Łk 1, 26-38

(z mojego archiwum)

Ileż codziennie trudnych wyborów, ile pytań, na które nie znasz odpowiedzi, ile tematów, które boisz się podejmować, bo nieprzyjaciel wmawia Ci, że to nie dla Ciebie, że nie podołasz, nie ogarniesz. A wystarczy zapatrzyć się na Maryję i pokornie powiedzieć „tak”, wystarczy rzucić się w niewidoczne, ale najbezpieczniejsze ramiona Ojca i pozwolić Jego Duchowi wypełnić wszelkie braki i przestrzenie swojego serca i duszy. Pewnie, że jest to trudne, pewnie, że jest to ryzykowne, bo przecież ludzki umysł za bezpieczne uważa to, co może jakoś tam ogarnąć rozumem. Spójrz jednak na Maryję, Ona postawiła WSZYSTKO na Ducha Świętego, zaryzykowała, chociaż niewiele rozumiała z tego co Anioł Jej oznajmiał i pozwoliła, aby Tchnienie Ojca poczęło w Niej Słowo, które przemieniło i wciąż przemienia cały świat.

Stań dzisiaj wraz ze mną w zachwycie nad pokorą i odwagą Niepokalanej Panienki. Stań i nie bój się, bo Ta, która stała się Żywym Tabernakulum, która nosiła pod sercem Życie, zatroszczy się o każdą sferę Twojego życia i doprowadzi Cię do Swojego Syna Jezusa Chrystusa.

Nie bój się! Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego!

Ps. Właśnie ponowiłam swoje oddanie się w niewolę miłości Niepokalanej. Wszystko co mam złożyłam w Jej Matczyne dłonie i mam pewność, że się nie zawiodę! Tota Tua Maryjo! 

Mt 18, 12-14

Któż z nas nie pogubił się na ścieżkach życia. Któż z nas nie pobłądził, nie doświadczał chwil  opuszczenia, osamotnienia, beznadziei…. Dzieje się tak zwykle, kiedy światowe sprawy przysłaniają nam Boże drogi. Kiedy zamiast wytrwale, choć może w trudzie i cierpieniu, drobnymi kroczkami podążać ku zbawieniu, wybieramy to co szybkie, łatwe i przyjemne, a co niestety odciąga nas skutecznie od celu naszej ziemskiej wędrówki.

Trzeba nam więc stanąć dzisiaj w wolności od zabiegania, od dwuznaczności, od wyrachowania, od tego wszystkiego co tak bardzo nas pochłonęło i co zupełnie przeinaczyło nam oblicze kochanego, miłosiernego Taty, który z wielką troską, wyrozumiałością i cierpliwością szuka swoich pogubionych dzieci. Tak, dla Boga zawsze będziemy Jego dziećmi, choćbyśmy za wszelką cenę próbowali udawać kogoś innego niż On dla nas wymarzył i zaplanował.

Duchu Święty, pokazuj nam te wszystkie miejsca i przestrzenie naszych serc, które potrzebują zmiany. Pokazuj i pomagaj nam się przemieniać, byśmy będąc w świecie, często kierującym się zupełnie innymi wartościami i normami, naprawdę potrafili zachować tożsamość dzieci Bożych.

Odnajduj nas Panie i pomóż nam odnaleźć Ciebie! Odnajduj nas Panie i otwórz nasze serca, byśmy dali się odnaleźć!

Mt 9,35-10,1.6-8

Z mojego archiwum 

Jezus pragnie, aby Jego słowo dotarło w najdalsze zakamarki miast i wsi. Patrzy ze współczuciem i litością na każdą ułomność, bezwład, kalectwo fizyczne i duchowe. Daje łaskę uzdrowienia i oczyszczenia każdemu kto chce przyjąć Jego Przykazania i żyć Nimi na co dzień.

Wyprawia dzisiaj ciebie i mnie, jako Swoich uczniów, posłańców, robotników na wielkie żniwo. Posyła nas do trudnej i ofiarnej pracy, abyśmy słowem i czynem przybliżali Boże Królestwo tam, gdzie panują mroki i zamglenia, tam, gdzie chorują, kłamią, kradną, mataczą i żyją na marginesie. Nie obiecuje sielanki i wygodnego życia, ale nakazuje iść i głosić z miłością i współczuciem dla każdego błądzącego, zagubionego i poranionego człowieka.

