Komentarz do dzisiejszego Słowa napisany dla profeto.pl z mojego archiwum 📘 (dzisiaj będzie bogactwo, bo aż 3 mam w swoich zapiskach 😍)
Jakże trudno uwierzyć nam dzisiaj w rzeczy, których ludzkich rozum nie jest w stanie ogarnąć. Jakże bardzo jesteśmy ograniczeni i poukładani w szablonowym pojmowaniu świata. Jakże ciężko przyjąć do wiadomości przedziwne informacje przekazywane przez osoby, które nie cieszą się zbytnim szacunkiem, które nie są szczególnie wykształcone i elokwentne. A przecież Pan Bóg nie ma względu na osoby. Pan Bóg posługuje się kim zechce, by wypełniał się Jego zbawczy plan.
Może dzisiaj „wykorzysta” właśnie Twoje zdolności i talenty, to co przed wiekami złożył w Tobie, by przypomnieć komuś o Swoich obietnicach, by wyrwać kogoś z marazmu, niemocy i żalu po stracie kogoś ukochanego. Może właśnie Ty będziesz dzisiaj świadkiem Zmartwychwstałego Chrystusa. Może to właśnie przez Twoje usta i Twoje świadectwo życia, Boży Duch rozbudzi i ożywi czyjąś wiarę.
Nie przejmuj się, że mogą Cię zlekceważyć, że skomentują dosadnie, bądź krytycznie Twoje poczynania i zapędy. Jezus Chrystus prawdziwie zmartwychwstał i nigdy nie zrezygnuje z Ciebie, ani z żadnego innego człowieka, bo zbyt cenni, zbyt ważni jesteśmy dla Niego, bo przecież przelał za nas swoją najdroższą krew.
Panie Jezu, przymnóż mi wiary i otwieraj coraz szerzej oczy mojego serca, by to, co racjonalny rozum odrzuca, serce przekładało na mowę miłości. Oczyszczaj Panie moje spojrzenie i intencje, bym umocniona Twoim Świętym Duchem z radością, miłością i żywym entuzjazmem dzieliła się doświadczeniem spotkania z Tobą.
W jak wielkim szoku musiała być Maria Magdalena, skoro nie
rozpoznała Twarzy ukochanego Nauczyciela i Mistrza. Przecież znała Go bardzo
dobrze. Przecież wpatrywała się w Niego wiele razy, słuchając Jego nauczania.
Przecież tak bardzo Go kochała – a teraz żal i rozpacz, które odbierają jej prawdziwe
postrzeganie świata, fałszują również prawdziwe Oblicze Jezusa Zmartwychwstałego.
Dopiero wezwanie po imieniu, na nowo rozpala nadzieję i odmienia spojrzenie
Marii Magdaleny.
Dziś, kiedy cały świat został sparaliżowany przez niewidocznego
wirusa, kiedy z każdego zakamarka wychyla się rozpacz, przerażenie, poczucie
niepewności, bezradności i opuszczenia, a zewsząd docierają dramatyczne
statystyki, płacz cierpiących i tych co nie mogą pożegnać swoich bliskich,
kiedy każdy z nas jest traktowany jak potencjalny nosiciel choroby – naprawdę
trudno dostrzegać i rozpoznawać miłujące spojrzenie i głos Zmartwychwstałego.
Trzeba nam jednak mimo wszystko inaczej spojrzeć na to, co
się wokół dzieje. Trzeba nam gorliwiej prosić, by Pan Jezus wzywał nas
nieustannie po imieniu i uczył na nowo rozpoznać Jego Świętą Twarz. By ożywiał
w nas nadzieję i pewność, że Jego wezwanie, Jego głos, daje prawdziwy pokój
serca i rozwiewa wszelkie mroki zwątpienia i rozpaczy.
Panie Jezu, Zmartwychwstały, Obecny wśród nas, Ty który JESTEŚ, otwieraj proszę moje oczy i pozwalaj mi widzieć, pozwalaj mi zobaczyć Twoją ukochaną Twarz i cieszyć się Twoją Obecnością!
