Autor: Św. Hieronim ze Strydonu (347-420), kapłan, tłumacz Biblii, doktor Kościoła

„Ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: „Talitha kum”, to znaczy: „Dziewczynko…, wstań!” „Skoro narodziłaś się powtórnie, to będziesz nazwana 'dziewczynką’. Dziewczynko, wstań dla mnie, nie ze względu na twoje zasługi, ale przez działanie mojej łaski. Wstań zatem dla mnie: twoje uzdrowienie nie pochodzi z twojej siły”. „Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła”. Niech Jezus nas dotknie i wkrótce także będziemy chodzić. Choćbyśmy byli sparaliżowani, choćby nasze uczynki były złe i nie moglibyśmy chodzić, choćbyśmy leżeli na łożu naszych grzechów…, kiedy Jezus nas dotknie, to natychmiast będziemy uzdrowieni. Teściowa Piotra leżała w gorączce: Jezus dotknął jej dłoni, a ona wstała i natychmiast Mu usługiwała (Mk 1,31)…

„I wszyscy osłupieli wprost ze zdumienia. Przykazał im też z naciskiem, żeby nikt o tym nie wiedział”. Widzicie, dlaczego tłum został na zewnątrz, podczas gdy miał uczynić cud? Rozkazał, ale nie tylko rozkazał, lecz rozkazał z naciskiem, by nikt się o tym nie dowiedział. Rozkazał trzem apostołom, rozkazał także krewnym, by nikt się nie dowiedział. Pan rozkazał wszystkim, ale młoda dziewczyna, która wstała, nie może zamilknąć.

„Polecił, aby jej dano jeść”: aby jej zmartwychwstanie nie było uważane jako pojawienie się ducha. On sam, po zmartwychwstaniu, jadł rybę (Łk 24,42)… Błagam Cię, Panie, dotknij nas dłonią, leżących; podnieś nas z naszego łoża grzechów i spraw, byśmy chodzili. Kiedy zaczniemy chodzić, każ dać nam coś do jedzenia. Kiedy leżymy, nie możemy jeść, jeśli nie stoimy, nie możemy przyjmować Ciała Chrystusa.

Źródło: Homilie do Ewangeli św. Marka, nr 3 (© Evangelizo.org)

«Wracaj do domu, do swoich, i opowiedz im wszystko, co Pan ci uczynił i jak ulitował się nad tobą».  Poszedł więc i zaczął rozgłaszać w Dekapolu wszystko, co Jezus mu uczynił, a wszyscy się dziwili. Mk 5, 19b-20

Święci nie żądają od nas oklasków, ale byśmy ich naśladowali. św. Jan Paweł II

To Słowo zaświadcza, że dla każdego jest nadzieja. Przed Boskim Majestatem zegnie się KAŻDE kolano, zatem nie ma takiej siły, która może trwale Cię zniewolić i odciągnąć od Boga. Jeśli tylko wejdziesz w relację z Bogiem, On będzie przemieniał, porządkował krok po kroku Twoje wnętrze i rzeczywistość, w której się znajdujesz. Zapewne uzdrowienia wymaga wiele przestrzeni i sfer Twojego życia. Dla Boga jednak nie ma nic niemożliwego!

Wychodź więc z grobowca tego co Cię spętało i skuło, bo Jezus właśnie przechodzi koło Ciebie! Już nic nie będzie tak samo, bo moc Przenajświętszej Krwi Chrystusa obmywa Cię z wszelkiej nieczystości, z wszelkiej choroby, poczucia strachu i niegodności, nadając Ci nową tożsamość. Zbliż się do krat konfesjonału i zrzuć ten ciężar, potwierdź swoją tożsamość!

Pewnie wielu się zdziwi widząc Twoją przemianę 🙂 a może swoim świadectwem dasz przykład i pociągniesz innych do Boga!

Nasz świat niechybnie zmierza ku zagładzie, więc tym bardziej trzeba dzisiaj wiarygodnych i autentycznych świadków Chrystusa. Nie bój się narazić na śmieszność dla Jezusa. Nie bój się mówić o konkretnych łaskach, którymi Bóg Cię obdarza w Swej niezmierzonej i nieograniczonej hojności. To nie jest przechwalanie się, to oddawanie Bogu należnej czci i chwały, bo to On jest sprawcą naszego chcenia i działania, sami z siebie nic nie możemy.