Służąc bliźniemu możemy modlić się czynem. Każda wykonywana praca, gdziekolwiek Pan cię postawił i jakiekolwiek jest twoje powołanie, może stać się modlitwą i pieśnią uwielbienia Boga, ale najpiękniejsze modlitwy i uniesienia, kiedy obok cierpi i potrzebuje twojej pomocy konkretny człowiek raczej nie będą miłe Bogu…

Rozejrzyj się! Spróbuj dostrzec i rozpoznać Boga nawet w tym uwikłanym w używki i uzależnienia, trędowatym i sponiewieranym przez życie (a często przez ludzi) człowieku. Może to właśnie tylko ty jesteś w stanie wyciągnąć go z tego marazmu i pokazać jak Dobry jest Bóg.

Podejmij dzisiaj „pracę” na Boskim żniwie – Duch Pański uzdolni cię do każdego działania na Bożą chwałę, uczyni cię godnym i użytecznym narzędziem, jeśli tylko zechcesz być posłanym i ofiarować darmo cząstkę siebie.

Oto jestem Panie! Poślij mnie!

Błogosławionej nocy i cudnej niedzieli 👼💗 +

Łk 21, 34-36    

Komentarz z mojego archiwum do wczorajszej i właściwie też do dzisiejszej Ewangelii.

Jesteśmy ciągle w drodze. Każdy dzień przybliża nas do spotkania z naszym Panem i Bogiem. Mając świadomość tej wędrówki należałoby zachować właściwy dystans wobec dóbr tego świata. Przywiązanie do dobrobytu i „błyskotek” doczesności, przyzwyczajenia – często zgubne i niegodziwe, oraz nadmierna troska o jutro zaciemniają i zniekształcają nasze patrzenie na wieczność. Naszymi bożkami stały się niezdrowe nawyki i uciechy, a także troski i niepokoje, które omotały nasze zmysły i serce, tworząc jakąś karykaturę ludzką.

Jezus upomina nas abyśmy zachowali czyste serce, wzywając do czuwania i modlitwy. Pragnie abyśmy żyjąc na tym świecie mimo ludzkich ograniczeń i niebezpieczeństw pokus, byli przygotowani na spotkanie z Nim w każdej chwili.

„Czuwajcie, bo nie znacie dnia, ani godziny” – to stwierdzenie i przynaglenie do gotowości, może być przestrogą (a może nawet dla niektórych groźbą), ale lepiej potraktować je jako zachętę do nieustannego trwania przy Panu i zaproszenie do pełnego uczestnictwa w chwale Bożej.

Czuwanie łączy się z modlitwą. Modlitwa zaś jest ciągłą relacją z Bogiem, moją intymną więzią i rozmową z moim Stwórcą – moim celem i dążeniem mojej wędrówki, moją bezpieczną przystanią i ostatecznym kresem ziemskiego życia.

Warto przypomnieć sobie o tym czuwaniu u progu adwentu, aby ten radosny okres oczekiwania stał się oczyszczeniem i odnowieniem mojej osobistej gotowości na spotkanie z Bogiem Żywym, który przychodzi.

Łk 21, 5-11

Zapłakałam, czytając dzisiejsze Słowo, bo to wszystko, o czym mówi Pan Jezus, dzieje się na naszych oczach, jest naszym udziałem…

Fałszywych proroków mamy coraz więcej, nie tylko wśród świeckich, ale i w samym Kościele coraz to słychać o nieposłuszeństwie i braku pokory. Życie niewinnych dzieciątek stało się przyczyną strajków i zamieszek, głód, zaraza, powstawanie narodu przeciw narodowi i inne straszne znaki budzą lęk, bezradność i przerażenie w wielu sercach.

Pan Jezus podkreśla, że to wszystko musi się stać, jednocześnie zapewniając nas o swojej nieustannej trosce i opiece.

Jednak pomimo zapowiedzi Pana Jezusa o znakach czasu, bardzo łatwo można popaść dzisiaj w skrajne emocje. Sama doświadczam lęku i niepewności o jutro, o swoich bliskich… W takich trudnych chwilach towarzyszą mi słowa „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali” (2 Kor 12,9).

Więc, choć przychodzi nam mierzyć się z wielkim uciskiem z różnych stron przychodzącym, nie trwóżmy się. Niech nasze serca przepełnia Boży pokój, ufność i nadzieja, bo nasz Bóg naprawdę czuwa nad nami.

Jezu, ufam Tobie!

Łk 20, 27-40

Z mojego archiwum 

Jakże bardzo jesteśmy ograniczeniu w postrzeganiu  świata. Mamy tak wiele zmysłów którymi możemy odbierać bodźce zewnętrzne, a przecież to co najistotniejsze dzieje się we wnętrzu, w duszy.

Za czym ciągle biegam? Co i kogo próbuję ujarzmić, skupiając się na zmysłowym postrzeganiu i ułudzie szczęścia? Oczywiście, że troska o doczesność jest ważna, ale nie najważniejsza! Prawdziwe szczęście dopiero przed nami! To co czeka na nas w wieczności, gdzie Pan Jezus przygotował dla nas mieszkanie w Domu Ojca, nie mieści się w żadnych ludzkich kategoriach i miarach szczęścia.

