Autor: Św. Jan Maria Vianney (1786-1859), kapłan, proboszcz z Ars

Świat przemija, my przemijamy razem z nim. Królowie, cesarze, wszystko przemija. Zanurzamy się w wieczność, skąd się nie powraca. Chodzi tylko o jedną rzecz: zbawić swoją biedną duszę. Święci nie byli przywiązani do dóbr ziemskich; pragnęli tylko dóbr z nieba. Ludzie tego świata myślą jedynie o czasie obecnym.

Trzeba działać jak królowie. Zanim zostaną strąceni z tronu, posyłają naprzód swoje skarby, które na nich czekają. Podobnie dobry chrześcijanin posyła swoje dobre dzieła do bram nieba. […]

Ziemia jest mostem, żeby woda mogła płynąć; służy podtrzymaniu naszych stóp… Jesteśmy na tym świecie, ale nie jesteśmy z tego świata, skoro codziennie mówimy: „Ojcze nasz, który jesteś w niebie…” Należy zatem oczekiwać na nagrodę, kiedy będziemy „u siebie”, w domu Ojca…

Źródło: Wybrane myśli świętego proboszcza z Ars (© Evangelizo.org)

O co proszę? O dogłębne przekonanie, że moim największym majątkiem jest czynna miłość.

Wyciszę się i usiądę blisko Jezusa, który przebywa ze swoimi uczniami (w. 1). Chce mi opowiedzieć przypowieść o tym, jak żyć, aby nie zmarnować życia. Uczy mnie, jak „wygrać” życie.

W moim życiu jestem jak rządca (w. 1), który otrzymał od Boga majątek: powołanie, talenty, zdolności, bliskich ludzi. Są dwie możliwości: albo pomnażam, albo trwonię majątek. Jak było do tej pory?

Kiedy trwonię życie, Bóg dopuszcza na mnie cierpienie „na opamiętanie” (w. 2). Czy pamiętam takie momenty, w których trudne doświadczenia doprowadziły mnie do rewizji i zmiany życia?

„Co ja pocznę…?” (w. 3). Sytuacje bezradności, w których usuwa mi się grunt pod nogami, przypominają mi, że nie należę jedynie do siebie i że moje życie jest w rękach Boga. Jak zachowuję się w takich momentach?

Największym aktem roztropności jest kierowanie się w życiu miłosierdziem. Dobroć i wrażliwość na innych czynią mnie majętnym: zjednują mi ludzi, a zwłaszcza są radością Boga (ww. 4-8).

Kiedyś na sądzie Bóg zapyta mnie o moje konkretne postawy dobroci. Poproszę Go, aby pomógł zbadać moją ludzką wrażliwość.

W serdecznej rozmowie z Jezusem spojrzę na mój „majątek życia”. Ile jest w nim dobroci, a ile zaniedbania w miłości? Zachowam w sercu usilną prośbę: „Jezu, zabierz mi wszystko, a daj mi miłość bez granic”.

ks. Krzysztof Wons SDS/Salwator (niezbędnik katolika)

Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia. Łk 15, 7

Bóg jest pierwszym źródłem radości i nadziei człowieka. św. Jan Paweł II

Nawracanie się jest nieustannym procesem. To ciągła walka ze swoimi słabościami, ze złymi skłonnościami, z tym wszystkim co kusi, otumania, mataczy – pięknie przyozdobione i opakowane, z bliska okazuje się wybrakowanym, przereklamowanym i zupełnie bezwartościowym śmieciem…

Cudnie jest się nawracać 😊 cudnie mieć świadomość i poczucie pewności, że Panu Bogu właśnie NA MNIE zależy, że jestem dla Niego ważna, że cokolwiek się wydarzy mój Bóg będzie mnie tak samo kochał i z taką samą troską wypatrywał wśród labiryntów, zaułków, zakamarków, które sama w jakiś niepojęty sposób tworzę, przyciągam, a które próbują mi przysłonić, ogrodzić i przeinaczyć obraz kochającego Boga…

A swoją drogą, zastanawiam się ile trzeba stracić, by wreszcie potrafić doceniać to co się ma, by cieszyć się z drobnych rzeczy, które można dzielić z drugą osobą, by okazywać wdzięczność za każdy kolejny dzień, za każdy uśmiech, choćby nawet przez łzy niemocy i bezsilności, za dobre słowo czy też kłótliwe gderanie – za zwykłą, a może nadzwyczajną, ale jednak prozę życia codziennego…

Stań dzisiaj w prawdzie o samym sobie. Zobacz to wszystko, co oddala Cię od Bożej miłości i pozwól, aby Twój Bóg Cię odnalazł 😇 Zobacz co możesz naprawić w relacji z drugim człowiekiem, co się zagubiło, zakurzyło, a może zostało umyślnie upchnięte w najciemniejszym kącie…

Dziś jest czas odnajdywania! Duchu Święty przyprowadzaj nas do Źródła Życia, bo bez Twego tchnienia wszystko zostanie po staremu… Tchnij w nas Boży Duchu! Tchnij nowe życie, nowe siły, nowe perspektywy, ucząc wrażliwości, empatii i szacunku, szczególnie wobec sytuacji i osób, których nijak zrozumieć nie potrafimy.

