Gdy Jezus ujrzał go leżącego i poznał, że czeka już dłuższy czas, rzekł do niego: «Czy chcesz wyzdrowieć?». Odpowiedział Mu chory: “Panie, nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody”. J 5, 6-7a

Kościół zawsze przypominał, że nie można budować szczęśliwej przyszłości społeczeństwa na ludzkiej biedzie, na krzywdzie człowieka, na cierpieniu brata. św. Jan Paweł II

Och, jakże chcielibyśmy dzisiaj usłyszeć takie pytanie Pana Jezusa… Jakże wielu z nas cierpi, współcierpi, jakże wielu jest sparaliżowanych bezradnością i niemocą wobec barbarzyństwa wojny…

O tak, Panie Jezu! Chcemy być uzdrowieni, chcemy być ocaleni, chcemy doświadczać mocy Twojej miłosiernej, uzdrawiającej, przemieniającej miłości! Chcemy przytulać się do Twego Serca i ogrzewać się w blasku Twojej niegasnącej miłości!

Skoro już się przytulasz, skoro już wiesz jak cudowny jest nasz Bóg, to podziel się tą radosną wieścią! Spróbuj proszę zrobić dzisiaj COŚ dobrego dla drugiego człowieka. Może wystarczy zwykły uśmiech, może rozmowa, a może coś dużo więcej. Zechciej się zatrzymać nad ludzką niedolą i cierpieniem, zechciej zwrócić uwagę na tego, który w swej nieporadności, niezrozumieniu, opuszczeniu, nijak nie będzie w stanie Ci się odwdzięczyć…

Dobry Boże, proszę Cię, abyś nieustannie pouczał mnie, jak patrzeć Twoimi oczami. Proszę Cię Tato, o miłosierne oczy, o wrażliwe serce, o ręce zawsze gotowe i skore do pomocy. Maryjo, ucz mnie proszę tej delikatności, wyrozumiałości i współczucia dla tych, co się gorzej mają. Jakże wielu ich teraz…

Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo najmilszego Syna Twojego, a Pana naszego Jezusa Chrystusa, na przebłaganie za grzechy nasze i całego świata. Dla Jego bolesnej męki, miej miłosierdzie dla nas i całego świata. Amen!

Spokojnego, błogosławionego dnia ❤️+

O co proszę? O doświadczenie mocy Jezusa w mojej słabości.

Wejdę z Jezusem do Jerozolimy (w. 1). Wyobrażę sobie miasto w czasie święta. Zgiełk, tłumy ludzi zmierzające do świątyni. Jezus wie, że w tym mieście będzie męczony i zabity. Będę rozmawiał z Jezusem o czekającej Go męce.

Jezus prowadzi mnie do sadzawki Betesda, gdzie leży mnóstwo chorych (ww. 2-3). Zawsze otaczał się cierpiącymi. Pragnie, abym był z Nim przy chorych. Zobaczę wśród nich moich bliskich i znajomych.

Będę rozmawiał z Jezusem o bliskich memu sercu i prosił, aby ukoił ich cierpienia i uleczył ich choroby. Kogo chciałbym Mu najbardziej powierzyć?

Zwrócę uwagę na Jezusa, który wśród mnóstwa chorych dostrzega sparaliżowanego (ww. 5-6). Wie, że cierpi od trzydziestu ośmiu lat i jest bardzo samotny. Usłyszę, jak z miłością pyta go: „Czy chcesz stać się zdrowym?” (ww. 6-7).

Jezus dostrzega również moje choroby, każdy mój życiowy paraliż. Zbliża się do mnie i pyta: „Czy chcesz być zdrowy?”. Czy wierzę, że może mnie uzdrowić z każdej niemocy, nawet z tej, która paraliżuje mnie od wielu lat? O co chciałbym Go prosić?

Zatrzymam się na scenie uzdrowienia (ww. 8-9). W jednym momencie znika cierpienie, które paraliżowało człowieka przez długie lata. Jezus objawia moc swojego słowa. Pomyślę, że właśnie to słowo zostawił mi w Biblii. Jest ono pełne mocy.

„Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło” (w. 14). Jezus uświadamia mi, że źródłem największego cierpienia jest grzech. Co mogę powiedzieć o moich rachunkach sumienia i spowiedziach? Będę prosił Jezusa: „Nie pozwól mi trwać w grzechu!”.

ks. Krzysztof Wons SDS/Salwator (niezbędnik katolika)

Autor: Św. Anastazy z Antiochii, mnich i patriarcha Antiochii od 549 do 570 i 593 do 599

“Chrystus umarł i powrócił do życia, aby stać się Panem żywych i umarłych” (Rz 14,9). Ale “Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych” (Łk 20,38). Zmarli przeto, nad którymi rozciąga swą władzę Zmartwychwstały, nie są już dłużej zmarłymi, ale żyjącymi. Po to bowiem panuje nad nimi Życie, aby nie lękając się dłużej śmierci, żyli podobnie jak “Chrystus, który powstawszy z martwych już więcej nie umiera” (Rz 6,39). Tak więc wskrzeszeni i wybawieni od zepsucia nie doznają już więcej śmierci, ale staną się uczestnikami zmartwychwstania Chrystusa, jak i On sam był uczestnikiem ich śmierci. Zstąpił bowiem na ziemię, w okowach pozostającą od wieków, nie dla czego innego, ale po to, “aby bramy spiżowe wyłamać i skruszyć żelazne pęta” (Ps 106,16), aby życie nasze wyprowadzić ze stanu skażenia ku sobie, zamiast niewoli obdarowując wolnością.

Jeżeli wszakże w tym dziele zbawczym nie widać jeszcze wykończenia – ludzie bowiem nadal umierają i w proch rozsypują się ich ciała – niechaj nie stanie się to przenigdy powodem niewiary. Zadatek bowiem wszystkich obiecanych dóbr otrzymaliśmy już w Tym, który jest Pierworodnym pośród nas. Przez Niego zostaliśmy wyniesieni ku niebu i zasiadamy z Tym, który nas zabrał ze sobą na wysokości, jak to święty Paweł na jednym miejscu powiada: “Wskrzesił nas wraz z Nim i posadził na niebiosach w Chrystusie Jezusie” (Ef 2,6).

Źródło: Homilia 5, o Zmartwychwstaniu Chrystusa, 6-9 (© Evangelizo.org)

Autor: Św. Jan Chryzostom (ok. 345-407), kapłan w Antiochii, potem biskup Konstantynopola, doktor Kościoła

„Jeżeli znaków i cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie”. Urzędnik królewski zdaje się nie wierzyć, że Jezus ma moc wskrzeszenia zmarłych: „Przyjdź, zanim umrze moje dziecko!” Przypuszcza, że Jezus nie zna powagi choroby jego syna. To dlatego Jezus mu robi te zarzuty, żeby pokazać, że cuda mają na celu zdobywanie i uzdrawianie dusz. W ten sposób Jezus uzdrawia ojca, który jest chory na duszy, nie mniej od syna, która jest chory na ciele, aby pouczyć nas, że należy przywiązać się do Niego nie ze względu na cuda, ale z powodu nauki, którą te cuda potwierdzają. Ponieważ dokonuje cudów nie dla wierzących, ale dla niewierzących…

Powróciwszy do siebie, „uwierzył on sam i cała jego rodzina”. Ludzie, którzy ani nie widzieli, ani nie usłyszeli Jezusa… wierzą w niego. Jaką naukę możemy z tego wyciągnąć? Trzeba wierzyć w Niego, nie żądając cudów; nie należy wymagać od Boga dowodów na Jego moc. Iluż ludzi w naszych czasach okazuje więcej miłości Bogu, kiedy ich dzieci lub żony otrzymały nieco ulgi w chorobie. Nawet jeśli nasze życzenia nie zostaną spełnione, należy trwać w dziękczynieniu i uwielbieniu. Trwajmy przy Bogu, w trudnościach, jak i w dobrobycie.