Komentarz do dzisiejszej Ewangelii z mojego archiwum 📘napisany dla profeto.pl
Jezus zmartwychwstał! Prawdziwie zmartwychwstał! Nie musimy dzisiaj jak ów drugi ewangeliczny uczeń wchodzić do grobu, aby uwierzyć.
Chociaż są tacy, którzy nie przyjęli tej wiadomości i wciąż czekają na przyjście Mesjasza. Możemy jak Maria Magdalena przestraszyć się nie rozumiejąc co się wydarzyło. Możemy szukać Jezusa – z żalem i lękiem przyglądać się pustemu grobowi. Ale przecież Jezus zapowiedział, że trzeciego dnia zmartwychwstanie, jak to przepowiadało Pismo. Dzięki wierze, która jest ogromnym darem i łaską, możemy dostrzegać obecność Chrystusa zawsze i wszędzie. Tylko czy chcemy korzystać z tej łaski, czy chcemy oczami wiary, oczami serca uwierzyć Jezusowi? Czy wygodniej, bezpieczniej podążać utartymi ścieżkami do różnorodnych „pustych grobów” naszych nieszczęść, porażek i upadków, pielęgnując swój żal, niezrozumienie, samotność i opuszczenie…
A tymczasem Jezus mówi „Zmartwychwstałem i zawsze jestem z tobą”. Jeśli tylko zechcesz uwierzyć, to Jezus zaprasza Cię, abyś odrzucił te płótna, które krępują Twoje ciało i zmysły jak kajdany. Abyś wyswobodził się z niewoli grzechu, odrzucił „starego” człowieka w sobie i wyszedł w Światło Poranka Zmartwychwstania. Spotkasz tam – idącego z otwartymi ramionami, w potężnej jasności i blasku – Jezusa Chrystusa. On idzie właśnie do Ciebie! Idzie przywitać się z Tobą i przytulić Cię. Idzie, aby powiedzieć Ci, że wystarczy abyś Mu zaufał – wbrew logice i utartym stereotypom. Że wystarczy abyś skierował wzrok na Niego i pozwalał przemieniać się Jego Światłem. Że pragnie dla Ciebie nieskończenie więcej dobra, niż jesteś w stanie sobie wymarzyć.
Dziękuję Ci Zmartwychwstały Jezu za radość i nadzieję tego Poranka. Dziękuję za łaskę wiary, która pozwala mi dostrzegać to co ważne i istotne. Dziękuję za Twoją Obecność!
Dzisiaj nie słyszymy żadnego słowa wypowiedzianego przez Jezusa, a przecież wszystko toczy się wokół Niego. Tyle cudów, tyle znaków, tak wielu wyznawców, a jednak postanowione – Jezus ma zostać zabity.
Prawda nie jest popularna. Prawda tak wiele kosztuje. Prawda bywa niewygoda, zwłaszcza kiedy obnaża konkretne uchybienie i grzech. Jezus, Prawda Jedyna, musi pozostać w ukryciu, bo robi się niebezpiecznie niewygodny, bo budzi skrajne emocje, bo kruszy mury, które powinny stać dla „świętego spokoju” ogółu, bo zagraża wolności, ucząc, jak postępować wedle Bożych praw.
Tak bardzo zagalopowaliśmy się w tej światowej wolności, że Boże przykazania traktujemy jako nakazy i zakazy, jako kajdany i pęta uniemożliwiające korzystanie w pełni ze wszystkich uroków życia. Cofamy się, chociaż wir świata niesie nas z prądem. Tak jest wygodniej – bez wysiłku, bez ofiary, bez zaangażowania. Zagłuszamy głos sumienia, trwając we własnej przewrotności, trwając w grzechu, bo przecież tak się teraz żyje!
Przepraszam Cię, Jezu, że musisz się chować przede mną. Przepraszam, że Cię nie rozpoznaję, że wyrzekam się Ciebie, że krzywdzę, krytykuję, plotkuję, nie doceniam… Przepraszam za moją małostkowość, za moje grubiaństwo, za pychę i podłość… Znowu Cię krzyżuję, Jezu… Znowu mój upadek wbija ciernie coraz głębiej w Twoją Świętą Głowę…
Jakże często oceniamy według pozorów, według pochodzenia, urody, czy majętności. Kreujemy sobie obraz człowieka, którego wcale nie znamy, o którym nic nie wiemy, tylko coś tam zasłyszeliśmy.