Dobrze byłoby uświadomić sobie tę prawdę i przypomnieć o tożsamości dziecka Bożego, która w sakramencie chrztu czyni nasze ciała świątynią Ducha Świętego. Jakże my o tym zapominamy rozmieniając i marnując te łaski i dary, które Boży Duch delikatnie i subtelnie nam proponuje.

Nasza wieczność zależy od teraźniejszości!

Od tego jak żyję dzisiaj, jak wygląda moja relacja z Panem Bogiem, który jest taki sam wczoraj, dzisiaj i jutro, zależy moje życie wieczne.

Boże żywych, jakże ja tęsknię za radością i szczęściem wiecznym… ufam, że w Swym wielkim miłosierdziu uczynisz mnie godną, zapraszając do tej wiecznej radości w Twoim Domu.

Serce Jezusa, zbawienie ufających Tobie, zmiłuj się nad nami!

Łk 19, 1-10

Niezmiernie budująca jest dzisiejsza Ewangelia. Po raz kolejny Pan Jezus wskazuje, że dla Niego nie ma znaczenia pochodzenie, majętność, przeszłość, ani nawet teraźniejszość. Pan Jezus patrzy dalej i każdego pragnie ogarniać swoją nieograniczoną, niezgłębioną miłosierną miłością.

Zobaczmy więc dzisiaj co nas ogranicza, co nas odciąga od Bożej Miłości, co Ją nam przesłania i przeinacza? Ale tak szczerze, bez udawania, bez wchodzenia w jakieś kompromisy i upiększenia.

Jakaż wielka ta sykomora moich kompleksów i różnego rodzaju ograniczeń… A może te moje braki i niedoskonałości są właśnie po to, by dzięki nim wspiąć się na wyżyny duchowe i zapragnąć spotkania z Panem Jezusem. By poczuć nieodpartą chęć pogłębienia relacji z Trójjedynym Bogiem. I wreszcie by patrząc na doczesność z innej perspektywy dostrzec, że drugi człowiek wcale nie dybie na mój “stołek”, że nie przeszkadzają mu moje defekty i mankamenty urody, i że właściwie z każdym, patrząc Bożymi oczami, można jakoś dojść do porozumienia.

Nie ważne więc jaki kompleks, czy uwikłanie przygniata Cię dzisiaj. Jaki bagaż minionych lat ciągniesz za sobą, jakie masz mniemanie o sobie i jak postrzegają Cię inni. Jeśli jest w Twoim sercu choć minimalne pragnienie poznania Pana Jezusa, to zrób coś, aby mogło dojść do spotkania. Później wydarzenia potoczą się błyskawicznie i zaskakująco, bo Ten, który nieustannie przychodzi, przemienia wszystko – dosłownie WSZYSTKO.

Czy starczy Ci odwagi by jak Zacheusz zaryzykować i być może nawet narazić się na śmieszność?

Daj się odnaleźć i porwać Bożej Miłości, ku zbawieniu, ku świętości!

Łk 18, 1-8

Komentarz z archiwum

Jakże szybko się zniechęcamy kiedy nie widzimy efektów swojej modlitwy. Jakże niecierpliwie i nerwowo reagujemy, kiedy kolejna Pompejanka, czy inna Nowenna, lub jakakolwiek forma modlitwy, zdaje się niewysłuchana, bo sytuacja za którą się modlimy ani na jotę nie uległa zmianie wg naszego patrzenia, a nawet zdaje się gorzej. Jakież zwątpienie i frustracja wsącza się w nasze serce… Boże, czy Ty jesteś głuchy?!

O nie! Pan Bóg widzi i słyszy najdrobniejsze i najcichsze westchnienie skierowane ku Niemu. Czemu nie reaguje od razu? Trudno powiedzieć co myśli Pan Bóg i czym się kieruje w kolejności wysłuchiwanych próśb. Pewne jest, że ZAWSZE pragnie tego co najlepsze dla każdego człowieka.

Może moja gorliwość nie jest jeszcze wystarczająca. Może moja wiara jest jeszcze za słaba bym mogła dostrzec bezgraniczną Bożą hojność. Może moja ufność i nadzieja pokładana w Bogu jest jeszcze zbyt karłowata i kanciasta. A może moja miłość jest jeszcze zbyt letnia, albo za bardzo egoistyczna.

Warto dzisiaj zastanowić się ile jest we mnie natarczywości i nachalności ewangelicznej Wdowy? Ile jest we mnie takiej może nawet bezczelnej pewności, a zarazem wytrwałości i prostoty w proszeniu o wsparcie?

