J 5, 1-16
Od dłuższego czasu pracują we mnie wypowiadane dzisiaj przez sparaliżowanego z nad Betesdy słowa – „nie mam człowieka”. Jak wielki żal, jak wielka gorycz, a zarazem niewypowiedziana tęsknota kryją się w tym prostym stwierdzeniu…
Dzisiaj, jako naród polski, ale też jako cały świat, zdajemy niezmiernie trudny egzamin z człowieczeństwa. Jakże wiele osób otworzyło swoje serca, portfele i domy, by wspomóc, przygarnąć uchodźców wojennych. Ale niestety są i tacy, którzy przyglądają się biernie, którym ta wojna już spowszedniała, których ludzkie cierpienie może i porusza, jednak bojąc się o swoje własne interesy, pozostają tylko obserwatorami.
Pan Jezus przy ponownym spotkaniu z uzdrowionym człowiekiem wskazuje niejako, że to nie choroba była jego największym problemem: «Oto wyzdrowiałeś. Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło».
Płacz setek tysięcy ofiar – dzieci, matek, starców, woła o pomstę do nieba… Boże, miej miłosierdzie nad nami i nad światem całym!
Obyśmy wszyscy dostąpili łaski spotkania z przechodzącym wśród nas Jezusem. Obyśmy naprawdę pragnęli uzdrowienia z naszych życiowych paraliżów, których pewnie nawet nie umiemy nazwać. Obyśmy byli wrażliwi na ludzką krzywdę, na ludzkie cierpienie i stali się właśnie tym człowiekiem, którego współczesny, sparaliżowany świat potrzebuje.
Duchu Święty, działaj w nas, byśmy stali się przedłużeniem miłosiernych rąk Chrystusa.