Boże mój, świadczę jak potrafię 🙂 Dziękuję z całego serca za dary i łaski Twojego Ducha, i proszę o odwagę i siłę do naśladowania Twojego Syna Jezusa Chrystusa, i dawania świadectwa o Twojej potędze, hojności i miłości, gdziekolwiek mnie poślesz.

Jestem Panie!

Autor: Sobór Watykański II

Albowiem jak Syn posłany został przez Ojca, tak i sam posłał Apostołów (por. J 20,21) mówiąc im: „Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, nauczając je zachowywać wszystko, cokolwiek wam przykazałem. A oto ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mt 28,18-20). Ten uroczysty nakaz Chrystusowy zwiastowania zbawiennej prawdy Kościół otrzymał od Apostołów, aby go wypełniać aż po krańce ziemi (por. Dz 1,8). Stąd też za swoje uznaje słowa Apostoła: „Biada mi, jeślibym Ewangelii nie głosił” (1 Kor 9,16), i dlatego nieustannie rozsyła zwiastunów, dopóki nie powstaną nowe Kościoły i same nie zaczną prowadzić dalej dzieła ewangelizacji.

Duch Święty bowiem przynagla go do współdziałania, aby spełnił się skutecznie zamysł Boga, który uczynił Chrystusa źródłem zbawienia dla całego świata. Głosząc Ewangelię, Kościół zachęca słuchających do wierzenia i wyznawania wiary, przygotowując ich do chrztu, wyrywa z niewoli błędu i wciela w Chrystusa, aby przez miłość ku Niemu dorastali do pełności. Działalnością swoją sprawia, że cokolwiek dobrego znajduje się zasiane w sercach i umysłach ludzkich lub we własnych obrządkach i kulturach narodów, wszystko to nie tylko nie ginie, lecz doznaje ulepszenia, wyniesienia na wyższy poziom i pełnego udoskonalenia na chwałę Bożą, na zawstydzenie szatana i dla szczęścia człowieka.

Ze swej strony każdy uczeń Chrystusowy ma obowiązek szerzenia wiary. Jeśli jednak każdy może chrzcić tych, którzy wierzą, to rzeczą kapłana jest budować Ciało Mistyczne przez ofiarę eucharystyczną, wypełniając słowa Boże zapisane u Proroka: „Od wschodu słońca aż do zachodu wielkie jest imię moje między narodami i na każdym miejscu poświęcają i składają imieniu memu ofiarę czystą” (Ml 1,11). Tak więc modli się i równocześnie pracuje Kościół, aby w Lud Boży, w Ciało Pańskie i Świątynię Ducha Świętego weszła pełnia całego świata.

Źródło: Konstytucja dogmatyczna o Kościele „Lumen Gentium”, 17

Rankiem (21.07.2018) zwróciła się do mnie znajoma, z prośbą o modlitwę za swojego 8 miesięcznego synka. Zdiagnozowano u niego zapalenie jelit. Dziecko bardzo cierpiało, nie chciało jeść, ani pić, no i kupka była z krwią. Trwało to jak zrozumiałam kilka tygodni… Wpisałam intencję w naszej diakonii modlitwy i polecaliśmy dziecko Bożemu Miłosierdziu.

W ciągu dnia na modlitwie różańcowej przyszło światło, aby pomodlić się za Maluszka przez telefon. Ok. godz 20 prowadziłam w modlitwie mamę chłopca, ja nad Soliną, a Oni gdzieś pod Krynicą. Poleciłam mamie położyć rękę na chorym brzuszku dziecka i modliłam się prostymi słowami, a Ona wszystko za mną powtarzała. Mama czuła, że coś się dzieje w Jego brzuszku, a ja czułam w swoim skurcze jelit… Pan Bóg zadziałał z wielką mocą!

Ok. 22 zapytałam jak się czuje maluszek, a mama mi mówi, że siedzą z mężem i płaczą, bo Bóg uzdrowił ich synka! Poprosiłam aby zmówili jeszcze Koronkę do Bożego Miłosierdzia dziękując za cud uzdrowienia, maluszek jeszcze pochlipywał przez sen. W niedzielę popołudniu znowu zapytałam o zdrowie chłopca. Otrzymałam odpowiedź, że dziecko jest zupełnie zdrowe – je, pije i robi normalną, zdrową kupkę. Wtedy ja się rozpłakałam … Bóg jest niesamowity! Działa jak chce i kiedy chce! Dla Niego nie ma znaczenie ani miejsce, ani czas, tylko szczera i ufna prośba.

