O co proszę? O uzdrowienie serca z przygnębienia i o radość bycia z Jezusem.
Przyłączę się do dwóch uczniów, którzy uchodzą z Jerozolimy do Emaus. Wsłucham się w ich smutek (ww. 13-14). Przygnębienie odbiera im jasne spojrzenie na życie. Wydaje im się, że wszystko skończyło się na Wielkim Piątku.
Przywołam sytuacje, w których ogarniał mnie silny smutek i przygnębienie. Jakie to były wydarzenia? Jak się wtedy zachowywałem? U kogo szukałem oparcia i pomocy?
Zwrócę uwagę na zachowanie Jezusa, który przyłącza się do nich w drodze (ww. 15-20). Będę kontemplował Jego podejście do uczniów. Zachęca ich, aby jeszcze raz rozważyli ostatnie wydarzenia w świetle Słowa.
Jezus codziennie „przyłącza” się do mnie na modlitwie – także do mojego smutku i strapienia. Jakie największe światło zrodziło we mnie Jego Słowo rozważane w ostatnich dniach?
„A myśmy się spodziewali…” (w. 21). Czy nie noszę w sercu jakiegoś zawodu wobec Bożych planów? Czy potrafię zawierzyć Mu to, czego nie rozumiem w moim życiu?
Jezus zwraca uwagę uczniom na ich chore serca (ww. 25-27). Pała w nich pragnienie spotkania Jezusa, ale ludzkie myślenie tłumi je i zamyka na Jego obecność. Będę prosił Jezusa, aby rozpalił moje serce Jego słowem i oczyścił je z gorzkich, złych myśli.
„Wszedł więc, aby zostać z nimi” (w. 29). Będę powtarzał z żarliwością serca: „Zostań ze mną i chroń moje serce przed niewiarą i smutkiem”!
ks. Krzysztof Wons SDS/Salwator (niezbędnik katolika)
Potrzebujemy nieustannie nawracać się jak ewangeliczna Maria Magdalena, której Jezus tak wiele wybaczył. I chociaż znała Go bardzo dobrze, to nie rozpoznała twarzy Chrystusa, trwając w żalu i rozpaczy. Przecież widziała jak umierał na krzyżu, towarzyszyła Mu do ostatniej chwili życia, jakże więc mogła spodziewać się zobaczyć Jezusa żywego? Dopiero kiedy zwrócił się do Niej po imieniu pojęła, że to Mistrz i Nauczyciel.
Pan Jezus wzywa dzisiaj każdego z nas po imieniu. Zwraca się do nas tym imieniem, które zostało nam nadane podczas Chrztu Świętego, które było „świadkiem” zmazania naszego grzechu pierworodnego. Chociaż ten Sakrament przyjmowaliśmy nieświadomie to był On początkiem naszej relacji z Panem Bogiem. Od tego momentu upłynęło pewnie już sporo czasu. Już niejedno potknięcie i upadek za nami. A może wciąż gdzieś błądzimy po peryferiach i pustyniach, gdzie zachwycamy się fatamorganą, a złudzenie chwilowego szczęścia czy własnej wyjątkowości odbiera nam zdolność logicznego myślenia, zamykając nas w grobach własnej wyobraźni czy różnego rodzaju ograniczeń.
Trzeba nam więc spojrzeć zza zasłony naszych wad i ułomności, aby starać się tak jak Maria Magdalena wciąż poszukiwać Chrystusa, wciąż wychodzić Mu na spotkanie. Trzeba nam za każdym razem, na nowo podnosić się z upadku, żalu, niezrozumienia, trwania w poczuciu ciągłego skrzywdzenia, czy ustawicznych pretensji do wszystkich wokół. Musimy ciągle powstawać i prosić o łaskę rozpoznania, o zdolność dostrzegania Pana Jezusa w każdym człowieku, w każdej sytuacji, w każdym, nawet niezmiernie trudnym i bolesnym doświadczeniu.
Proszę Cię, Kochany Jezu, otwieraj moje oczy, ucz rozpoznawać i doceniać to, czym nieustanne mnie obdarowujesz.
