży śmierć, płacz zamieni się w radość, strach zostanie ugaszony pokojem. Prosimy Ciebie, Panie Wszechświata, który jak wielu znasz, co to ludzki ból i jak nikt wiesz dobrze, co to jest moc Wielkiej Nocy, prosimy Cię, bądź z nami na drodze krzyżowej epidemii do końca. Natchnij Duchem inteligencję szukających lekarstwa. Umacniaj ramiona dźwigające chorych. Pociesz tych, którzy żegnają najbliższych. Przygotuj serca wszystkich na wzajemne pojednanie i błogosław każdemu aż do zwycięstwa zdrowia nad chorobą, aż do zwycięstwa życia nad śmiercią. Amen.

Tak pomyśleli – i pobłądzili, bo własna złość ich zaślepiła. Nie pojęli tajemnic Bożych, nie spodziewali się nagrody za prawość i nie docenili odpłaty dla dusz czystych. Mdr 2, 21-22

Brońmy się przed pozorami miłości, nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą. św. Jan Paweł II

Dzisiejsze czytanie podaje nam doskonałą receptę czego unikać i jak nie postępować, by z czystym sercem i duszą stawać przez Bożym Obliczem. Kiedy po raz kolejny przyglądałam się temu Słowu, uzmysłowiłam sobie, że przecież TO WSZYSTKO się dzieje na naszych oczach… Wszechobecna panika i lęk o życie, odbiera coraz częściej wielu ludziom zdolność logicznego myślenia, a poczucie bezkarności innych, czy też zwyczajna ludzka głupota stawia wielu w co najmniej niekomfortowej sytuacji.

Zobacz, jak wiele jest wciąż nienawiści miedzy ludźmi. Te ciągłe rywalizacje, podkopywanie, udowadnianie za wszelką cenę swoich racji, kiedy ewidentnie prawda jest fałszowana. A z drugiej strony coraz większa tęsknota za czymś, za kimś…

Świat nie lubi ludzi wierzących, ludzi wyrazistych. Nazywa ich oszołomami, fanatykami… choć pewnie teraz, w obecnej sytuacji zagrożenia życia, może wielu jednak przypomina sobie o Panu Bogu i Jego miłosiernej miłości.

Widzę po sobie, że kiedy wyrażanie mojej wiary stało się bardziej odważne, wiele osób odsunęło się ode mnie, zza winkla obserwując co też nowego wymyślę 😉 choć szczerze muszę przyznać, nie czuję się zagrożona, ani szykanowana, wręcz przeciwnie – doświadczam wiele ludzkiej życzliwości. Może rzeczywiście wielu postrzega mnie jako nieszkodliwą, doświadczoną cierpieniem, a przez to zbzikowaną na punkcie “kościółka” i Matki Bożej osóbkę 😍 a niechże i tak będzie 😂

Prośmy dzisiaj Dobrego Boga, abyśmy bez względu na osądy i presje otoczenia, potrafili trwać wiernie przy Chrystusie. Abyśmy pomimo tych wszystkich ograniczeń, nakazów i zakazów, zachowali swoją tożsamość i pielęgnowali, przekazywali wiarę naszych praojców. Abyśmy wreszcie umocnieni i oświeceni światłem Bożego Ducha, nie bali się dawać dobrego świadectwa w swoim codziennym życiu, choćby póki co tylko wirtualnie.

Duchu Święty oczyszczaj nasze serca, oczyszczaj nasze intencje i pouczaj nas, jak z mocą i autentyczną, naturalną prostotą głosić Chrystusa Ukrzyżowanego. Jezu Chryste, Synu Boga Żywego, który JESTEŚ, potwierdzaj znakami naszą przynależność do Ciebie, aby zaślepiony świat, który znienacka musiał się zatrzymać, miał szansę Cię rozpoznać.

Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nad nami! Matko Miłosierdzia, módl się za nami!

Obraz może zawierać: co najmniej jedna osoba, niebo, chmura, na zewnątrz i przyroda

Autor: Św. Jan od Krzyża (1542-1591), karmelita, doktor Kościoła

Gdzie się ukryłeś, Umiłowany,

i zostawił mnie wśród jęków?

Uciekłeś jak jeleń,

Gdy mnie wpierw zraniłeś,

Biegłam za Tobą płacząc, a Tyś się oddalił.

„Gdzie się ukryłeś?” Jakby dusza mówiła: „Słowo, mój Oblubieńcze, pokaż mi miejsce, gdzie jesteś ukryty”. Co znaczy, że prosi, by jej ukazał swą boską istotę, gdyż „miejscem, gdzie jest ukryty Syn Boży”, jak mówi św. Jan, jest „łono Ojca” (J 1,18), czyli sama istota Boga, niewidoczna dla śmiertelnego oka i ukryta przed wszelkim poznaniem człowieczym. Dlatego Izajasz, rozmawiając z Bogiem, mówi: „Zaprawdę, Ty jesteś Bogiem ukrytym” (Iz 45,15).