Sobotniego wieczoru zostało uzdrowione nie tylko dziecko, ale i matka, która nosząc pod sercem kolejne dzieciątko była kłębkiem nerwów. To są Jej słowa – Pan Bóg po raz kolejny uzdrowił moją duszę.

Niedługo później zostały wykonane badania, które potwierdziły 100% uzdrowienie dziecka!
Niech będzie Bóg uwielbiony w tej Rodzinie, niech będzie uwielbiony w tym maleńkim chłopczyku, Jego siostrzyczce i Rodzicach!
Chwała Panu!

Moje usta będą głosiły Twoją sprawiedliwość i przez cały dzień Twoją pomoc. Boże, Ty mnie uczyłeś od mojej młodości i do tej chwili głoszę Twoje cuda. Ps 71, 15ab. 17

Dzisiaj jesteście małym płomykiem, ale dzięki łasce Bożej możecie się stać płonącą pochodnią, niosącą światło Ewangelii i ciepło waszej wzajemnej miłości i przyjaźni wszystkim rodakom. św. Jan Paweł II

Zbyt często skupiamy się na naszych brakach i potrzebach. Zbyt często traktujemy Boga jako kogoś, kto ma tylko dawać, kto ma słuchać i wysłuchiwać, kto powinien się troszczyć, bo tak obiecał.

Może trzeba by zacząć dziękować za małe cuda – za wolną niedzielę, za smaczny obiad, za uśmiech dziecka, za słońce i deszcz, za „przypadkowe” spotkanie, itd… za te drobiazgi, które nam spowszedniały, i których już nie dostrzegamy oczekując wielkich cudów.

Skup się dzisiaj na Bożej Miłości. Zachwyć się i przytul do Miłosiernego Serca Jezusa, dziękując za życie, za każdy oddech, za swoje sukcesy i za te gorsze momenty, które mają Ci przypominać, że Bóg kocha Cię bezwarunkowo.

Trwaj w tym zachwycie! Choćby burza wokół szalała, choćby mówili, żeś niemodny, zacofany i nazbyt religijny, Ty wytrwale stój pod sztandarem i Krzyżem Chrystusa – symbolem życia, miłości i zwycięstwa! Z Maryją, najbezpieczniejszą Przystanią i najdoskonalszą Pośredniczką wszelkich łask.

Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy: największa z nich jednak jest miłość. 1Kor 13, 13

Przecudnej, zachwycającej niedzieli, pełnej Bożej Obecności i miłości, pełnej małych – wielkich cudów 💞

Autor: Św. Augustyn (354 – 430), biskup Hippony (Afryka Północna) i doktor Kościoła

Lekarz przyszedł do nas, aby nas uzdrowić: nasz Pan, Jezus Chrystus. Znalazł ślepotę w naszych sercach i obiecał światło, którego: „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć” (1 Kor 2,9).

Pokora Jezusa Chrystusa jest lekarstwem na twoją pychę. Nie kpij sobie z tego, który zapewnia ci uzdrowienie, bądź pokorny – dla ciebie Bóg stał się pokornym. Wiedział bowiem, że lekarstwo pokory cię uzdrowi, ponieważ On zna dobrze twoją chorobę i wie, jak ją uleczyć. Podczas gdy ty nie mogłeś iść do lekarza, lekarz we własnej osobie przyszedł do ciebie… Przychodzi ci z pomocą, wie, czego potrzebujesz.

Bóg przyszedł w uniżeniu, aby człowiek mógł go właśnie naśladować. Gdyby pozostał nad tobą, jakbyś mógł brać z Niego przykład? A nie naśladując, jak mógłbyś zastać uzdrowiony? On przyszedł w uniżeniu, ponieważ znał rodzaj lekarstwa, które miał ci zaaplikować: nieco gorzkie, to prawda, ale zbawcze. A ty nie ustajesz w kpieniu sobie z Tego, który podaje ci kielich i mówisz sobie: „Co to za rodzaj Boga? Urodził się, cierpiał, został okryty plwocinami, ukoronowany cierniem, przybity do krzyża!” O nieszczęsna duszo! Widzisz pokorę twojego lekarza, a nie widzisz raka twej pychy i dlatego pokora ci się nie podoba…

Często zdarza się, że chorzy psychicznie zaczynają bić swoich lekarzy. W takim przypadku miłosierny lekarz nie tylko się nie gniewa na tego, który go uderzył, ale próbuje go leczyć… Nasz lekarz nie bał się śmierci z rąk chorych dotkniętych szaleństwem: ze swojej własnej śmierci zrobił lekarstwo dla nich. Bowiem umarł i zmartwychwstał.

