Jakże trudno naszym ludzkim rozumem pojąć mowę Pana Jezusa, który bardzo wyraźnie podkreśla, że nie jest z tego świata.
Jednak język miłości nie potrzebuje wielu słów, ani szczególnego tłumaczenia. Albo się kocha i robi wszystko co możliwe, aby więź, relacja była nieustannie żywa, albo stwarza się pozory zainteresowania, co wiadomo, wcześniej czy później pryśnie jak bańka mydlana.
Chyba dziś każdy z nas powinien się uderzyć w pierś, bo gdybyśmy naprawdę kochali Pana Jezusa nie ranilibyśmy Go nieustannie naszymi grzechami. Nie wypatrywalibyśmy drzazgi w oku swojego bliźniego, bagatelizując belkę we własnym oku, która już tak niemiłosiernie okaleczyła i zdeformowała nasze spojrzenie, że powoli stajemy się ślepcami, widząc tylko wybiórczo – to co chcemy zobaczyć.
Trzeba nam więc nieustannie patrzeć na Pana Jezusa, bo tylko On może uzdrowić nasze spojrzenie, bo tylko On nas nigdy nie zawiedzie i tylko On, który jest Prawdą, nauczy nas żyć w prawdzie. Trzeba nam więc zostawiać wszystko co światowe i czynić to, co się podoba naszemu Ojcu. Ostatecznie liczy się tylko wola naszego Taty w Niebie, a On chce dla nas najlepszych rzeczy – życia wiecznego w blasku Jego niegasnącej miłości.
Póki jesteśmy tutaj mamy wybór. Wykorzystajmy dobrze nasz czas.
Duchu Święty prowadź, pouczaj i pokazuj nam nasz grzech, i wzbudzaj w nas pragnienie prawdziwej przemiany – przemiany na wieczność.
Ludzie (tłumy) różnie patrzyli na Jezusa. Dla jednych był Prawdą, którą głosił całym życiem, przez drugich nierozumiany, bo wyprzedzający ówczesną epokę. Arcykapłanom i faryzeuszom nie podobała się „zwodnicza” interpretacja Prawa i tradycji Starego Testamentu, którą Jezus upraszczał i przekładał, akcentując wolność i miłość wobec każdego człowieka. Taka postawa Jezusa nie była dobrze postrzegana… U tych pierwszych wzbudzała zachwyt i nadzieję, ale ci drudzy patrzyli z lękiem i zawiścią.
Dzisiaj również nie brakuje tych zachwyconych, ale i nienawidzących. Chrystus wskazuje nam – ludziom współczesnych czasów – drogi życia i postępowania. Jego Słowo jest wciąż żywe i aktualne. I tak samo jak wtedy, dzisiaj też jesteśmy podzieleni w opiniach dotyczących nauki głoszonej przez Pana. Dla wielu jest Światłością i jedynym Przewodnikiem po krętych i wąskich ścieżkach życia, a dla innych niewygodnym i niepożądanym Głosem prześladującym i piętnującym ich „wyzwoloną” wolność i miłość.
Bóg wie, że ludzki rozum jest ograniczony, że wielokrotnie będziemy źle oceniać, mylić się, stawiać niewłaściwe i chwiejne kroki. Przewidział to wszystko w swoich planach dla nas. Wie, jak z każdego fałszywego ruchu i błędnej decyzji wyciągnąć coś dobrego i błogosławionego. Tylko czy chcemy z Nim współpracować? Czy nie zabrnęliśmy już w ślepą uliczkę i nie dopada nas niemoc i ciemność? Czy w swoich osądach i krytyce nie marnujemy i nie przekreślamy czyjegoś życia?
Nie odpowiemy sobie na te pytania bez pojednania się z Chrystusem, bez przyjęcia Jego prawdy, bez zaufania i miłości, jaką nas obdarza. To tak niewiele z naszej strony! Zrób krok do przodu – wyjdź przed tłum! Zachwyć się na nowo Jezusem!
Jakże często oceniamy według pozorów, według pochodzenia, urody, czy majętności. Kreujemy sobie obraz człowieka, którego wcale nie znamy, o którym nic nie wiemy, tylko coś tam zasłyszeliśmy.
Tłumy idące za Jezusem zdążyły Go poznać, lecz mimo cudów, które widzieli, których doświadczyło wielu, znaleźli się i tacy, co kwestionowali dzieła Jezusa, choćby tylko ze względu na Jego pochodzenie.