Tłumy idące za Jezusem zdążyły Go poznać, lecz mimo cudów, które widzieli, których doświadczyło wielu, znaleźli się i tacy, co kwestionowali dzieła Jezusa, choćby tylko ze względu na Jego pochodzenie.
Takie uprzedzenia pokutują i dzisiaj. Sama we wczesnej młodości doświadczyłam niejednokrotnie szykan i gorszego traktowania w związku z tym, że pochodzę z ubogiej, wielodzietnej rodziny. Wiem jak czuje się osoba niesłusznie osądzana tylko na podstawie innego, ekstrawaganckiego wyglądu, czy stroju. Każdy z nas jest inny i każdy ma swoją, oryginalną historię życia, ale to nie znaczy, że moja, czy Twoja jest lepsza, bądź gorsza. Zdarza się, ze człowiek „dziwnie” wyglądający może okazać się wspaniałym kompanem i serdecznym przyjacielem.
Jezus przyciągał do siebie ludzi z najróżniejszych środowisk. On nie gardził żadnym człowiekiem. Dlatego nawet strażnicy dostrzegli Jego wyjątkowość, wiedzę i pasję z jaką nauczał.
Dziś też mamy takich przewodników, którzy w Imię Jezusa nauczają i uzdrawiają. I analogicznie wielu dzięki Ich posłudze poznaje, doświadcza i zakochuje się w Chrystusie. Ale jeśli tylko jakiś cień padnie na takiego człowieka, zostaje on napiętnowany i oskarżany. Lubimy krytykować i obmawiać, szczególnie kapłanów, którzy będąc na „świeczniku” nie są przecież chodzącą świętością, bo tak jak my są ludźmi ułomnymi i narażonymi na pokusy i zagrożenia płynące ze świata. Jakże krzywdzimy słowem i niewiarą, potępiamy bez wysłuchania, bez analizy argumentów, jakby sam osąd przynosił nam satysfakcję…
A Jezus, cichy i pokorny czeka, gdzie będzie dla Niego miejsce, które serce zechce trwać w zachwycie Jego nauką i bronić z miłością tego co cały czas jest aktualne.
Modlitwa to spotkanie z samym Stwórcą. Modlitwa to relacja, to dialog, który każdy z nas prowadzi i przeżywa na swój sposób.
Bardzo mnie poruszyła niedawna rozmowa z osobą, która na pozór, zdawałoby się, jest daleko od Pana Boga. Na pozór, bo praktyki religijne z różnych względów, na których nie będę się tutaj skupiać, zdają się być marginalne. Ale „pobożny” katolik widzi, co chce widzieć. Nie zagłębiając się w sytuację i powód takiego stanu rzeczy, bezsprzecznie orzeka – pójdziesz do piekła! A tymczasem może się okazać, że ta osoba, która pozornie jest daleko, ma znacznie głębszą relację z Panem Bogiem niż niejeden poprawnie praktykujący katolik. Bo czyż Pan Jezus nie powiedział: „Kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień”?
Warto dziś spojrzeć na własne postępowanie, bez porównywania się do kogokolwiek. Warto przeanalizować wydawane przez siebie oceny i wyroki, które być może mają przykryć mój własny grzech, zaniedbanie i ewidentną winę.
Życie pozorami to życie w kłamstwie, w ciemności. A Pan Jezus jest przecież Światłością świata. Przed Nim nikogo nie musisz udawać. Przed Nim nikogo nie jesteś w stanie udawać, bo On zna Cię lepiej niż ty siebie.
Świat się zatrzymał. Świat ma czas i szansę na powrót do Prawdy, do Źródła Życia. Tylko czy potrafimy, czy zechcemy wykorzystać ten czas, tę lekcję pokory i posłuszeństwa, czy nadal będziemy tkwić w pozorach i mierzyć swoją miarą?
Bliskie jest królestwo Boże. Nawracajmy się i wierzmy w Ewangelię.