Źródło: Kazanie Dolbeau 61, 14-18

Łk 2,22-40

Kiedy modląc się na Różańca odmawiam tajemnicę „ofiarowania Pana Jezusa w świątyni”, często zastanawiam się jak czuła się młodziutka Maryja oddając i poświęcając Swoje jedyne dziecię Bogu. Co prawda miała świadomość, że to Boży Syn, bo przecież Archanioł Gabriel zapytał Ją, czy zechce uczestniczyć w tym Bożym planie, ale to przecież było też Jej Dziecko. Nosiła Je pod sercem przez 9 miesięcy, czuła jak rośnie w Niej, jak się porusza. Troszczyła się o Nie, pokonując wielkie przeciwności i niewygody. A tu jeszcze Symeon przepowiada, że tak naprawdę to dopiero początek trudu i boleści, które będą Jej udziałem…

Co dzisiaj mogę ofiarować Bogu? Albo inaczej – co chcę ofiarować mojemu Stwórcy i Zbawicielowi, na ile mnie stać? Czy oczekuję tylko wygodnego, spokojnego życia, bez szczególnego zaangażowania, od tak – z dnia na dzień, bez wielkiego poświęcenia, mając wszystko pod kontrolą i spełniając swoje zachcianki bez hamulców i ograniczeń?

Ofiarować to znaczy oddać coś bezinteresownie, poświęcić coś ważnej sprawie,  wystąpić z gotowością, deklarować pomoc, przychylność, dawać jałmużnę.

Stań dzisiaj w świątyni swojego serca razem z Jezusem i Maryją, razem z Symeonem i Anną, i ofiaruj Bogu siebie. Przedstaw Panu swoje trudności, wszystko co przeszkadza Ci w relacji z Nim, wszystko co Cię oddala, zniewala, co paraliżuje wciskając Ci kłamstwa o Tobie i o Twoich bliskich, wszystko co bezcześci, profanuje i depcze świątynię Twojego serca i ciała.

Może zaboleć, bo prawdziwa ofiara wymaga poświęcenia, jednak radość z oglądania Boskiego Oblicza zrekompensuje każdą pracę, wysiłek, niewygodę i cierpienie, które oddasz Bogu.

Zechciej się zaangażować, stań w gotowości i zachwyć się Światłością świata, która pragnie rozpromienić i przemienić Twoje wnętrze – TERAZ, DZISIAJ!

Jestem Panie, niech się dzieje jak zechcesz!

„Oto Ja wyślę anioła mego, aby przygotował drogę przede Mną, a potem nagle przybędzie do swej świątyni Pan, którego wy oczekujecie, i Anioł Przymierza, którego pragniecie.” Ml 3, 1

Bóg jest pierwszym źródłem radości i nadziei człowieka. św. Jan Paweł II

Bóg ciągle stawia Anioły na naszej drodze. Wciąż podsyła nam ludzi, przez których do nas przemawia. Nieustannie troszczy się o najdrobniejsze szczegóły naszej doczesności, byśmy naprawdę czuli się kochani.

Rozejrzyj się. Spójrz w głąb siebie. Zrób rachunek sumienia z zaniedbań i zaniechań dobrych natchnień, dobrych pomysłów, które odrzuciłeś tylko dlatego że nie były Twoje. Troszkę może się uzbierać…

A teraz rozejrzyj się jeszcze raz. Postaraj się patrzeć oczami serca, a dostrzeżesz znacznie więcej, a to co Cię powalało i napawało lękiem, zblednie i rozświetli się w oceanie Bożej miłości i łaski.

Piękne dzisiaj święto. Pójdź ofiarować swojemu Bogu, to co od dawna chciałeś złożyć u Jego Stóp. On już wie, czeka na Ciebie!