To dlatego należy tu zaznaczyć, że nawet najściślejsza łączność z Bogiem, najżywsze odczucie Jego obecności, wysokie i wzniosłe Jego poznanie, jakiego może dostąpić dusza w tym życiu, nie jest jeszcze samą istotą Boga i nie może się z nią równać. W tym życiu bowiem Bóg jest ukryty przed duszą. Jakie by nie były te wszystkie nieocenione dary, dusza powinna Go uważać za ukrytego i jako ukrytego szukać, wołając: „Gdzie się ukryłeś?”. Bo ani ciągle obcowanie z Bogiem, ani odczuwalna Jego obecność nie jest pewnym znakiem Jego obecności w naszej duszy, tak z drugiej strony ani oschłość, ani brak tych wszystkich łask nie świadczy o Jego nieobecności. Stąd prorok Hiob mówi: „Jeśli przyjdzie do mnie, nie ujrzę Go; jeśli odejdzie, nie zrozumiem” (Hb 9,11).

Powinniśmy z tego wyciągnąć taką oto naukę: choćby dusza przeżywała nadzwyczajną łączność z Bogiem, poznanie duchowe albo jakieś uczucie, nie powinna sądzić, że przez to bardziej posiada Pana Boga, ani też, że coś z tego, co odczuwa czy też rozumie jest istotnie Bogiem, chociażby to było coś wielkiego. Podobnie chociażby nie posiadała tych wszystkich darów zmysłowych i duchowych i pozostawała w oschłości, ciemnościach i osamotnieniu, nie powinna sądzić, że Bóg się od niej oddalił… Dusza zatem nie prosi w tym wierszu o uczuciową i odczuwalną pobożność, w której w tym życiu nie ma pewności posiadania Oblubieńca, lecz błaga głównie o Jego jasną obecność i takie widzenie Jego istoty, jakim pragnie być upewniona w życiu przyszłym.

Źródło: Pieśń duchowa, Strofa 1

Autor: Św. Jan Paweł II (1920-2005), papież

Tajemnica paschalna — to Chrystus u szczytu objawienia niezgłębionej tajemnicy Boga. Właśnie wtedy wypełniają się do końca owe wypowiedziane w Wieczerniku słowa: „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca” (J 14, 9). Chrystus bowiem, którego Ojciec „nie oszczędził” (Rz 8, 32) ze względu na człowieka, Chrystus, który w swojej męce i krzyżu nie doznał miłosierdzia ludzkiego — w swym zmartwychwstaniu objawił całą pełnię tej miłości, którą Ojciec ma dla Niego, a w Nim dla wszystkich ludzi. „Nie jest On bowiem Bogiem umarłych, lecz żywych” (Mk 12, 27).

W swoim zmartwychwstaniu Chrystus objawił Boga miłości miłosiernej właśnie przez to, że jako drogę do zmartwychwstania przyjął krzyż. I dlatego — kiedy pamiętamy o krzyżu Chrystusa, o Jego męce i śmierci — wiara i nadzieja nasza koncentruje się na Zmartwychwstałym. Wiara i nadzieja nasza koncentruje się na tym Chrystusie, który wieczorem pierwszego dnia po szabacie stanął pośrodku Wieczernika, gdzie Apostołowie byli zgromadzeni, tchnął na nich i rzekł: „Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (por. J 20, 19-23).

Oto Syn Człowieczy, który w swoim zmartwychwstaniu w sposób radykalny doznał na sobie miłosierdzia: owej miłości Ojca, która jest potężniejsza niż śmierć. I zarazem ten sam Chrystus, Syn Boży… okazuje siebie jako źródło niewyczerpalne miłosierdzia: tej samej miłości, która… jest potężniejsza niż grzech.