Źródło: Homilie do Ewangelii św. Jana, nr 35 (© Evangelizo.org)

Autor: Baldwin z Ford (? – ok. 1191), opat cysterski, następnie biskup

„Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny” (Hbr 4,12). Tymi słowami apostoł pokazuje tym, którzy szukają Chrystusa – Słowo, Siłę i Mądrość Boga – to wszystko, co jest mocą i mądrością w słowie Bożym. To Słowo było na początku u Ojca, wieczne razem z nim (J 1,1). Objawiło się w swoim czasie apostołom, zwiastowane przez nich i pokornie przyjęte w wierze przez lud wierzących.

Jest zatem słowo w Ojcu, Słowo na ustach apostołów i Słowo w sercach wierzących. Słowo na ustach jest wyrażeniem Słowa, które jest w Ojcu: jest też wyrażeniem Słowa znajdującego się w sercu człowieka. Kiedy rozumie się Słowo lub mu się wierzy albo kocha, Słowo w sercu człowieka staje się rozumem Słowa, albo wiarą w Słowo lub miłością Słowa. Kiedy te trzy gromadzą się w jedno serce, to od razu rozumie się, wierzy i kocha Chrystusa, Słowo Boże, Słowo Ojca… Chrystus mieszka w tej osobie przez wiarę, a przez niezwykłą łaskawość zstępuje z serca Ojca do serca człowieka…

To słowo Boże… jest żywe: Ojciec sprawił, że ma życie w sobie, jak On ma życie w sobie samym (J 5,26). To dlatego nie tylko jest żywe, ale jest Życiem, jak jest napisane: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem” (J 14,6). A skoro jest Życiem, to jest żywe, by być ożywczym, bo : „Albowiem jak Ojciec wskrzesza umarłych i ożywia, tak również i Syn ożywia tych, których chce” (J 5,21).

Źródło: Homilia nr 6 do Hbr 4,12 (© Evangelizo.org)

O co proszę? O odnowę mojej wiary i ufności do Jezusa.

Będę towarzyszył Jezusowi, który zmęczony wraca do swojej rodzinnej Galilei (ww. 43-44). Przebył już długą drogę z Judei przez Samarię. Pamięta bolesne chwile, kiedy został wyrzucony przez ziomków z Nazaretu. Zbliżę się do Jezusa, aby z Nim rozmawiać o Jego miłości, cichości i pokorze.

Jezus nie przestaje wracać do mojego życia. Jego „rodzinną Galileą” jest moja codzienność. Podziękuję Mu za Jego wierną i cierpliwą miłość.

Galilejczycy przyjmują Jezusa, ponieważ widzieli cuda, jakie zdziałał w Jerozolimie (w. 45). Jezus przyjmuje ich niedojrzałą wiarę i miłość. Co mnie najbardziej fascynuje w Osobie Jezusa? Co mogę powiedzieć o motywacji mojej wiary i duchowych praktykach?

Zwrócę uwagę na zachowanie dworzanina z Kafarnaum, który biegnie za Jezusem do Kany Galilejskiej, aby prosić o zdrowie dla umierającego syna (ww. 46-49). W tej dramatycznej sytuacji nie traci wiary.

Do kogo najczęściej udaję się z moimi problemami i kogo proszę o pomoc? Czy potrafię o nich rozmawiać z Jezusem? Z czego chciałbym Mu się zwierzyć?

Dworzanin, bez stawiania warunków, „uwierzył słowu, które Jezus powiedział do niego” (ww. 50-53). W domu spotyka zdrowe dziecko. Doświadcza, jak słowny jest Jezus. Przywołam na pamięć Słowo Boże, które w moim życiu cudownie się spełniło. Za jakie słowo chciałbym dzisiaj Jezusowi szczególnie podziękować?