Zawierz się Niepokalanemu Sercu Maryi i bez lęku złóż swój dar.

Oto idę Panie. Ufam, że będzie Ci miła moja ofiara. Umocnij mnie i poprowadź jak zechcesz, bez warunków. JAK ZECHCESZ BOŻE!

Autor: Bł. Gweryk z Igny (ok. 1080-1157), opat cysterski

Oto, moi bracia, zapalona świeca w rękach Symeona. Wy także zapalcie od jego światła wasze świece; te lampy, które Pan wam kazał trzymać w pogotowiu (Łk 12,35). „Spójrzcie na Niego, promieniejcie radością” (Ps 34,6) tak, abyście byli więcej niż trzymający pochodnie; bądźcie światłem, które świeci wewnątrz i na zewnątrz, dla was i waszych bliźnich.

Niech będą lampy w waszym sercu, dłoni i na waszych ustach! Niech lampa w waszych sercach świeci dla was, a te na dłoni i ustach dla waszych bliźnich. Lampa w waszych sercach to pobożność dyktowana wiarą, lampa w waszych dłoniach to przykład dobrych uczynków, a lampa na waszych ustach to budujące słowo. Bo nie powinniśmy się jedynie zadowalać byciem światłem w oczach ludzi, dzięki naszym słowom i czynom, ale musimy jeszcze świecić przed aniołami przez naszą modlitwę i przed Bogiem przez nasze zamiary. Nasza lampa przed aniołami to czystość naszej pobożności, która pozwala nam śpiewać w skupieniu lub modlić się żarliwie w ich obecności. Nasza lampa przed Bogiem to szczere postanowienie podobania się jedynie Temu, u którego znaleźliśmy łaskę…

Żeby zatem zapalić te wszystkie lampy, pozwólcie się oświecić, bracia, zbliżając się do źródła światła – Jezusa, który świeci w ramionach Symeona. Z pewnością On chce oświecić waszą wiarę, sprawić, że zajaśnieją wasze uczynki, podpowiedzieć wam słowa wypowiadane do ludzi, napełnić żarem waszą modlitwę i oczyścić wasze intencje… A kiedy lampa tego życia zgaśnie…, ujrzycie światło życia, które jaśnieje nocą, jakby to był dzień.

Źródło: Pierwsze kazanie na święto Najświętszej Maryi Panny, 2.3.5 ; PL 185, 64-65 (© Evangelizo.org)

Świadectwo dotyczy Nowenny Pompejańskiej i zostało umieszczone w książce o objawieniach w Ostrożnem „Serce w Serce”autorstwa Grzegorza Kasjaniuka. Z całego serca zachęcam do poznania historii siostry Czesławy Polak.

Dziś mija 4 lata odkąd zaczęłam modlić się Nowenną Pompejańską. Niech będzie chwała i cześć Dobremu Bogu, przez Serce Niepokalanej, za to co czyni we mnie i przeze mnie 🙏💞😇

Świadectwo w wersji oryginalnej 🙂

Grzegorz poprosił mnie o podzielenie się swoim świadectwem, jak Matka Boża przez Nowennę Pompejańską (Różaniec) odmieniła moje życie. Grzegorz pozostawił mi pełną wolność, więc pewnie się rozpiszę 🙂 bo i jest o czym.

Zacznę sięgając mojej wczesnej młodości. Zostałam wychowana w wierzącej i praktykującej rodzinie katolickiej. Dodam tylko, że była to rodzina wielodzietna (jest nas 7 rodzeństwa – teraz już było…), niezbyt zamożna, a w sumie to nawet bardzo uboga, ale w tym momencie nie będę się na tym skupiać. Odkąd pamiętam rodzice i babcia dbali, abyśmy chodzili na nabożeństwa majowe, różańcowe, w adwencie Roraty (hartcor 6 rano!), w Wielkim Poście Droga Krzyżowa i Gorzkie Żale, a w środy chodziłam z babcią na nowennę ku czi Matko Bożej Nieustającej Pomocy. W środy spotykało się też Bractwo Matki Bożej Bolesnej (moja rodzinna parafia pw. MBB w Limanowej), do którego już w wieku 9 lat zostałam przyjęta jako najmłodsza członkini (niestety po okresie szkolnym zdaje się, zaniechałam odmawiania Koronki do Matki Bożej… ufam, że jeszcze ożywię to nabożeństwo w sobie). Powierzyłam się też Matce Bożej oddając całą siebie, pełniąc służbę w Dziewczęcej Służbie Maryjnej. Można sądzić z tego opisu, że to już prawie świętość 😉