Takie uprzedzenia pokutują i dzisiaj. Sama we wczesnej młodości doświadczyłam niejednokrotnie szykan i gorszego traktowania w związku z tym, że pochodzę z ubogiej, wielodzietnej rodziny. Wiem jak czuje się osoba niesłusznie osądzana tylko na podstawie innego, ekstrawaganckiego wyglądu, czy stroju. Każdy z nas jest inny i każdy ma swoją, oryginalną historię życia, ale to nie znaczy, że moja, czy Twoja jest lepsza, bądź gorsza. Zdarza się, ze człowiek „dziwnie” wyglądający może okazać się wspaniałym kompanem i serdecznym przyjacielem.
Jezus przyciągał do siebie ludzi z najróżniejszych środowisk. On nie gardził żadnym człowiekiem. Dlatego nawet strażnicy dostrzegli Jego wyjątkowość, wiedzę i pasję z jaką nauczał.
Dziś też mamy takich przewodników, którzy w Imię Jezusa nauczają i uzdrawiają. I analogicznie wielu dzięki Ich posłudze poznaje, doświadcza i zakochuje się w Chrystusie. Ale jeśli tylko jakiś cień padnie na takiego człowieka, zostaje on napiętnowany i oskarżany. Lubimy krytykować i obmawiać, szczególnie kapłanów, którzy będąc na „świeczniku” nie są przecież chodzącą świętością, bo tak jak my są ludźmi ułomnymi i narażonymi na pokusy i zagrożenia płynące ze świata. Jakże krzywdzimy słowem i niewiarą, potępiamy bez wysłuchania, bez analizy argumentów, jakby sam osąd przynosił nam satysfakcję…
A Jezus, cichy i pokorny czeka, gdzie będzie dla Niego miejsce, które serce zechce trwać w zachwycie Jego nauką i bronić z miłością tego co cały czas jest aktualne.
Od dłuższego czasu pracują we mnie wypowiadane dzisiaj przez sparaliżowanego z nad Betesdy słowa – „nie mam człowieka”. Jak wielki żal, jak wielka gorycz, a zarazem niewypowiedziana tęsknota kryją się w tym prostym stwierdzeniu…
Dzisiaj, kiedy stajemy się coraz bardziej anonimowi, przez okrywające nasze twarze maseczki, bardzo często nie rozpoznajemy w mijanych osobach swoich znajomych. Bywa, że może nie chcemy rozpoznać, bo tak wygodniej, bo nie trzeba zagadywać, interesować się czyimiś problemami, kiedy swoich mamy i tak w nadmiarze.
Wielu przenosi swoje życie w przestrzeń wirtualną, bo tak teraz bezpieczniej. A tu dopiero raj dla tych, co chcą się ukryć. Można się chować za dziwaczne awatary, zmieniać tożsamość, pisać co się tylko wymyśli, kopiować czyjeś mniej lub bardziej udolne zapiski, komentować bez odpowiedzialności za słowo i właściwie róbta co chceta.
I jak w tym wszystkim odnaleźć człowieka? Jak odnaleźć człowieczeństwo, kiedy grzech spowszedniał, a Boże prawo jest spychane już poza margines.
Obyśmy wszyscy dostąpili łaski spotkania z przechodzącym wśród nas Panem Jezusem. Obyśmy naprawdę pragnęli uzdrowienia z naszych życiowych paraliżów, których pewnie nawet nie umiemy nazwać. Obyśmy byli wrażliwi na ludzką krzywdę, na ludzkie cierpienie i stali się właśnie tym człowiekiem, którego współczesny, sparaliżowany świat potrzebuje.
Duchu Święty uzdolnij nas proszę, byśmy stali się przedłużeniem miłosiernych rąk Chrystusa.
Modlitwa to spotkanie z samym Stwórcą. Modlitwa to relacja, to dialog, który każdy z nas prowadzi i przeżywa na swój sposób.
Bardzo mnie poruszyła niedawna rozmowa z osobą, która na pozór, zdawałoby się, jest daleko od Pana Boga. Na pozór, bo praktyki religijne z różnych względów, na których nie będę się tutaj skupiać, zdają się być marginalne. Ale „pobożny” katolik widzi, co chce widzieć. Nie zagłębiając się w sytuację i powód takiego stanu rzeczy, bezsprzecznie orzeka – pójdziesz do piekła! A tymczasem może się okazać, że ta osoba, która pozornie jest daleko, ma znacznie głębszą relację z Panem Bogiem niż niejeden poprawnie praktykujący katolik. Bo czyż Pan Jezus nie powiedział: „Kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień”?
Warto dziś spojrzeć na własne postępowanie, bez porównywania się do kogokolwiek. Warto przeanalizować wydawane przez siebie oceny i wyroki, które być może mają przykryć mój własny grzech, zaniedbanie i ewidentną winę.