Prowadź mnie Panie i bądź mi Nauczycielem, abym nie pogubiła się w tym pędzącym świecie, abym dokonywała właściwych wyborów, aby cierpienie i lęk o najbliższych nie przysłaniały mi Twojej ukochanej Twarzy i abym umiała opowiadać innym o spotkaniu z Tobą, o prawdziwej nadziei i miłości, którą dajesz tylko Ty, mój Jezu.
Jeśli jeszcze Jej nie znacie, to czas nadrobić te braki
Gemma przyszła na świat 12 marca 1878 roku w Lucce (Włochy) jako piąte z ośmiorga dzieci aptekarza Henryka Galgani i Aurelii z domu Landi. Chrzest otrzymała następnego dnia po urodzeniu wraz z imionami: Gemma Humberta Pia. Jeszcze jako dziecko została oddana do szkoły sióstr Oblatek Ducha Świętego. Przełożoną tej szkoły była bł. Helena Guerra (+ 1914), założycielka tego zgromadzenia. W ósmym roku życia dziewczynka została dopuszczona do I Komunii świętej i do sakramentu Bierzmowania. W wigilię przyjęcia Pana Jezusa napisała w swoim dzienniczku: “Postaram się, aby każdą spowiedź odprawiać i Komunię świętą przyjmować tak, jakby to był ostatni dzień w moim życiu. Będę często nawiedzać Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, zwłaszcza gdy będę strapiona”.
Bóg nie oszczędzał jej cierpień. Mając 8 lat straciła matkę. Potem na gruźlicę zachorował jej ukochany brat. Gemma opuściła szkołę i internat sióstr, by oddać się pielęgnacji brata-kleryka, Eugeniusza, czuwając przy nim dzień i noc. Wyczerpana, zupełnie tak osłabła, że odchorowała to przez trzy miesiące. Do pełnego zdrowia nigdy już nie mogła powrócić. Niedługo potem wywiązała się u niej choroba nóg. W czasie operacji, nader bolesnej, ściskała w rękach krzyż. To był dopiero początek doświadczeń. Wkrótce nadeszła śmierć ojca, zupełny krach majątkowy, gruźlica kręgosłupa, zapalenie nerek. Cały rok Gemma przeleżała w łóżku, unieruchomiona gipsowym gorsetem. Wreszcie musiała opuścić własny dom, gdyż było w nim zbyt ciasno. Na prośbę spowiednika przyjęła ją do siebie pewna pobożna niewiasta z rodziny Gianninich. Był moment, że jej stan był już beznadziejny. Poddała się ponownie operacji. Wpatrzona w wizerunek Chrystusa Pana na krzyżu, zniosła ją bez słowa skargi i jęku.
8 czerwca 1899 r., w wigilię uroczystości Serca Pana Jezusa, Gemma otrzymała dar stygmatów, czyli odbicia ran Pana Jezusa. Sama tak o tym napisała: “Był wieczór, ogarnął mnie ogromny żal za grzechy, jakiego dotąd nie odczuwałam. Uświadomiłam sobie równocześnie wszystkie cierpienia, jakie Pan Jezus poniósł dla mego zbawienia. I oto znalazłam się w obecności mej Matki. Po Jej prawej ręce stał Anioł Stróż. Kochająca Matka nakazała mi wzbudzić żal serdeczny za grzechy, a gdy to uczyniłam, zwróciła się do mnie ze słowami: «Córko, w imię Jezusa masz odpuszczone grzechy. Jezus, mój Syn, bardzo cię ukochał i pragnie dać ci dowód swojej szczególnej łaski. Czy zechcesz okazać się jej godną? Ja ci będę Matką. Czy chcesz mi się okazać prawdziwą córką?» Po czym rozchyliła swój płaszcz i okryła mnie nim. W tej chwili ukazał mi się Pan Jezus. Jego wszystkie rany były otwarte, lecz zamiast krwi wydobywały się z nich płomienie. Natychmiast te płomienie dotknęły moich dłoni, stóp i serca. Miałam wrażenie, że z bólu umieram, i gdyby mnie nie podtrzymała Matka Boża, byłabym upadła na ziemię. Gdy przyszłam do siebie, stwierdziłam, że klęczałam na podłodze. W rękach, w stopach i w sercu wciąż odczuwałam przejmujący ból. Kiedy się podniosłam, zauważyłam, że miejsca, w których odczuwałam ból, silnie krwawią. Okryłam je, jak mogłam, i przy pomocy Anioła Stróża dowlokłam się do łóżka (…). Boleści ustały dopiero w piątek o godzinie trzeciej po południu”. Odtąd stygmaty odnawiały się u Gemmy regularnie, co tydzień. Rany krwawiły od wieczoru w czwartek, kiedy przeżywała mękę Zbawiciela, aż do godz. 15 w piątek. Wtedy przestawały krwawić i natychmiast zasklepiały się. Dwa lata później Gemma została naznaczona kolejnymi stygmatami: korony cierniowej i śladów biczowania.