Przez lata, różne sytuacje, okoliczności i ludzi (nie chcę wchodzić w szczegóły, bo niektóre są bolesne i po co przypominać raniąc przy tym innych) moja wiara nieco spowszedniała, wystygła, o okresowo nawet zamarzła… Rzeczy ważne zaczęłam spychać na dalszy plan i zwyczajnie lekceważyć wartości, w których zostałam wychowana. Chociaż w niedzielę do Kościółka zawsze przykładnie chodziłam, ale wewnątrz była zupełna obojętność, pustka.. na Mszy św. zdarzało mi się układać plany na dalszą część dnia i cały tydzień… Ten okres na szczęście nie trwał długo.

W 1994 po niespełna półrocznym czasie od poznania, wyszłam za mąż za pewnego bardzo przystojnego mężczyznę 🙂 i nic w tym dziwnego (chociaż kiedyś miałam pragnienie pójścia do zgromadzenia Sióstr Szarytek na Warszawskiej w Krakowie), prócz faktu, że Boguś mój jest osobą niepełnosprawną, choruje na postępujący zanik mięśni, a w momencie kiedy się poznaliśmy, lekarze wydali na Niego wyrok, dając tylko 2 lata życia – dziś jesteśmy już 24 lata po ślubie! Jak widać Pana Boga nie można ograniczać, bo tylko On Dawca życia, zna jego długość.

Lata małżeństwa nauczyły i ciągle uczą mnie pokory. To nieustanna służba i szukanie rozwiązań, sposobów, jak godnie i normalnie funkcjonować na co dzień, mimo ograniczeń i trudności, które nie zawsze na pierwszy rzut oka widać. Wiele osób mówi jaka to jestem wspaniała i cudowna, jaka dzielna i silna, jak mnie podziwiają 🙂 a ja jestem zwyczajna, chociaż prawie góralka 😉 a moją siłę, odwagę i moc czerpie z Krzyża Chrystusa. Wiem też, że to moje oddanie się Matce Bożej w dziewczęcych latach dzisiaj procentuje z ogromną siłą, i tylko dzięki tej Bożej pomocy jestem w stanie ogarniać problemy, które czasem mnie normalnie po ludzku przerastają.

Kiedy 3 lata temu, 1 lutego 2015 roku rozpoczęliśmy wspólnie z mężem odmawiać Nowennę Pompejańską byłam w wielkim dołku psychicznym z różnych przyczyn, a głównie z powodu pogarszającego się bardzo mocno mojego stanu zdrowia. Moje ciało, szczególnie kręgosłup i kolana, są mocno eksploatowane i już dawno sugerowano mi operację kręgosłupa. Pojawił się też guz w podbrzuszu, który pomimo szeregu wykonanych badań, do dzisiaj jest niezdiagnozowany, chociaż już nie jest taki dokuczliwy, ale wówczas spędzał nam sen z powiek. Mój mąż potrzebuje pomocy we dnie i w nocy, więc jakakolwiek chirurgiczna interwencja to ostateczna ostateczność 🙂 Od początku naszej wspólnej drogi proszę Boga o siły fizyczne, bo to bardzo ważne w naszej sytuacji, ale proszę też o cierpliwość, wyrozumiałość i nieustanną pokorę, bo jednak nawet po tylu latach trudno osobie zdrowej, tak naprawdę zrozumieć co przeżywa człowiek prawie w 100% zdany na łaskę i niełaskę innych…

