J 20 1,11-18

(I znowu coś z mojego archiwum 📘 komentarz z 2017 roku.)

Potrzebujemy nieustannie nawracać się jak ewangeliczna Maria Magdalena, której Jezus tak wiele wybaczył. I chociaż znała Go bardzo dobrze, to nie rozpoznała,  trwając w żalu i rozpaczy – a przecież widziała jak umierał na krzyżu, towarzyszyła Mu do ostatniej chwili życia… Dopiero kiedy zwrócił się do Niej po imieniu pojęła, że to Mistrz i Nauczyciel.

Jezus wzywa dzisiaj każdego z nas po imieniu. Zwraca się do nas tym imieniem, które zostało nam nadane podczas Chrztu Świętego, które było „świadkiem” zmazania naszego grzechu pierworodnego. Chociaż ten Sakrament przyjmowaliśmy nieświadomie to był On początkiem naszej relacji z Panem Bogiem. Od tego momentu upłynęło pewnie już sporo czasu, już niejedno potknięcie i upadek za nami, a może wciąż gdzieś błądzimy po peryferiach i pustyniach, gdzie zachwycamy się „fatamorganą”, a złudzenie chwilowego szczęścia i własnej wyjątkowości odbiera nam zdolność logicznego myślenia…

Trzeba nam więc spojrzeć zza zasłony naszych wad i ułomności, aby starać się tak jak Maria Magdalena wciąż poszukiwać Chrystusa. Trzeba nam wciąż na nowo podnosić się z upadku, żalu, niezrozumienia, trwania w poczuciu ciągłego skrzywdzenia, czy ustawicznych pretensji do wszystkich wokół. Musimy ciągle powstawać i prosić o łaskę rozpoznania, o zdolność dostrzegania Jezusa w każdym człowieku, w każdej sytuacji,  która nas spotyka.

Proszę Cię Boże, otwórz moje oczy, naucz rozróżniać i doceniać to czym mnie obdarowujesz.

Prowadź mnie Panie i bądź mi Nauczycielem, abym nie pogubiła się w tym pędzącym świecie, abym  dokonywała właściwych wyborów i umiała przesiewać „ziarno od plew”.

Matko Najświętsza czuwaj nade mną, ochraniaj przed pokusami i podszeptami złego.