Przypowieść o synu marnotrawnym jest uważana za jedną z najpiękniejszych przypowieści Jezusa. On to, wędrując i nauczając w przypowieściach, posłany przez Ojca – jedyny Syn, nie pogardzał żadnym człowiekiem. Dla każdego, kto zwracał się do Niego, znajdował czas, okazywał miłosierdzie i dawał łaskę przebaczenia.
Ewangeliczny syn marnotrawny nie chce dłużej korzystać z dobroci i przychylności ojca. Zabiera, co według prawa się mu należy, nie prosząc, lecz żądając, i odchodzi, aby układać życie po swojemu, aby cieszyć się wolnością i kosztować wszystkich jej smaków. Ta wolność tak kusi i mami, że żadne obowiązki ani powinności wobec rodziny nie są istotne. Można powiedzieć, że to przecież naturalne, gdy dorosłe dziecko chce się usamodzielnić i decydować samo o sobie, ale widzimy, że nie o taką samodzielność chodzi w tym przypadku. Same pieniądze nie wystarczą, by godnie żyć, nie są wyznacznikiem szczęścia, a tym bardziej dojrzałości. Czyż nie widzimy ludzi zamożnych bądź dobrze sytuowanych bardzo pogubionych, pokiereszowanych wewnętrznie, którym wydaje się, że mogą być, kim chcą, że mogą wszystko? A tymczasem kozetki, leżanki czy fotele u terapeutów różnego rodzaju nie stygną, bo pomimo tego, co mają, nie potrafią odnaleźć swojej prawdziwej tożsamości, przynależności, nie mogą kupić miłości, tej prawdziwej, bezinteresownej i bezwarunkowej. Taką miłość może dać tylko Bóg Ojciec.
Kiedy nasz „bohater” zreflektował się, że już nic nie ma, że dobro otrzymane od ojca roztrwonił w całości, zatęsknił za bezpieczeństwem i stabilnością, które ojciec mógł mu zapewnić.
Spójrz na siebie w kontekście syna marnotrawnego. Ile masz z niego w sobie? Czy Twoi rodzice nie czekają z utęsknieniem, kiedy ich odwiedzisz albo chociaż zadzwonisz…? Czy nie wypatrują po nocach, wsłuchani w każdy szelest, kiedy wrócisz cały i zdrowy…? Czy tak bardzo zachłysnąłeś się światem i doczesną ułudą, że nie widzisz, jak rozbryzgujesz błoto, którym jesteś już cały utaplany, brudząc, niszcząc i depcząc wszelkie obyczaje i normy moralne? Czy nie widzisz, że te frykasy, którymi się karmisz, to zwyczajne strąki zapakowane w eleganckie i błyszczące puzdereczka?
Otrząśnij się, Ojciec czeka! Jak długo jeszcze będziesz wystawiać Jego cierpliwość na próbę?
Nieważne, z jak dalekiej drogi powracasz, nieważne, ile głupot i haniebnych uczynków popełniłeś w swoim egoizmie i zapatrzeniu tylko w siebie. Nieważne, jak bardzo się poobijałeś, jak mocno zostałeś upokorzony, jak wielka jest Twoja rana i Twój grzech. Bóg, kochający Tatuś, czeka na Ciebie z otwartymi rękoma. Nie musisz zasługiwać na Jego miłość, jak wydawało się starszemu bratu. Miłość Boża jest bezwarunkowa i zawsze taka sama, bo Bóg jest Miłością!
Wracaj do domu! Wracaj do Ojca! Wyznaj swój grzech i proś o wybaczenie, a Ojciec obdarzy Cię nową szatą, nowym sercem, obsypie obfitością swojej łaski i zaprosi na ucztę, gdzie będziesz miał zaszczytne miejsce.
Boże Ojcze, tak wielu z nas powraca co dzień do Ciebie z bardzo daleka, może nawet z marginesu i samego dna swojego istnienia. Proszę Cię, Tatusiu, Abba Ojcze, posyłaj Twojego Ducha, który nauczy mnie, jak powstawać, jak odnajdywać drogę do Ciebie, jak nie pogubić się w tym pędzie za wolnością i samorealizacją. Boże, potrzebuję Ciebie! Oto jestem, Panie, wybacz moją małość i przywróć radość z oglądania Twojego Boskiego Oblicza.