W roku 1902, w uroczystość Zesłania Ducha Świętego, Gemma zachorowała śmiertelnie. Po chwilowym polepszeniu się zdrowia, nastąpiło gwałtowne pogorszenie. Wezwany spowiednik udzielił jej ostatnich sakramentów. Agonia miała jednak trwać jeszcze przez szereg długich miesięcy, bo aż do 11 kwietnia 1903 roku. W Wielką Środę Gemma przyjęła wiatyk, a w Wielką Sobotę koło południa, mając zaledwie 25 lat, zmarła. Na kilka lat przed śmiercią Gemma zapoznała się z zakonem pasjonistów, któremu założyciel, św. Paweł od Krzyża, wyznaczył jako pierwszy cel słodkie rozważanie męki Pana Jezusa i rozpowszechnianie tego nabożeństwa wśród wiernych Kościoła. Spowiednikami i kierownikami duchowymi św. Gemmy byli pasjoniści. Na ręce jednego z nich złożyła także cztery śluby, właściwe zakonowi.
Papież Pius XI zaliczył Gemmę do chwały błogosławionych w 1933 roku, a papież Pius XII w roku 1940 dokonał jej kanonizacji. Powodem uznania jej świętości stało się świadome, milczące przyjęcie cierpienia. Atrybutem świętej jest lilia. Jest patronką studentów i aptekarzy. W Lucca, w klasztorze pasjonistów, można oglądać skromne sprzęty, których używała św. Gemma, oraz narzędzia pokuty, lekturę, fotografie.
Wtorek Wielkanocny DZIEŃ 5 Dusze heretyków i odszczepieńców
Dziś sprowadź mi dusze heretyków i odszczepieńców, i zanurz ich w morzu miłosierdzia Mojego; w gorzkiej męce rozdzierali mi ciało i serce, to jest Kościół mój. Kiedy wracają do jedności z Kościołem, goją się rany Moje i tym sposobem ulżą mi męki.
Jezu najmiłosierniejszy, który jesteś dobrocią samą, Ty nie odmawiasz światła proszącym Ciebie, przyjm do mieszkania najlitościwszego Serca swego dusze heretyków i dusze odszczepieńców, i pociągnij ich swym światłem do jedności z Kościołem, i nie wypuszczaj ich z mieszkania najlitościwszego Serca swego, ale spraw, aby i oni uwielbili hojność miłosierdzia Twego.
I dla tych co podarli szatę Twej jedności, Płynie z serca Twego zdrój litości. Wszechmoc miłosierdzia Twego, o Boże, I te dusze z błędu wyprowadzić może.