Więc kiedy rozpoczęliśmy NP byliśmy oboje bardzo zdeterminowani, i w ogóle to było niewyobrażalne jak można codziennie, przez 54 dni odmawiać 3 Różańce w ciągu dnia! (od lat jesteśmy oboje w Różach Żywego Różańca, i ten dziesiątek już był niemałym wyzwaniem). Matka Boża jednak z dnia na dzień uspakajała moje serce. W trakcie pierwszej NP, a właściwie to już na samym Jej początku, dziwnym trafem ktoś dodał mnie do fejsbukowej grupy „Msza Święta z modlitwą o uzdrowienie”, gdzie bardzo mocno zaangażowałam się w modlitwę za osoby i intencje tam publikowane. Poznałam tam (wirtualnie) wiele fantastycznych osób, z którymi do dzisiaj jestem w kontakcie. Zaczęłam też trafiać (w tej grupie) na linki do ciekawych konferencji. Poznałam (wirtualnie 🙂 ) O.Daniela Galusa, „Dotyk Boga”prowadzony przez Michała Świderskiego, ks.Glasa, ks.Pawlukiewicza. Te „znajomości” zaowocowały chęcią coraz głębszego poznawania Ducha Świętego, bo jak się okazało, to właściwie ja nic o Nim nie wiedziałam…

Przez te ponad 3 lata, praktycznie cały czas (z niewielkimi kilkudniowymi przerwami na początku) odmawiam NP. Matka Boża przewróciła moje życie do góry nogami 🙂 Niby nic się zmieniło zewnętrznie, a cały mój świat, tzn. moje patrzenie, postrzeganie, wartościowanie zmieniło się diametralnie. 2 lata temu, też przypadkiem, a wiadomo „przypadek” to drugie imię Ducha Świętego 🙂 trafiłam razem z mężem na kurs Alpha organizowany w naszym mieście Bochni. Do dziś nie wiem jak to się udało :), ale mam przekonanie, że Matka Boża cały czas troszczy się i pomaga mi w najdrobniejszych, banalnych sprawach. W trakcie kursu, przed weekendem który miał być poświęcony Duchowi Świętemu, wybraliśmy się na pielgrzymkę do Łagiewnik (akurat był tydzień po święcie Bożego Miłosierdzia) i tam, tylko przez kilka sekund, poczułam tak silną Bożą Miłość, że miałam wrażenie jakby serce miało mi się rozpaść na tysiące kawałeczków, a jednocześnie było to tak błogie i radosne uczucie, że chciałoby się tak zostać na zawsze. Tydzień później na modlitwie o wylanie darów Ducha Świętego, Zmartwychwstały Pan wkroczył z wielką mocą w moje życie i od tej pory codziennie mnie zaskakuje 🙂 Po tym kursie, kiedy Bóg tak bardzo rozbudził serca uczestników, powstała wspólnota Strumienie Wody Żywej, która bardzo aktywnie działa ewangelizacyjnie w naszym mieście. Wspólnota daje siłę i umocnienie, a wspólnotowa modlitwa i uwielbienie Boga, pomaga w przełamywaniu swoich ograniczeń i przewartościowaniu swoich braków czy ułomności. We wspólnocie odkopałam talent, który ponad 20 lat drzemał uśpiony 🙂 zaczęłam znowu śpiewać (kiedyś coś tam chałturzyłam 😉 ) ale teraz już na chwałę Pana w diakonii uwielbienia, posługuję też modlitwą wstawienniczą.

Po zeszłorocznych rekolekcjach wspólnotowych Pan Bóg uzdrowił mnie z przypadłości związanych z okresem przekwitania, który bardzo wcześnie i ciężko u mnie przebiegał być może w związku z wcześniejszymi operacjami (szczególnie dokuczliwe od kilku lat były bóle głowy), oraz uwolnił mnie od uciążliwych i nieprzyjemnych dolegliwości jelitowych (uchyłki i zespół jelita drażliwego).

15 sierpnia 2016 w Święto Wniebowzięcia Matki Bożej użądliła mnie osa (od maleńkości byłam uczulona i każde takie spotkanie z różnego rodzaju owadami było bardzo bolesne i kłopotliwe, chociaż z pomocy ambulatoryjnej raczej nie pamiętam żebym korzystała). Ale to użądlenie było jakieś szczególnie toksyczne… w bardzo krótkim czasie poczułam, że sztywnieje mi szczęka, ściska gardło, serce kołacze i cała byłam rozdygotana… to chyba nazywa się wstrząs anafilaktyczny. W odruchu paniki, ale i z wielkim zaufaniem stanęłam przed wizerunkiem Piety Limanowskiej, błagając o ratunek. Chyba całe życie klatka po klatce mignęło mi przed oczami, ale najważniejszy był mój Boguś, kto się Nim zaopiekuje, kiedy coś mi się stanie… Przenajświętsza, Bolejąca Matka po raz kolejny okazała mi jak bardzo troszczy się o swoje dzieci, jak bardzo kocha i jak wrażliwa jest na ból i ludzkie cierpienie. Ocaliła mnie, abym mogła dalej służyć i w modlitwie Różańcowej wypraszać łaski dla siebie i innych.