„Panie, przyjdź, zanim umrze moje dziecko” (w. 49). W gorącej modlitwie zaproszę Jezusa do mojej rodziny, wspólnoty. Powierzę Mu wszystko, co jest chore, słabe, co wydaje się umierać. Będę prosił o głęboką wiarę i nadzieję dla siebie i najbliższych.

ks. Krzysztof Wons SDS/Salwator

Łk 15,1-3.11-32

Komentarz z mojego archiwum, z 2018 roku

Przypowieść o synu marnotrawnym jest uważana za jedną z najpiękniejszych przypowieści Jezusa. On to, wędrując i nauczając w przypowieściach, posłany przez Ojca – jedyny Syn, nie pogardzał żadnym człowiekiem. Dla każdego, kto zwracał się do Niego, znajdował czas, okazywał miłosierdzie i dawał łaskę przebaczenia.

Ewangeliczny syn marnotrawny nie chce dłużej korzystać z dobroci i przychylności ojca. Zabiera, co według prawa się mu należy, nie prosząc, lecz żądając, i odchodzi, aby układać życie po swojemu, aby cieszyć się wolnością i kosztować wszystkich jej smaków. Ta wolność tak kusi i mami, że żadne obowiązki ani powinności wobec rodziny nie są istotne. Można powiedzieć, że to przecież naturalne, gdy dorosłe dziecko chce się usamodzielnić i decydować samo o sobie, ale widzimy, że nie o taką samodzielność chodzi w tym przypadku. Same pieniądze nie wystarczą, by godnie żyć, nie są wyznacznikiem szczęścia, a tym bardziej dojrzałości. Czyż nie widzimy ludzi zamożnych bądź dobrze sytuowanych bardzo pogubionych, pokiereszowanych wewnętrznie, którym wydaje się, że mogą być, kim chcą, że mogą wszystko? A tymczasem kozetki, leżanki czy fotele u terapeutów różnego rodzaju nie stygną, bo pomimo tego, co mają, nie potrafią odnaleźć swojej prawdziwej tożsamości, przynależności, nie mogą kupić miłości, tej prawdziwej, bezinteresownej i bezwarunkowej. Taką miłość może dać tylko Bóg Ojciec.

Kiedy nasz „bohater” zreflektował się, że już nic nie ma, że dobro otrzymane od ojca roztrwonił w całości, zatęsknił za bezpieczeństwem i stabilnością, które ojciec mógł mu zapewnić.

Spójrz na siebie w kontekście syna marnotrawnego. Ile masz z niego w sobie? Czy Twoi rodzice nie czekają z utęsknieniem, kiedy ich odwiedzisz albo chociaż zadzwonisz…? Czy nie wypatrują po nocach, wsłuchani w każdy szelest, kiedy wrócisz cały i zdrowy…? Czy tak bardzo zachłysnąłeś się światem i doczesną ułudą, że nie widzisz, jak rozbryzgujesz błoto, którym jesteś już cały utaplany, brudząc, niszcząc i depcząc wszelkie obyczaje i normy moralne? Czy nie widzisz, że te frykasy, którymi się karmisz, to zwyczajne strąki zapakowane w eleganckie i błyszczące puzdereczka?

Otrząśnij się, Ojciec czeka! Jak długo jeszcze będziesz wystawiać Jego cierpliwość na próbę?

Nieważne, z jak dalekiej drogi powracasz, nieważne, ile głupot i haniebnych uczynków popełniłeś w swoim egoizmie i zapatrzeniu tylko w siebie. Nieważne, jak bardzo się poobijałeś, jak mocno zostałeś upokorzony, jak wielka jest Twoja rana i Twój grzech. Bóg, kochający Tatuś, czeka na Ciebie z otwartymi rękoma. Nie musisz zasługiwać na Jego miłość, jak wydawało się starszemu bratu. Miłość Boża jest bezwarunkowa i zawsze taka sama, bo Bóg jest Miłością!

Wracaj do domu! Wracaj do Ojca! Wyznaj swój grzech i proś o wybaczenie, a Ojciec obdarzy Cię nową szatą, nowym sercem, obsypie obfitością swojej łaski i zaprosi na ucztę, gdzie będziesz miał zaszczytne miejsce.

Boże Ojcze, tak wielu z nas powraca co dzień do Ciebie z bardzo daleka, może nawet z marginesu i samego dna swojego istnienia. Proszę Cię, Tatusiu, Abba Ojcze, posyłaj Twojego Ducha, który nauczy mnie, jak powstawać, jak odnajdywać drogę do Ciebie, jak nie pogubić się w tym pędzie za wolnością i samorealizacją. Boże, potrzebuję Ciebie! Oto jestem, Panie, wybacz moją małość i przywróć radość z oglądania Twojego Boskiego Oblicza.