Niech to będzie naprawdę dobry dzień 😍  błogosławię ❤️+

Autor: Św. Jan Maria Vianney (1786-1859), kapłan, proboszcz z Ars

Postępowanie Jezusa Chrystusa w czasie Jego śmiertelnego życia pokazuje nam ogrom miłosierdzia wobec grzeszników. Widzimy, że towarzyszą Mu, a On ich nie odpycha i nie oddala się od nich. Wręcz przeciwnie, wszelkimi sposobami pragnie się znaleźć pośród nich, aby ich pociągnąć do Ojca. Szuka ich za pomocą wyrzutów sumienia, przyprowadza ich, dzięki łasce i zdobywa swoimi miłosnymi sposobami. Traktuje ich z taką dobrocią, że nawet broni ich przed uczonymi w piśmie i faryzeuszami, którzy chcą ich oskarżać i zdają się ich nie tolerować przy Jezusie Chrystusie.

Jezus posuwa się jeszcze dalej, pragnie usprawiedliwić się z postępowania wobec nich, opowiadając przypowieść, która im opisuje, w znakomity sposób, ogrom Jego miłości do grzeszników: „Dobry pasterz miał sto owiec, a zgubiwszy jedną, pozostawia inne…”. I dorzuca jeszcze przypowieść o kobiecie, która, mając dziesięć drachm i zgubiwszy jedną, zapala lampę, aby jej szukać we wszystkich zakamarkach swego domu, a znalazłszy ją, zaprasza wszystkie przyjaciółki, by się z nią radowały… Widzimy dokładnie, że Jezus Chrystus stosuje te żywe obrazy ogromu Jego miłosierdzia wobec grzeszników.

Ach, co za szczęście, że wiemy, iż miłosierdzie Boga jest nieskończone! Jakie gwałtowne uczucie nie powinno się w nas zrodzić, żeby iść i rzucić się do stóp Boga, który nas przyjmie z taką radością! Nie, jeśli się potępiamy, nie znajdziemy wymówek, kiedy Jezus Chrystus sam nam pokaże, że Jego miłosierdzie zawsze było wielkie, by nam wybaczyć, niezależnie od naszego grzechu… O mój Boże! Jak można przyzwolić na potępienie, skoro tak mało trzeba, by być zbawionym, a Jezus Chrystus tak bardzo pragnie naszego zbawienia?…

Źródło: Wdzięczność Bogu (© Evangelizo.org)

O co proszę? O głębokie doświadczenie prawdy, że Jezus szuka mnie w moim zagubieniu.

Od pierwszych słów dzisiejszej Ewangelii jestem zaproszony, aby zbliżyć się do Jezusa i słuchać Go – zwłaszcza jeśli dręczą mnie obawy celnika i grzesznika (w. 1).

Czy pragnę bliskości Jezusa? Czy nie uciekam od niej? Jakie przeżycia narastają we mnie, gdy myślę o głębszej więzi z Jezusem. Czy nie oskarżam siebie z powodu mojej słabości?

Jezus zna wszystko, co dzieje się w moim sercu. Wyobrażę sobie, jak podchodzi do mnie, z czułością bierze mnie za rękę i opowiada przypowieść o owcy (ww. 4-7). To ja jestem ową owcą, której szuka i bierze z radością na ramiona. Czy wierzę, że tak jest naprawdę?

Zatrzymam się dłużej na obrazie Jezusa rozradowanego (ww. 6-7). Uświadomię sobie, że to ja jestem Jego radością, że cieszy się, ilekroć mnie odzyskuje. Czy wierzę, że Bóg się mną cieszy? Powiem Mu o moich odczuciach i powierzę Mu siebie.

Jezus leczy moje serce jeszcze jedną przypowieścią (ww. 8-9). Skupię się na obrazie kobiety, która cała przejęta szuka swojej zguby. Zobaczę w tym obrazie Jezusa, który szuka mnie, ilekroć się gubię. Jest zawsze głęboko przejęty.

Jezus szuka mnie nieustannie. Kiedy zaczynam się gubić, On zaczyna się martwić i szuka mnie aż odnajdzie. Będę kontemplował spojrzenie Jezusa, który patrzy na mnie z zatroskaniem. Co mówi mi Jezus o obecnym stanie mego życia? Będę Go o to szczerze pytał.