Ojcze Przedwieczny, spójrz okiem miłosierdzia na dusze heretyków i odszczepieńców, którzy roztrwonili dobra Twoje i nadużyli łask Twoich , trwając uporczywie w swych błędach. Nie patrz na ich błędy, ale na miłość Syna swego i na gorzką mękę Jego, którą podjął dla nich, gdyż i oni są zamknięci w najlitościwszym Sercu Jezusa. Spraw, niech i oni wysławiają wielkie miłosierdzie Twoje na wieki wieczne. Amen. (1218-1219)
«Nawróćcie się – powiedział do nich Piotr – i niech każdy z was przyjmie chrzest w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a otrzymacie w darze Ducha Świętego. Bo dla was jest obietnica i dla dzieci waszych, i dla wszystkich, którzy są daleko, a których Pan, Bóg nasz, powoła». Dz 2, 38-39
Człowiekowi koniecznie potrzebne jest miłujące spojrzenie Chrystusa. Może najbardziej w chwili doświadczenia, upokorzenia, prześladowania, klęski – wtedy gdy nasze człowieczeństwo zostaje jakby przekreślone w oczach ludzkich, znieważone i podeptane – wtedy świadomość tego, że (…) Chrystus miłuje każdego i zawsze, (…) pozwala nam przetrwać. św. Jan Paweł II
Niektórzy mówią “święta, święta i po świętach…” Kiedyś też mi się tak zdarzało zrzędzić, że już po świętach i trzeba wrócić na wytarte, do bólu znajome tory… Kiedy jednak Zmartwychwstały Chrystus stał się naprawdę moim Panem i Zbawcą, kiedy Jego Święty Duch zaczął wypełniać moje serce pragnieniem trwania i uwielbiania Dobrego Boga w każdej sytuacji i położeniu, to każdy kolejny dzień jest świętem 💖
Boże obietnice ZAWSZE się spełniają. Nasz Bóg nie rzuca słów na wiatr i naprawdę WSZYSTKO jest możliwe dla tego kto Jemu zaufa.
Potrzeba tylko (albo aż) abyś uwierzył Bożemu Słowu, abyś podjął współpracę z Jego łaską, nie zważając na to, że rozum może się buntować. Czas zacząć patrzeć oczami serca, które widzą znacznie szerzej i głębiej. Które nie zniechęcają się porażkami, niesprzyjającymi okolicznościami. Które nie przerażają się czasem wojny i ogólnie panującego lęku. Które są wrażliwe na ludzkie cierpienie, oddając najlepszą cząstkę siebie, towarzysząc w utrudzeniu i wszelakiej bidzie drugiego człowieka. Czas pozwolić Zmartwychwstałemu Panu naprawdę działać w swoim życiu!
Codziennie się nawracam i codziennie mam świadomość, że długa droga przede mną… Jednak gorąco ufam Bożym obietnicom i wytrwale dążę ku Światłu – póki mogę, póki jest czas na powstawanie, na przemianę, na autentyczne, szczere oddawanie wszelkiej swojej niemocy i tego czego ludzkim rozumem nijak pojąć się nie uda….
Nawracajmy się nieustannie, przyznając się do Zmartwychwstałego Chrystusa, aby i On kiedyś mógł powiedzieć o nas, że prawdziwie należymy do Niego!
Panie, niech nas ogarnie Twoja łaska, według nadziei pokładanej w Tobie!
Autor: Św. Maksym Wyznawca (ok 580-662), mnich i teolog
Kto uważa, że Pan jest jedynie Stworzycielem bytów, które się tworzą i podlegają zepsuciu, nie rozpoznaje Go. Widzi w Nim ogrodnika jak Maria Magdalena. To dlatego, dla jego dobra, Mistrz unika kontaktu z takim człowiekiem. Mówi mu: „Nie zatrzymuj Mnie”, ponieważ wie, że nie może on wstąpić razem z Nim do Ojca (por. J 20,15-17). Wie, że kto przychodzi do Niego, uważając Go za podlejszego, niż jest w rzeczywistości, robi sobie krzywdę.
Ci, którzy przybyli z Galilei, zamknęli drzwi z obawy przed Żydami i usiedli w sali na górze (J 20,19-20), to znaczy ci, którzy przybyli z krainy objawienia, poszli się ukryć, z obawy przed duchami zła, na wyżynach boskich kontemplacji i zamknęli swoje zmysły, jak zamyka się drzwi. Otrzymują oni Boga, Słowo Boże, które przyszło do nich, nie wiedząc jak, i objawiło się im poza postrzeganiem zmysłowym, dając im niewzruszoność jako pokój, Ducha Świętego swoim tchnieniem, moc wypędzania złych duchów i ukazując znaki swoich tajemnic. Dla tych, którzy pragną poznać w ciele Słowo Boże, Pan nie wstępuje do Ojca. Ale dla tych, którzy Go szukają w Duchu na wyżynach kontemplacji, Pan wstępuje do Ojca.