Pan Bóg NIGDY nie zawiedzie! Każda modlitwa wcześniej czy później będzie wysłuchana. Może nie koniecznie tak, jak tego oczekujemy, ale pewne jest, że dostaniemy to co jest niezbędne byśmy mogli osiągnąć życie wieczne.

Boże Ojcze, otwieraj nasze oczy i serca, byśmy cierpliwie i ufnie trwali przy Tobie, wsłuchując się w każde Twoje Słowo. I broń nas Boże od wszelkiego zła, broń nas przed nami samymi, bo czasy są niepewne.

Jezu, ufam Tobie!

Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba i tekst „Modlić się, to nie znaczy wiele mówić, ale wiele kochać. Św. Tereska od Dzieciątka Jezus”

Łk 16, 9-15

Komentarz z mojego archiwum

Bóg jest najwyższym i bezkonkurencyjnym dobrem. Chce być kochany całym sercem, duszą i umysłem, chce i żąda całego człowieka. Zatem niemożliwy zdaje się kompromis między Bogiem, a mamoną – bo ta może człowieka zniewolić, ogołocić moralnie, a na pewno ograniczyć postrzeganie świata. To Bóg jest największą wartością i tylko Bogu człowiek powinien służyć niepodzielnie, a mamona może być narzędziem, lub środkiem, w tej służbie. Jeśli potrafimy się dzielić, nie tylko tym czego mamy w nadmiarze, jeśli potrafimy odjąć sobie przysłowiowy kęs od ust i oddać potrzebującemu, to czynimy sobie niejako przyjaciół z mamony.

Kiedyś do moich drzwi zadzwoniła nieznajoma kobieta. Nie wyglądała na żebraczkę, ale była skromnie ubrana i widać było, że „życie jej nie rozpieszczało”. Poprosiła o jałmużnę – ofiarowałam niewiele, choć wiem że mogłam więcej – a ona zapytała, czy mnie wystarczy… To było bardzo wzruszające, do tej pory kiedy wspominam ten moment czuje ścisk w gardle i łzy cisną się do oczu. Ona tak bardzo potrzebowała pomocy, a martwiła się, czy moja „hojność” nie uszczupli za bardzo środków na moje potrzeby.

Czasem tak niewiele trzeba, żeby pomóc i właściwie wykorzystać to, czym Pan Bóg nas obdarza. Nie bójmy się pomagać, ale czyńmy to szczerze – aby móc kiedyś bez wstydu spojrzeć w oblicze dobrego Boga i mieć udział w przyszłej chwale.

Boże Ojcze dziękuję Ci za wszystko, co dzięki Twojej szczodrobliwości i hojności mam w posiadaniu. Proszę, aby Twój Święty Duch wskazywał mi jak rozważnie i umiejętnie posługiwać się tym co mam, aby dobra doczesne nie przysłaniały mi Ciebie Panie, aby moje serce zawsze było czyste, a ręce chętne do pomocy.

Łk 23,44-46.50.52-53;24,1-6a

Każda śmierć wydaje się bezsensowna i za wcześnie… Choć ciało ludzkie ulega procesom starzenia, jest narażone na różnego rodzaju choroby, które mogą prowadzić do śmierci, to przecież wierzymy, że nieśmiertelna dusza zamieszkująca to ciało będzie żyć wiecznie.

Pan Jezus oddając w chwili konania swojego ducha Ojcu, pokazuje, że tylko w Bogu jest prawdziwe życie.

Jeśli przeżywa się śmierć bliskiej osoby bez zapatrzenia na krzyż Chrystusa, zapominając o Jego pustym grobie, to rzeczywiście taką żałobę można pielęgnować latami… A przecież nadzieja, radość i pewność życia wiecznego bijąca z pustego grobu Chrystusa nie pozostawia cienia wątpliwości – umieramy, by żyć na wieki w chwale Boga Ojca, razem z Jezusem, Jego Mamą Maryją, Aniołami i Wszystkimi Świętymi, oraz tymi, którzy byli wierni Jego Słowu.

Jakże ważne jest zatem byśmy się wspierali nawzajem dobrym słowem, modlitwą, świadectwem życia, troszcząc się nie tylko o ciało, ale właśnie o ducha i duszę.

W Dzień Zaduszny moje myśli zawsze wędrują ku tym, co już żyją wiecznie, co już żyją prawdziwie. I choć łezka kręci się w oku, bo coraz więcej bliskich odchodzi do Domu Ojca, to jednak pewność poranka Zmartwychwstania pozwala spojrzeć z nadzieją na rychłe spotkanie.

Spieszmy się kochać ludzi, choć nie zawsze ich rozumiemy. Spieszmy się kochać tych, co już są po drugiej stronie i liczą na naszą pamięć i modlitwę.