Dzisiaj jestem zupełnie inną osobą i wciąż staram się, by zmieniać się na lepsze. Pewnie, że wciąż upadam, wciąż zdarzają się gorsze dni i kryzysowe momenty. Bardzo ubolewam nad moją bylejakością i niedbałością – to ciągła praca, czasem wręcz heroiczna i syzyfowa, kiedy oskarżyciel ciągle wywleka jakieś przypadłości „starego” człowieka we mnie, kiedy atakuje często nawet przez najbliższych wywlekając i rozdrapując bolesne sprawy. Zdarzają się nawet ataki fizyczne poprzez dziwne, niby dające się w sposób logiczny wytłumaczyć wypadki – a to potykam się na własnych nogach i mam spadać ze schodów (tu potężna interwencja mojego osobistego Anioła Stróża, który szarpnięciem do tyłu, uchronił mnie od upadku, kalectwa, a może nawet śmierci), to uderzę się klapą od samochodu, którą zamykam setki raz, to oparzę się żelazkiem ( 3 V tego roku dawałam świadectwo o NP, a przed wyjściem prasując pomiętą bluzkę chwyciłam za rozgrzane żelazko od przodu… nawet dziecko wie, że tak nie wolno robić!) W trakcie odmawiania NP kilka Różańcy zostało poszarpanych i zniszczonych w dziwny sposób (mam to udokumentowane), ale cóż on może 🙂 Jak to mówi O.Witko może tylko posyczeć i postraszyć. Oczywiście nie można bagatelizować i lekceważyć działania diabła, ale też znowu nie ma się co trząść przesadnie, bo przy Maryi zawsze jest bezpiecznie 🙂

Moim pragnieniem jest odmawianie Nowenny Pompejańskiej do końca życia. Jest tyle próśb do omodlenia, tyle osób zwraca się o wstawiennictwo przez Serce Niepokalanej. No właśnie piękną praktyką jest nabożeństwo Pierwszych Sobót, o które prosiła Maryja w Fatimie, a które też już od dłuższego czasu staram się propagować przez swoje świadectwo. W każdym Różańcu staram się też pamiętać o duszach w czyśćcu cierpiących, aby przez modlitwę przynosić Im ulgę i prosić Je o modlitwę w intencjach, które polecam. A jak i kiedy się modlę? Idealnie, kiedy mogę wziąć Różaniec do ręki i poświęcić ten czas tylko modlitwie, ale niestety częściej zdarza się, że modlę się pracując, czy jadąc samochodem. Myślę, że najważniejsze jest oddanie serca i intencja, pragnienie modlitwy, a nie same okoliczności, w których się modlę. Nie boję się o posądzania o „klepanie” Różańca, niech ci co tak mówią, spróbują się modlić w każdej sytuacji, a Matka Boża przyjmie każdą „Zdrowaśkę” i każdą przemieni w konkretne, choć nie koniecznie już widoczne błogosławieństwo. Na modlitwie nie chodzi o komfort i uniesienia, ale o oddanie nawet tej swojej bylejakości.

Przez to moje świadectwo pragnę oddać należną cześć Przenajświętszej Panience i pokazać jak w Jej cudownym Towarzystwie można w swoim ograniczeniu, codzienności i zwyczajności dokonywać rzeczy nadzwyczajnych 🙂 i być użytecznym narzędziem w rękach Boskiego Garncarza, który nieustanie tworzy nowe dzieła, angażując nas w swojej pracowni. Tak wiele zależy od każdego z nas! Gorliwą i wytrwałą modlitwą możemy góry przenosić i przemieniać czyjeś, a na pewno swoje życie!

Dziękuję, że mogłam podzielić się z Wami moją radością i doświadczeniem Bożej Miłości. Niech Dobry Bóg w swej bezgranicznej hojności obdarza każdego z nas, przez Serce Maryi obfitością swej łaski i nieograniczonym bogactwem swego Miłosierdzia. Do zobaczenia kiedyś 🙂

cdn! oczekujcie 🙂