Źródło: Encyklika „Dives in Misericordia” § 8 (© copyright Libreria Editrice Vaticana)

Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne: to one właśnie dają o Mnie świadectwo. A przecież nie chcecie przyjść do Mnie, aby mieć życie. Nie odbieram chwały od ludzi, ale poznałem was, że nie macie w sobie miłości Boga.  J 5, 39-42

Trzeba tę iskrę Bożej łaski rozniecać. Trzeba przekazywać światu ogień miłosierdzia. W Miłosierdziu Boga świat znajdzie pokój, a człowiek szczęście. św. Jan Paweł II

Czy Ty czasem nie bierzesz zbyt dosłownie pewnych spraw? Czy nie trzymasz się kurczowo ustalonych reguł, schematów, planu dnia? A jak coś idzie nie po Twojej myśli, to totalna panika i irytacja…

A jak jest ze Słowem Bożym? Starasz się czytać, chociaż może nie bardzo rozumiesz? No bo niby wiadomo, przykazania, nakazy, zakazy, a życie jakby gdzieś obok się toczy i nie przeszkadza tym przykazaniom, ale też dobrze by było, by one zbytnio o sobie nie przypominały…

A jak traktujesz relację z Panem Bogiem – zamykasz ją tylko do przestrzeni porannej i wieczornej modlitwy, niedzielnej Eucharystii – a pozostały czas, to “Panu już podziękujemy”… Życia Bożym Słowem nie da się oddzielić, wydzielić, ograniczyć, bo to będziesz sztuczne i nienaturalne działanie na pokaz.

Chcąc naprawdę poznać Pana Boga, chcąc namacalnie odczuć Jego miłość, trzeba odsunąć na bok szkiełko i oko mędrca, i pozwolić sercu, zmysłom i emocjom (tak, tak – emocjom też:) ), dotykać i odkrywać to, czego bez otwarcia się na Boże działanie w żaden sposób doświadczyć, ani wyuczyć się nie da. Jednak aby doświadczyć, trzeba PRZYJŚĆ. Trzeba wyjść ze swoich utartych nawyków, przyzwyczajeń, ograniczeń. Trzeba ze świeżością i entuzjazmem, zakochanego szaleńczo człowieka, starać się przypodobać Panu Bogu, ale też próbować wszelkimi możliwymi sposobami Jego poznawać i wsłuchiwać się w Jego Głos – Słowo Boże.

Dziś kiedy ze względu na szalejącego wirusa możemy tylko duchowo uczestniczyć w Eucharystii, to przychodzenie do Pana Jezusa nabiera jeszcze innego wymiaru, jeszcze większej tęsknoty, jeszcze większego jednoczenia się na modlitwie i intymnego spotkania w swojej izdebce…

Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący!  (Ap 3, 15) Jak możesz dziś o sobie powiedzieć?

Zapłońmy na nowo, rozniecając tchnieniem Bożego Ducha żar, który już zaczynał przygasać. Postarajmy się w Krzyżu Chrystusa i w Jego Świętych Ranach, odnaleźć źródło naszej siły i potęgę niegasnącej, wciąż żywej, ofiarnej i miłosiernej Miłości.

PRZYJDŹ i skosztuj jak DOBRY jest Pan! PRZYJDŹ I ŻYJ!

Jezu cichy i Serca pokornego, uczyń serce moje według serca Twego.

Autor: Św. Jakub z Sarug (ok. 449-521), mnich i biskup syryjski

„Gdy Mojżesz zstępował z góry Synaj… skóra na jego twarzy promieniała na skutek rozmowy z Panem. Gdy Aaron i Izraelici zobaczyli Mojżesza z dala…bali się zbliżyć do niego. Gdy Mojżesz zakończył z nimi rozmowę, nałożył zasłonę na twarz” (Wj 34,29nn). Blask, który odbijał się od oblicza Mojżesza to Chrystus, który w nim jaśniał, ale był ukryty przed oczami Hebrajczyków i nie widzieli Go… Cały Stary Testament jawi się przed nami zakryty, jak Mojżesz, symbol wszelkiego proroctwa. Za tą zasłoną jawi się Chrystus, głoszony w księgach prorockich, dostojny sędzia, zasiadający na tronie chwały…

Jeśli Mojżesz był zakryty, jaki inny prorok mógłby odkryć jego oblicze? Za jego przykładem wszyscy zakryli zatem swoje słowa. Głosili, a jednocześnie zakrywali; objawiali swoje przesłanie i w tym samym czasie przykrywali je zasłoną… Jezus jaśniał w ich księgach i dlatego zasłona zakrywała Go przed spojrzeniami. Zasłona, która głosi wszystkim, że słowa Świętych Pism mają ukryty sens…

Nasz Pan uchylił zasłonę, kiedy wyjaśnił tajemnice całemu światu. Swoim przyjściem odsłonił zakryte oblicze Mojżesza — niepojęte słowa. Nowe przymierze przyszło oświecić stare; wreszcie świat może pojąć te słowa, których nic nie przykrywa. Pan, nasze Słońce, powstał nad światem i oświecił każde stworzenie; tajemnice są wreszcie wyjaśnione. Zasłona, która okrywała księgi, została zdjęta i świat kontempluje Syna Bożego z odkrytym obliczem.

Źródło: Homilia o zasłonie Mojżesza (© Evangelizo.org)