Moje nawrócenie jest powodem radości dla nieba (w. 7.10). Wzniosę mój wzrok w stronę nieba i będę prosił o łaskę prawdziwego nawrócenia: „Jezu, który mnie szukasz, nie dozwól, abym się ukrywał przed Tobą”.

ks. Krzysztof Wons SDS/Salwator (niezbędnik katolika)

Kto nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem. Łk 14, 27

Miłości bez Krzyża nie znajdziecie, a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie. św. Jan Paweł II

Bardzo wymagające jest dzisiejsze Słowo, bo piętnuje niejako wygodę, pozory, powierzchowność…

Dla mnie osobiście jest jednak wielkim umocnieniem i zachętą, by krzyż codzienności, który coraz bardziej ciąży i uwiera, nieść z jeszcze większą gorliwością, a nawet radością, pomimo iż czasem łzy same płyną po twarzy…

Doskonale zdaję sobie sprawę jak ciężko godzić się z wolą Bożą i przyjmować ochoczo wszelkie trudności, niemoce, ograniczenia jakie nasz Bóg dopuszcza, by jeszcze bardziej uszlachetniać ludzką duszę. Czasem bunt i odsuwanie krzyża wydaje się najlepszym rozwiązaniem, ale to niestety błędne myślenie i działanie, bardzo krótkowzroczne i może nawet egoistyczne. Choć z drugiej strony mamy tak różną wrażliwość, granicę bólu i odporności na cierpienie, a i miary nasze zupełnie inne…

Wspierajmy się wzajemnie! Sama doznaję wielkiej życzliwości i zapewnień o modlitwie. Wierzcie mi, to nieprawdopodobne dobrodziejstwo i oparcie w trudnych chwilach, których pewnie każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu doświadcza. Ta nasza wzajemna modlitwa to przecież takie minimum, jakie możemy ofiarowywać sobie nawzajem, bez wielkich poświęceń i nakładów finansowych, a które jednak może kiedyś mieć kluczowe znaczenie dla naszego życia wiecznego.

Spieszmy się kochać ludzi! Spieszmy się kochać Boga w każdym udręczonym, obciążonym i w jakikolwiek sposób ograniczonym człowieku – bez oceniania, osądzania, komentowania… co zważywszy na ludzką naturę może być naprawdę wielkim zapieraniem się siebie…

Duchu Święty, prowadź, umacniaj i obdarzaj potrzebnymi na ten czas łaskami!

Błogosławionego dnia ❤️+

💖

Autor: Św. Teresa od Dzieciątka Jezus (1873-1897), karmelitanka, doktor Kościoła

Moja droga siostro, jakże możesz mnie się pytać, czy jest ci możliwym kochanie Boga tak, jak ja Go kocham?… Moje pragnienie męczeństwa jest niczym, to nie daje mi bezgranicznej ufności, którą odczuwam w moim sercu. Szczerze mówiąc, bogactwa duchowe czynią niesprawiedliwym, jeśli się spoczywa na nich z upodobaniem i wierzy się, że są czymś wielkim… Dobrze czuję, że… to, co się dobremu Bogu podoba w mojej małej duszy, to umiłowanie mojej małości i ubóstwa, oraz ślepa nadzieja, którą pokładam w Jego miłosierdziu. Oto mój jedyny skarb…

Moja droga siostro…, zrozum, że żeby kochać Jezusa… im bardziej jest się słabym, bez pragnień ani cnót, tym bardziej stajemy się otwarci na działanie tej Miłości, która nas pochłania i przemienia. Pragnienie ofiary wystarczy, ale trzeba się zgodzić na pozostanie ubogim i bez sił, a to jest prawdziwie trudne, bo: „Gdzie znaleźć prawdziwie ubogiego w duchu? Trzeba daleko szukać”, jak mówi psalmista. Nie mówi, że trzeba szukać między szlachetnymi duszami, ale „daleko”, to znaczy w niskości i nicości.

Trzymajmy się więc z dala od tego, co błyszczy, kochajmy nasze ubóstwo, kochajmy poczucie pustki (duchowej), a wtedy będziemy prawdziwie ubodzy w duchu i Jezus nas odnajdzie; choćbyśmy byli nie wiem jak daleko, to On nas przemieni w płomienie miłości. Och, jakże chciałabym, żebyś zrozumiała, co czuję! To ufność i tylko ufność powinna nas prowadzić do Miłości. Czy bojaźń nie prowadzi do sprawiedliwości? (Do surowej sprawiedliwości, którą przedstawia się grzesznikom, ale nie do tej, którą Jezus zachowuje dla kochających Go). Skoro widzimy drogę, biegnijmy nią razem. Tak, czuję to, Jezus chce nam dać te same łaski, chce nam darmo dać swoje Niebo.

Źródło: List 197 z 17/09/1896 (© Evangelizo.org)