Życie pozorami to życie w kłamstwie, w ciemności. A Pan Jezus jest przecież Światłością świata. Przed Nim nikogo nie musisz udawać. Przed Nim nikogo nie jesteś w stanie udawać, bo On zna Cię lepiej niż ty siebie.
Świat się zatrzymał. Świat ma czas i szansę na powrót do Prawdy, do Źródła Życia. Tylko czy potrafimy, czy zechcemy wykorzystać ten czas, tę lekcję pokory i posłuszeństwa, czy nadal będziemy tkwić w pozorach i mierzyć swoją miarą?
Bliskie jest królestwo Boże. Nawracajmy się i wierzmy w Ewangelię.
Pewnie każdy z nas na jakimś etapie swojego życia miał, a może wciąż ma problem z przebaczeniem. Sama doświadczyłam wielkich cierpień, które bardzo trudno było mi wybaczyć. I kiedy dzisiaj sięgam pamięcią wstecz, widzę jak ogromną łaską obdarzył mnie mój Bóg, lecząc moją pamięć i rany mojego serca.
Trudno jest przebaczać, szczególnie gdy przychodzi żyć z tym kto cię krzywdzi, pod jednym dachem. Czas pandemii i izolacji zaostrzył wiele konfliktów rodzinnych. Słyszymy o wielkich dramatach, które rozgrywają się w zaciszu domowym, a których można by uniknąć gdybyśmy potrafili słuchać i przebaczać. A tu niestety każdy uważa, że ma rację i ani ciut nie ustąpi, bo nie!
W dzisiejszej przypowieści najbardziej uderzyły mnie dwa słowa – dług i cierpliwość.
Może warto w tym wielkopostnym czasie zastanowić się wobec kogo mam jakieś długi. Może warto postarać się naprawić i uregulować to, co będąc w drodze ku wieczności wciąż możemy oddać i zadośćuczynić. A na pewno warto i trzeba prosić naszego Boga o nieustanną cierpliwość, o łaskawość, o miłosierdzie wobec nas grzesznych, krnąbrnych, krótkowzrocznych i zadufanych w sobie sług, którzy tak pochopnie osądzamy, rozpamiętując krzywdy nam zadane.
Kochany Ojcze, ucz nas przebaczać, zapomnij nam nasze winy, przywołaj kiedy błądzimy i wylewaj na nas zdroje Twojej miłosiernej i przebaczającej miłości.
Serce Jezusa, pokoju i pojednanie nasze, zmiłuj się nad nami!
Patrząc na dzisiejszy świat można odnieść wrażenie, że wielu zapomniało, a może nikt im nie przypomina, że ciało utkane przez Stwórcę, przez moc sakramentu chrztu, staje się świątynią Ducha Świętego. I idąc dalej tym tropem, należało by zastanowić się jak wygląda ta moja świątynia ciała.
Zapewne w wielu wnętrzach Pan Jezus musiałby powywracać stoły grzesznych ograniczeń i obciążeń, aby skłonić do refleksji i zrobienia porządku w miejscu należnym Jego Ojcu. Tu nie ma co oglądać się na innych, by usprawiedliwiać, czy wybielać swoje postępowanie. Przecież Pana Boga w żaden sposób nikt nie jest w stanie oszukać ani przechytrzyć, choć wielu próbuje, żyjąc w nieustannym zgiełku targowiska i zwodniczym blasku neonowych reklam, jakby Boga nie było. Może to właśnie ten czas by ze skruchą uderzyć się w pierś i oddać należną chwałę Panu Bogu, poprzez godne traktowanie swojego ciała i szacunek wobec każdego ludzkiego życia.
Duchu Święty, przypominaj mi proszę o moich powinnościach i obowiązkach, kiedy zdaje mi się, że coś mi się należy, kiedy jestem nastawiona tylko na branie i konsumpcję…
Panie Jezu, zapraszam Cię! Zajmij należne Ci miejsce, na tronie mojego serca! Teraz, dzisiaj!
Przypowieść o synu marnotrawnym jest uważana za jedną z najpiękniejszych przypowieści Jezusa. On to, wędrując i nauczając w przypowieściach, posłany przez Ojca – jedyny Syn, nie pogardzał żadnym człowiekiem. Dla każdego, kto zwracał się do Niego, znajdował czas, okazywał miłosierdzie i dawał łaskę przebaczenia.