Nie zatrzymujmy zatem na dole Tego, który dla nas zstąpił, w swojej miłości do człowieka, ale bądźmy z Nim na wysokościach, wstępując do Ojca, pozostawiając na ziemi sprawy ziemskie, abyśmy nie usłyszeli tych słów, wypowiedzianych do Żydów: „Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie” (J 8,21). Bo bez Słowa nie można iść do Ojca Słowa.
Autor: Św. Gertruda z Helfty (1256–1301), mniszka benedyktyńska
Jak czytamy w Ewangelii o błogosławionej Marii Magdalenie: „Nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów” itd. Gertruda powiedziała do Pana: „Gdzie, Panie, jest ten grób, w którym mam szukać pocieszenia i radości?” Wtedy Pan pokazał jej ranę w swoim boku. A gdy się pochylała do środka, w miejsce dwóch aniołów dostrzegła dwa słowa, z których pierwsze brzmiało: „Nigdy nie możesz być odłączona od mojej jedności”. A drugie: „Wszystkie twoje dzieła podobają mi się w sposób absolutnie doskonały”.
Była tym zdumiona i pełna wątpliwości, zastanawiała się, jak to możliwe, gdyż sama była tak niedoskonała pod każdym względem, że żadne z jej dzieł nie mogły się podobać żadnemu człowiekowi na świecie, z powodu ukrytych wad, które czasem w nich odkrywała. Jakże więc mogły się podobać tej nieskończenie świetlistej wiedzy, która znajduje, że tak powiem, tysiąc wad tam, gdzie dla zaślepionego człowieka będzie może jedna.
Pan jej odpowiedział: „Przypuśćmy, że trzymasz w ręku jakiś przedmiot. Możesz go łatwo ulepszyć, jeśli masz na to ochotę, a więc masz możliwość uczynienia go przyjemnym dla wszystkich. Czemu nie miałabyś tego nie zrobić? Tak samo jest ze mną: ponieważ masz zwyczaj bardzo często powierzać mi swoje dzieła, trzymam je, można powiedzieć, w ręku, a ponieważ moja potęga daje mi moc, a moja niezgłębiona mądrość zdolność, w swojej dobroci czerpię przyjemność z ulepszania wszystkich twoich dzieł, tak że Ja i wszyscy mieszkańcy nieba mogą się nimi słusznie zachwycać”.
O co proszę? O dar zażyłej więzi z Jezusem zmartwychwstałym.
Będę usilnie wzywał Ducha Świętego, aby zaprowadził mnie przed pusty grób i razem z Magdaleną pozwolił mi przeżyć spotkanie z Jezusem zmartwychwstałym.
Stanę blisko Magdaleny, która cała w bólu płacze przed grobem (w. 11). Wsłucham się w jej szloch. W ciszy będę trwał przy kobiecie, która opłakuje największą stratę swego życia.
Wsłucham się w rozmowę Magdaleny z aniołami (ww. 12-13). Zatrzymam się dłużej na jej słowach: „Zabrano Pana mego…”. Wczuję się w ton tych słów. Magdalena szuka umiłowanego Jezusa i jednocześnie czuje się bezradna.
Magdalena po raz drugi słyszy pytanie „Czemu płaczesz?” (w. 15). Nie rozpoznaje w pytającym Jezusa. Pochylona w bólu nie potrafi dostrzec Tego, którego szuka.
W czym najbardziej utożsamiam się z Magdaleną? Co mogę powiedzieć o moim kontakcie z żywym Jezusem w chwilach bólu z powodu przeżywanej straty?