Łk 15, 1-3. 11-32

(to jeden z najstarszych komentarzy z 2017 roku, napisany dla profeto)

Któż z nas nie słyszał przypowieści o synu marnotrawnym. To chyba jedna z najczęściej omawianych historii ewangelicznych 🙂 Chociaż właściwie to przypowieść o miłosiernym Ojcu, który z utęsknieniem wyczekuje i z ogromną radością wita syna, którego uważał za umarłego. Syna, który z pełną świadomością i premedytacją, wziąwszy swoją część majątku, prowadził hulaszcze i rozrywkowe życie…

Ile we mnie jest „syna marnotrawnego”?

Każdy grzech, to odejście od Ojca – a jego konsekwencją jest nędza i upokorzenie. I nie ważne ile razy upadniesz, nie ważne kiedy i jak będziesz odchodził, przyciągany i mamiony blaskiem tego świata, ważne abyś powrócił! Nie ważne, że teraz taplasz się w bagnie swoich słabości, karmisz ochłapami i odpadkami, często na marginesie i w szemranym towarzystwie. Może żyjesz w niesakramentalnym związku, skłócony ze swoimi najbliższymi. Może wypadek, choroba, uzależnienie wpędza Cię w błędne koło i nie widzisz żadnej możliwej drogi, nie czujesz się gotowy ani godny, aby powrócić i usiąść z Ojcem jak za dawnych lat…

A On czeka – cierpliwy i miłosierny. Zdolny przebaczyć najcięższy występek i przygarnąć na nowo, obdarzając nową szatą i wspaniałym pierścieniem Swej łaski. Czeka aby przytulić Cię i ugościć przy obficie zastawionym stole!

Tylko czy zechcesz powrócić? Czy potrafisz się przyznać „Ojcze zgrzeszyłem”… przepraszam.

Wszystko zależy od Ciebie! Ta Miłość miłosierna i przebaczająca jest na wyciągnięcie ręki. Znajdź odwagę w sobie i PRZYJDŹ.

Zacznij wszystko od nowa!

Lecz on mu odpowiedział: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko, co moje, do ciebie należy. A trzeba było weselić się i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się” Łk 15, 31-32

Nawrócenie jest najbardziej konkretnym wyrazem działania miłości i obecności miłosierdzia w ludzkim świecie. Właściwym i pełnym znaczeniem miłosierdzia nie jest samo choćby najbardziej przenikliwe i najbardziej współczujące spojrzenie na zło moralne, fizyczne czy materialne. W swoim właściwym i pełnym kształcie miłosierdzie objawia się jako dowartościowywanie, jako podnoszenie w górę, jako wydobywanie dobra spod wszelkich nawarstwień zła, które jest w świecie i w człowieku.  św. Jan Paweł II, “Encyklika Dives in misericordia” 

Zbyt często odmawiamy innym prawa do miłosierdzia. Trwając w jakiej takiej relacji z Panem Bogiem, oburzamy się kiedy na łono Kościoła powraca ktoś, kto siał zgorszenie i zamęt. A kimże Ty jesteś, by dysponować i rozporządzać Bożym miłosierdziem?!

Teoretycznie wystartowaliśmy z tej samej pozycji, ale któż z nas nie zaliczył falstartów, któż z nas nie potykał się jak na torze przeszkód, w pogoni przez swoje życie za byle czym, co zdawało się czymś wielkim… Ta sama pozycja, wcale nie oznacza tyle samo, tak samo, choć oczywiście ciężko nam to pojąć… Jesteśmy tak nieprawdopodobnie różni od siebie, chociaż tak bardzo podobni… A każdy z nas pragnie być kochany, lecz kochać już nie każdy potrafi…

Tak wiele trudnych momentów już za mną… tyle bólu, zranień, przekłamany obraz Ojca, wygórowane ambicje, przerośnięte ego, pycha, zazdrość… a mój Bóg jednym gestem, jednym słowem podnosi z tego całego bagna i nie boi się pobrudzić…

A Ty nie chcesz wyciągnąć ręki do zgody, a Ciebie nie stać na zwykłe przepraszam, bo uważasz, że to przecież Ty masz rację, że to Ty jesteś ciągle pokrzywdzony… Czy aby na pewno?