Ewangeliczny syn marnotrawny nie chce dłużej korzystać z dobroci i przychylności ojca. Zabiera, co według prawa się mu należy, nie prosząc, lecz żądając, i odchodzi, aby układać życie po swojemu, aby cieszyć się wolnością i kosztować wszystkich jej smaków. Ta wolność tak kusi i mami, że żadne obowiązki ani powinności wobec rodziny nie są istotne. Można powiedzieć, że to przecież naturalne, gdy dorosłe dziecko chce się usamodzielnić i decydować samo o sobie, ale widzimy, że nie o taką samodzielność chodzi w tym przypadku. Same pieniądze nie wystarczą, by godnie żyć, nie są wyznacznikiem szczęścia, a tym bardziej dojrzałości. Czyż nie widzimy ludzi zamożnych bądź dobrze sytuowanych bardzo pogubionych, pokiereszowanych wewnętrznie, którym wydaje się, że mogą być, kim chcą, że mogą wszystko? A tymczasem kozetki, leżanki czy fotele u terapeutów różnego rodzaju nie stygną, bo pomimo tego, co mają, nie potrafią odnaleźć swojej prawdziwej tożsamości, przynależności, nie mogą kupić miłości, tej prawdziwej, bezinteresownej i bezwarunkowej. Taką miłość może dać tylko Bóg Ojciec.
Kiedy nasz „bohater” zreflektował się, że już nic nie ma, że dobro otrzymane od ojca roztrwonił w całości, zatęsknił za bezpieczeństwem i stabilnością, które ojciec mógł mu zapewnić.
Spójrz na siebie w kontekście syna marnotrawnego. Ile masz z niego w sobie? Czy Twoi rodzice nie czekają z utęsknieniem, kiedy ich odwiedzisz albo chociaż zadzwonisz…? Czy nie wypatrują po nocach, wsłuchani w każdy szelest, kiedy wrócisz cały i zdrowy…? Czy tak bardzo zachłysnąłeś się światem i doczesną ułudą, że nie widzisz, jak rozbryzgujesz błoto, którym jesteś już cały utaplany, brudząc, niszcząc i depcząc wszelkie obyczaje i normy moralne? Czy nie widzisz, że te frykasy, którymi się karmisz, to zwyczajne strąki zapakowane w eleganckie i błyszczące puzdereczka?
Otrząśnij się, Ojciec czeka! Jak długo jeszcze będziesz wystawiać Jego cierpliwość na próbę?
Nieważne, z jak dalekiej drogi powracasz, nieważne, ile głupot i haniebnych uczynków popełniłeś w swoim egoizmie i zapatrzeniu tylko w siebie. Nieważne, jak bardzo się poobijałeś, jak mocno zostałeś upokorzony, jak wielka jest Twoja rana i Twój grzech. Bóg, kochający Tatuś, czeka na Ciebie z otwartymi rękoma. Nie musisz zasługiwać na Jego miłość, jak wydawało się starszemu bratu. Miłość Boża jest bezwarunkowa i zawsze taka sama, bo Bóg jest Miłością!
Wracaj do domu! Wracaj do Ojca! Wyznaj swój grzech i proś o wybaczenie, a Ojciec obdarzy Cię nową szatą, nowym sercem, obsypie obfitością swojej łaski i zaprosi na ucztę, gdzie będziesz miał zaszczytne miejsce.
Boże Ojcze, tak wielu z nas powraca co dzień do Ciebie z bardzo daleka, może nawet z marginesu i samego dna swojego istnienia. Proszę Cię, Tatusiu, Abba Ojcze, posyłaj Twojego Ducha, który nauczy mnie, jak powstawać, jak odnajdywać drogę do Ciebie, jak nie pogubić się w tym pędzie za wolnością i samorealizacją. Boże, potrzebuję Ciebie! Oto jestem, Panie, wybacz moją małość i przywróć radość z oglądania Twojego Boskiego Oblicza.
Trudno dzisiaj nadążyć za ciągłymi zmianami w różnego rodzaju przepisach, kodeksach, umowach, aneksach, itp. Prawo Boże jest jednak niezmienne od zarania dziejów, a właściwie od 2 tysięcy lat, kiedy Jezus Chrystus, Syn Boży udoskonalił je i wskazał, że najważniejsze jest przykazanie i prawo miłości.