Trudno dzisiaj nadążyć za ciągłymi zmianami w różnego rodzaju
przepisach, kodeksach, umowach, aneksach, itp. Prawo Boże jest jednak
niezmienne od zarania dziejów, a właściwie od 2 tysięcy lat, kiedy Jezus
Chrystus, Syn Boży udoskonalił je i wskazał, że najważniejsze jest przykazanie
i prawo miłości.
Należało by się skupić na tym, co dla kogo oznacza miłość. Pewnie definicji byłoby wiele 😉 jednak Boże prawo miłości jasno i przejrzyście określa właściwą postawę miłości.
Jeśli wykorzenisz ze swego serca wszelką obłudę, dwuznaczność, fałszywość, hipokryzję, przestaniesz się skupiać na przysłowiowym czubku własnego nosa, a zaczniesz dostrzegać i reagować na potrzeby drugiego człowieka, jeżeli będziesz kochał Bożą miłością, swoimi czynami i życiem będziesz opierać się i naśladować Pana Jezusa, będziesz pomagać i służyć, to raczej nie grozi Ci posądzenie o faryzejską postawę z dzisiejszej Ewangelii. Jeżeli będziesz przestrzegał Bożego prawa miłości, nie będziesz miał problemu z respektowaniem żadnego prawa, bo każdą przestrzeń życia podporządkujesz miłości, nie tylko na pokaz i od święta, ale nieustannie – tu i teraz, wczoraj, jutro i pojutrze 🙂
Nie możesz wymagać i nakładać obciążeń, jeśli sam „ślizgasz
się” przez życie stwarzając pozory, żyjąc iluzją, czy czyimś życiem.
Proszę Cię dzisiaj Dobry Ojcze o czyste, otwarte serce, o prawe myśli, o dobre pragnienia. Proszę Cię Panie, aby Twój Święty Duch usuwał ze mnie wszelką dwuznaczność, aby oczyszczał to co niegodziwe, próżne i fałszywe, aby wykorzeniał nawet najdrobniejsze znamiona pychy, chęci wynoszenia się „ponad” i oceniania innych. Proszę Cię Panie o serce pokorne, by moje słowa i postawa budowały, by przyczyniały się do wzrostu i chwały Twojego królestwa w każdym z nas.
Jezu cichy i Serca pokornego, uczyń serce moje według Serca
Twego!
Jezus wzywa Cię dzisiaj do doskonałości, wzywa Cię do świadczenia miłości wokół siebie. Rozejrzyj się, zaglądnij w głąb siebie. Co widzisz? Żyjesz w zgodzie z własnym sumieniem? Aby naprawdę kochać i przebaczać musisz zacząć od siebie. Jak już dojdziesz do ładu z samym sobą, ze swoimi niespełnionymi marzeniami czy oczekiwaniami, bo inaczej się życie potoczyło, to zacznij porządkować relacje w domu i miejscu pracy.
Zobacz, ileż to niedomówień, nieporozumień, wygórowanych ambicji, o jedno słowo za dużo… Zaczyna to narastać, nawarstwiać się, z błahostki robi się wielki problem. Złość, niezrozumienie, pogarda mogą przerodzić się w nienawiść… Może wystarczy zwykłe przepraszam, ciepły uśmiech i wyciągnięta do zgody ręka, a może trzeba wiele czasu i modlitwy, aby naprawić wyrządzoną krzywdę, aby przebaczyć i darować, aby czuć się wolnym. Zranienia, krzywdy i upokorzenia bardzo bolą, któż z nas tego nie doświadczył. Pielęgnowanie ich i rozdrapywanie na nowo starych ran powoduje, że ciągle będą krwawić, aż wreszcie tak zatrują ciało i umysł, że w poczuciu tej krzywdy zaczniesz nienawidzić – a to już prosta droga do zatracenia.