Dramat starszego brata nie polegał na tym, że nie był kochany, że ojciec czegokolwiek mu odmawiał. Przecież WSZYSTKO co należało do ojca, było również jego własnością. Jego problemem była być może znieczulica i egoizm, które okradły go ze zdolności szczerego kochania drugiego człowieka, które zazdrośnie patrząc na jakąkolwiek niepożądaną konkurencję, wmówiły mu, że to przecież on jest pępkiem świata.

Ile masz w sobie postawy starszego brata? Ile masz tej ślepoty i zapatrzenia w siebie?

Jak dobrze, że nasz miłosierny Ojciec, nie mierzy naszą miarą. Jak dobrze, że nasz kochany, cudowny Tata dla KAŻDEGO ma tyle samo miłości, uwagi, troski, cierpliwości. Jak dobrze, że nasz wszechmocny Bóg, kocha jednakowo, niezmiennie, bezwarunkowo i NA ZAWSZE!

Pamiętaj, Jezus umarł za KAŻDEGO z nas – “Każdy jest ocalony, tylko nie każdy chce to przyjąć” (Pan Jezus do A. Lenczewskiej).

Nie odmawiaj innym miłosierdzia, ale staraj się przyprowadzać każdego do Zdroju Łaski, pokazując swoim świadectwem życia, jak Dobry jest Bóg. Niby tak niewiele, lecz uwierz mi, Twoje życie jest niezmiernie cenne, byś miał je przeżywać byle jak 💗

Błogosławionej niedzieli kochani moi 💖 pozdrawiam cieplutko 🌞

Autor: Bł. Kolumban Marmion (1858-1923), opat

Czym jest skrucha? To skłonność duszy, która sprawia, że trwa w stanie nieustannego żalu […]Spójrzcie na marnotrawnego syna w chwili powrotu do domu ojca. Czy wyobrażamy go sobie po powrocie, przybierającego beztroską postawę, ze swobodnym wyglądem, jakby zawsze była wierny? O nie! Powiecie mi: „Czy ojciec nie przebaczył mu wszystkiego?” Oczywiście, przyjął syna z otwartymi ramionami; nie powiedział mu: „Jesteś nędznikiem”. Nie, przytulił go do swego serca. I powrót tego syna napełnia ojca taką radością, że szykuje dla skruszonego wielką ucztę. Wszystko jest zapomniane, wszystko jest przebaczone. To postępowanie ojca wobec marnotrawnego syna jest obrazem miłosierdzia naszego Ojca niebieskiego.

Ale on, dziecko, któremu przebaczono, zachowuje uczucia, postawę sprzed momentu, kiedy rzucił się skruszony do stóp swego ojca: „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw tobie, nie jestem już godzien nazywać się twoim synem; traktuj mnie jak ostatniego ze sług”. Bądźmy pewni, że w czasie tych uroczystości, którymi uczczono jego powrót, te dwie skłonności dominowały w jego duszy. A jeśli później skrucha utraciła na intensywności, to nigdy to uczucie do końca nie zniknęło, nawet kiedy dziecko zajęło swoje dawne miejsce w domu ojcowskim. Ileż razy musiał mówić ojcu: „Wszystko mi przebaczyłeś – wiem o tym – ale moje serce nie ustanie w powtarzaniu z wdzięcznością, jak bardzo żałuje, że cię obraziło, jak bardzo pragnie odkupić przez największą wierność te utracone godziny i zapomnienie o tobie”.

Takie powinny być odczucia duszy, która obraziła Boga […] Skrucha serca umacnia duszę we wstręcie do zła i w miłości Boga.

Źródło: Skrucha serca (© Evangelizo.org)