Należało by się skupić, co dla kogo oznacza miłość. Pewnie definicji byłoby wiele 😊. Jednak Boże prawo miłości jasno i przejrzyście określa właściwą postawę miłości. Jeśli wykorzenisz ze swego serca wszelką obłudę, dwuznaczność, fałszywość, hipokryzję i przestaniesz się skupiać na przysłowiowym czubku własnego nosa, a zaczniesz dostrzegać i reagować na potrzeby drugiego człowieka, to raczej nie grozi Ci posądzenie o faryzejską postawę z dzisiejszej Ewangelii. Jeżeli swoimi czynami i życiem będziesz naśladować Pana Jezusa, będziesz przestrzegał Bożego prawa miłości, to nie będziesz miał problemu z respektowaniem żadnego prawa, bo każdą przestrzeń życia podporządkujesz prawdziwej Miłości, nie tylko na pokaz i od święta, ale nieustannie – tu i teraz, wczoraj, jutro i pojutrze.
Nie możesz wymagać i nakładać obciążeń, jeśli sam ślizgasz się po powierzchni swojego życia stwarzając pozory, żyjąc iluzją, czy czyimś życiem.
Proszę Cię dzisiaj Dobry Ojcze o czyste, otwarte serce, o prawe myśli, o dobre pragnienia. Proszę Cię Panie, aby Twój Święty Duch usuwał ze mnie wszelką dwuznaczność, aby oczyszczał to co we mnie nieprawe, próżne i fałszywe, aby wykorzeniał nawet najdrobniejsze znamiona pychy, chęci wynoszenia się ponad i oceniania innych. Proszę Cię Panie o serce pokorne, by moje słowa i postawa budowały, by przyczyniały się do wzrostu i chwały Twojego królestwa w każdym z nas.
Jezu cichy i Serca pokornego, uczyń serce moje według Serca Twego!
Jezus wzywa Cię dzisiaj do doskonałości, wzywa Cię do świadczenia miłości wokół siebie. Rozejrzyj się, zaglądnij w głąb siebie. Co widzisz? Żyjesz w zgodzie z własnym sumieniem? Aby naprawdę kochać i przebaczać musisz zacząć od siebie. Jak już dojdziesz do ładu z samym sobą, ze swoimi niespełnionymi marzeniami czy oczekiwaniami, bo inaczej się życie potoczyło, to zacznij porządkować relacje w domu i miejscu pracy.
Zobacz, ileż to niedomówień, nieporozumień, wygórowanych ambicji, o jedno słowo za dużo… Zaczyna to narastać, nawarstwiać się, z błahostki robi się wielki problem. Złość, niezrozumienie, pogarda mogą przerodzić się w nienawiść… Może wystarczy zwykłe przepraszam, ciepły uśmiech i wyciągnięta do zgody ręka, a może trzeba wiele czasu i modlitwy, aby naprawić wyrządzoną krzywdę, aby przebaczyć i darować, aby czuć się wolnym. Zranienia, krzywdy i upokorzenia bardzo bolą, któż z nas tego nie doświadczył. Pielęgnowanie ich i rozdrapywanie na nowo starych ran powoduje, że ciągle będą krwawić, aż wreszcie tak zatrują ciało i umysł, że w poczuciu tej krzywdy zaczniesz nienawidzić – a to już prosta droga do zatracenia.
Przebaczenie zaś to zwycięstwo nad swoją ułomnością i niedoskonałością, a takie zwycięstwo niesie radość, wolność i pokój. Jezus, umierając na krzyżu, pokonał wszelkie zło, przebaczył swoim oprawcom, przebaczył Tobie i mnie, bo umarł za każdego z nas indywidualnie i imiennie, za dobrego i złego, za sprawiedliwego i złoczyńcę. Oddał życie z miłości będąc Miłością doskonałą.
Zostaw więc dzisiaj pod Krzyżem Chrystusa swoją zawziętość i upór, zostaw wszystkie swoje krzywdy i bolączki, zostaw swoje niezrozumienie, wzgardzenie i bezsilność. Z Chrystusowego Krzyża płynie siła, która pozwoli Ci się podnieść i nauczyć na nowo żyć. Ta najdoskonalsza Miłość nauczy Cię na nowo, jak kochać i jak czuć się kochanym.
Boże Ojcze, dziękuję Ci za Krzyż Twojego Syna, dziękuję za moje doświadczenie krzyża, które wskazuje, co jest naprawdę ważne. Dziękuję Ci Panie, że uczysz mnie, jak kochać, że uczysz mnie, jak przebaczać i jak przepraszać, kiedy zawinię. Proszę Cię Boże, udziel mi swojej łaski, aby już nikt nie płakał przez moje nawet niezamierzone uczynki i słowa. Naucz mnie odnajdywać Ciebie w każdym skrzywdzonym, obciążonym i utrudzonym człowieku. Ucz mnie Panie doskonałości, prowadź do świętości!
Jezu cichy i Serca pokornego, uczyń serce moje według Serca Twego.