Przebaczenie zaś to zwycięstwo nad swoją ułomnością i niedoskonałością, a takie zwycięstwo niesie radość, wolność i pokój. Jezus, umierając na krzyżu, pokonał wszelkie zło, przebaczył swoim oprawcom, przebaczył Tobie i mnie, bo umarł za każdego z nas indywidualnie i imiennie, za dobrego i złego, za sprawiedliwego i złoczyńcę. Oddał życie z miłości będąc Miłością doskonałą.
Zostaw więc dzisiaj pod Krzyżem Chrystusa swoją zawziętość i upór, zostaw wszystkie swoje krzywdy i bolączki, zostaw swoje niezrozumienie, wzgardzenie i bezsilność. Z Chrystusowego Krzyża płynie siła, która pozwoli Ci się podnieść i nauczyć na nowo żyć. Ta najdoskonalsza Miłość nauczy Cię na nowo, jak kochać i jak czuć się kochanym.
Boże Ojcze, dziękuję Ci za Krzyż Twojego Syna, dziękuję za moje doświadczenie krzyża, które wskazuje, co jest naprawdę ważne. Dziękuję Ci Panie, że uczysz mnie, jak kochać, że uczysz mnie, jak przebaczać i jak przepraszać, kiedy zawinię. Proszę Cię Boże, udziel mi swojej łaski, aby już nikt nie płakał przez moje nawet niezamierzone uczynki i słowa. Naucz mnie odnajdywać Ciebie w każdym skrzywdzonym, obciążonym i utrudzonym człowieku. Ucz mnie Panie doskonałości, prowadź do świętości!
Jezu cichy i Serca pokornego, uczyń serce moje według Serca Twego.
Tym wezwaniem św. Mateusz mobilizuje nas do nieustannego naśladowania Boga i dążenia do świętości, bo przecież doskonały jest nasz Ojciec, a my, Jego dzieci – stworzone na Jego obraz i podobieństwo, z każdym dniem przybliżamy się do spotkania z Nim. Tylko czy będziemy należycie przygotowani na to spotkanie?
Czy w dzisiejszym szalonym, zabieganym, pełnym frustracji i spraw „na wczoraj” świecie potrafimy kochać bezinteresownie i przebaczać tym, którzy nas krzywdzą? Bo kochać tych, którzy nas kochają, cóż to za sztuka! Czy potrafimy w naszym „nieprzyjacielu” dostrzec Chrystusa? Może choroba, niezrozumienie, brak miłości, akceptacji rodziców i środowiska sprawiły, że „nieprzyjaciel” nasz założył zbroję nienawiści i pogardy wobec świata (patrz: każdego człowieka), aby w taki sposób pokazać, jaki jest silny, aby w kokonie obojętności, złości i nienawiści czuć się bezpiecznie… Niekiedy wystarczy uśmiech i wyciągnięta z miłością, po bratersku ręka – a ten pancerz zacznie pękać. Czasem trzeba wielu lat, by pomaleńku drobnymi gestami „oswajać” naszego „nieprzyjaciela” i pokazywać mu, że świat jest jednakowo dla nas piękny, że słońce jednakowo nad nami wschodzi, a uśmiech i dobre słowo nie bolą.
Trudno jest przebaczać i trzymać wciąż wyciągniętą do pojednania rękę… Ale jaki sens miałaby Chrystusowa ofiara na krzyżu, gdyby nie wybaczył swoim oprawcom – czyli nam wszystkim! Chrystus uczy, że każdy jest godzien miłości – bezwarunkowej i bezkompromisowej. A im kto bardziej grzeszny i błądzący, tym bardziej potrzebuje uwagi, troski i miłości. Tylko czy my dzisiaj w dobie rozwiniętej techniki i mediów społecznościowych chcemy spotykać się z drugim człowiekiem i okazywać (pokazywać) mu nasze zainteresowanie, miłość i przebaczenie? Czy komunikujemy się już tylko lajkami lub emotikonami wyrażającymi emocje…
Niech ten czas Wielkiego Postu pozwoli nam na chwilę refleksji nad naszymi relacjami z drugim człowiekiem. Niech pozwoli nam w każdym człowieku – KAŻDYM bez wyjątku, szukać i dostrzegać naszego Boga. Niech pozwoli nam wspólnie dążyć do doskonałości.