Skupię mój wzrok na Magdalenie w chwili gdy słyszy swoje imię „Mario!” (w. 16). Zauważę, jak w jednym momencie zmienia się jej spojrzenie, jej twarz. Jezus pełnym miłości „Mario” wydobywa jej serce z grobu rozpaczy.
Czy przeżyłem takie spotkanie z Jezusem, które przywróciło mi życie? Czy pamiętam, jakimi słowami mnie wtedy dotknął? Czy żyją one we mnie nadal?
Będę kontemplował Jezusa żyjącego, który wstępuje do Ojca (w. 17). Zbliżę się do Niego jak Magdalena i z miłością będę powtarzał imię Jezusa, którym najchętniej Go nazywam: mój Zbawicielu, mój Panie, mój Mistrzu, mój Przyjacielu…
ks. Krzysztof Wons SDS/Salwator (niezbędnik katolika)
Poniedziałek Wielkanocny DZIEŃ 4 Dusze pogan i nie znających jeszcze Jezusa
Dziś sprowadź mi dusze pogan i tych którzy mnie jeszcze nie znają, i o nich myślałem w gorzkiej swej męce, a przyszła ich gorliwość pocieszyła Serce Moje. Zanurz ich w morzu miłosierdzia Mojego.
Jezu najlitościwszy, który jesteś światłością świata całego, przyjmij do mieszkania najlitościwszego Serca swego dusze pogan, które Cię nie znają; niechaj promienie Twej łaski oświecają ich, aby oni wraz z nami wysławiali dziwy miłosierdzia Twego, i nie wypuszczaj ich z mieszkania najlitościwszego Serca swego.
Niech światło Twej miłości, Oświeci dusz ciemności, Spraw, aby Cię dusze poznały, I razem z nami miłosierdzie Twe wysławiały.
Ojcze Przedwieczny, spójrz okiem miłosierdzia na dusze pogan i tych, co Cię jeszcze nie znają, a które są zamknięte w najlitościwszym Sercu Jezusa. Pociągnij ich do światła Ewangelii. Dusze te nie wiedzą, jak wielkim jest szczęściem Ciebie miłować; spraw, aby i one wysławiały hojność miłosierdzia Twego na wieki wieczne. Amen. (1216-1217)
Ewangelia nam przedstawia radosny bieg uczniów: „Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu” (J 20,4). Kto nie pragnąłby szukać Chrystusa, siedzącego po prawicy Ojca, i znaleźć Go u kresu swoich poszukiwań, kto by nie pragnął biec w duchu, kiedy wspomina z wielką radością bieg takich apostołów? Aby nas zachęcić do tego pragnienia, niech każdy z nas wypowie z żarem ten werset z Pieśni nad Pieśniami: „Pociągnij mnie za sobą, pobiegnijmy do wonności olejków twoich” (3,4 LXX). Biegnąć za wonią olejków to iść bez wytchnienia, w duchu, w stronę naszego Stworzyciela, umocnieni świętą wonią cnót.
Taki był bieg, godny pochwały, tych świętych kobiet, które, wedle Ewangelii, szły za Panem od Galilei i pozostały przy Nim w chwili Męki, podczas gdy uczniowie rozproszyli się (Mt 27,55); przybiegły za zapachem olejków, w duchu i dosłownie, bo kupiły wonności, by namaścić ciało Pana, jak o tym świadczy Marek (16,1).
Bracia, za przykładem gorliwych starań uczniów – mężczyzn i kobiet –przy grobie ich Mistrza… głośmy na nasz sposób radość ze zmartwychwstania Pańskiego. Szkoda by było, żeby język ciała przemilczał chwałę, należną naszemu Stworzycielowi, w tym dniu, kiedy Jego ciało powstało z martwych. To wspaniałe zmartwychwstanie pobudza nas do głoszenia wielkości Autora tej radości i zwiastowania zwycięstwa, odniesionego na naszym odwiecznym wrogu…: śmierć, razem ze sprawcą śmierci, jest wyparta; dzisiaj, przez Chrystusa, życie jest dane śmiertelnikom. Dzisiaj kajdany demona są rozdarte; wolność Pana jest przyznana chrześcijanom w tym dniu.