Autor: Św. Bonawentura (1227-1274), franciszkanin, doktor Kościoła

Ten, który zwraca zdecydowanie i całkowicie swoje oczy w stronę Chrystusa, spoglądając na Niego, wiszącego na krzyżu, z wiarą, nadzieją i miłością, pobożnością, podziwem, uwielbieniem, wdzięcznością, pochwałą i radością, ten świętuje Paschę razem z Nim, to znaczy, że rusza w drogę poprzez Morze Czerwone, dzięki łasce krzyża (por. Wj 14,16). Opuszczając Egipt, wkracza na pustynię, by tam kosztować „ukrytej manny” (Ap 2,17) i spoczywać z Chrystusem w grobie, jakby martwy na zewnątrz, ale doświadczający – w takiej mierze, w jakiej jego postępy mu pozwalają – co zostało powiedziane na krzyżu do łotra, towarzysza Chrystusa: „Dziś ze Mną będziesz w raju” (Łk 23,43)…

Podczas tej przeprawy, jeśli chce się być doskonałym, ważne jest, by pozostawić wszelkie spekulacje rozumu. Każda cząstka pragnienia powinna być przeniesiona i przemieniona w Boga. Oto tajemnica, której „nikt nie zna oprócz tego, kto ją otrzymuje” (Ap 2,17)… Jeśli pragniesz zrozumieć, jak to się dzieje, zapytaj się łaski, a nie wiedzy; twojego głębokiego pragnienia, a nie rozumu; jęków twojej modlitwy, a nie twojej pasji czytania. Zapytaj się Oblubieńca, a nie nauczyciela; Boga, a nie człowieka.

Źródło: Droga duszy do Boga, VII, 1-2,4,6 (© Evangelizo.org)

Autor: Św. Ambroży (ok. 340-397), biskup Mediolanu, doktor Kościoła

Niech płaczą ci, którzy nie mają nadziei na zmartwychwstanie; to nie wola Boża ich jej pozbawia, ale surowość tego, w co wierzą. Trzeba, aby istniała różnica między sługami Chrystusa a poganami. Oto ona: ci, którzy płaczą nad swoimi, o których sądzą, że są martwi na zawsze, nie mogą ukoić łez, nie znajdują żadnego spoczynku w ich smutku… podczas gdy dla nas śmierć nie jest końcem naszej egzystencji, ale końcem naszego życia. Skoro nasza egzystencja jest odnowiona lepszym stanem, niech zatem przybycie śmierci rozproszy nasze łzy…

O ileż większa jest nasza pociecha, kiedy wierzymy, że nasze dobre uczynki zapowiadają lepsze nagrody po śmierci. Poganie mają swoją pociechę: myśl, że śmierć jest spoczynkiem dla naszych nieszczęść. Ponieważ sądzą, że ich zmarli są pozbawieni radowania się życiem, myślą także, że są pozbawieni wszelkiej zdolności odczuwania i wolni są od bólu ciężkich i licznych trosk, który znosimy w tym życiu. Ale my, podobnie jak powinniśmy mieć wzniosły umysł ze względu na oczekiwaną nagrodę, musimy także lepiej znosić nasz ból, dzięki temu pocieszeniu… Nasi zmarli zostaną wysłani niedaleko nas, ale przed nami – i śmierć ich nie zabierze, ale przyjmie ich wieczność.

Źródło: O śmierci brata, I, 70-71 (© Evangelizo.org)

Autor: Św. Teresa od Dzieciątka Jezus (1873-1897), karmelitanka, doktor Kościoła

Siostra Maria od Eucharystii chciała zapalić świece na procesję; nie miała zapałki, ale zobaczyła lampkę przy relikwiach, w której maleńki knot zaledwie się tlił. Zbliżyła do niego świecę i od niej zapalono wszystkie świece całego zgromadzenia. Ta ledwo tląca się lampka dała piękny płomień i za pomocą tego słabego światełka można by było zapalić cały świat. A wszystko dzięki małej lampce.

Podobnie jest z obcowaniem świętych. Zdaje się nam nieraz, że łaski i światła Boże otrzymujemy za pośrednictwem błyszczących świec; ale skąd te świece mają płomień? Być może, że mają go dzięki modlitwie duszy pokornej a bardzo ukrytej, pozornie pozbawionej blasku, nieuznawanej za cnotliwą, małej w oczach własnych, prawie gasnącej. Ileż ujrzymy tajemnic w przyszłości! Nieraz myślałam, że wszystkie łaski, które otrzymałam, zawdzięczam być może błaganiom jakiejś ukrytej duszy, którą poznam dopiero w Niebie. Pan Bóg chce, by dusze na świecie udzielały sobie za pomocą modlitw darów niebieskich i aby kiedyś w ojczyźnie wiecznej mogły się nawzajem miłować uczuciem pełnym wdzięczności, bez porównania silniejszym od miłości rodzinnej, najidealniejszej na ziemi. Tam nie spotkamy już obojętnych spojrzeń, bo wszyscy Święci będą sobie coś nawzajem zawdzięczać. Nie zobaczymy więcej spojrzeń zazdrosnych; szczęście każdego z wybranych będzie szczęściem wszystkich.

Źródło: Ostatnie spotkania, 15/07/1897

Autor: Św. Jan Kasjan (ok. 360–453), założyciel klasztoru w Marsylii

Bóg nie stworzył człowieka po to, by zginął, ale po to, by żył wiecznie. Gdy tylko dostrzeże w nas najmniejszą iskierkę dobrej woli lub gdy sam sprawi, że wypłynie ona z twardego kamienia naszego serca, Jego dobroć troskliwie się nią opiekuje. Stymuluje ją i wzmacnia swoją inspiracją. Albowiem „by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2;4).

„Tak też nie jest wolą Ojca waszego, który jest w niebie, żeby zginęło jedno z tych małych” (Mt 18,14) – mów Pan. […] Bóg jest prawdomówny i nie kłamie, gdy przysięga: „Ja nie pragnę śmierci występnego, ale jedynie tego, aby występny zawrócił ze swej drogi i żył” (Ez 33,11). Jego wolą jest, aby nie zginął ani jeden z tych maluczkich: czy naprawdę możemy myśleć, bez ogromnego świętokradztwa, że nie chce zbawienia wszystkich, ale tylko niektórych? Każdy, kto jest zgubiony, jest zgubiony wbrew swojej woli. Każdego dnia woła do nich: „Zawróćcie, zawróćcie z waszych złych dróg! Czemuż to chcecie zginąć, domu Izraela?” (Ez 33,11). I znowu: „Ile razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak ptak swe pisklęta zbiera pod skrzydła, a nie chcieliście” (Mt 23,37). Albo: „Dlaczego ten lud Jeruzalem odwrócił się ode mnie tak uparcie? Skamieniały ich czoła; nie chcieli wrócić” (Jer 8,5; 5,3 Wlg).

Łaska Chrystusa jest dla nas zawsze dostępna. Ponieważ „pragnie On, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2;4), wzywa też wszystkich bez wyjątku: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11;28).

Źródło: O Bożej opiece (© Evangelizo.org)

Autor: Św. Teodor Studyta (759–826), mnich z Konstantynopola

Przechodząc przez ten czas życia dzień po dniu, ocalicie swoje życie (por. Łk 21,19) poprzez swoje cnoty, już teraz starajcie się o królestwo niebieskie i gromadźcie niewyobrażalne dobra, które nam obiecano.

Droga Boża jest wąska i ciasna (por. Mt 7,14), ale miejsce odpoczynku, które ma być wam ofiarowane, jest szerokie i przestronne (por. Mt 7,13): pokusy diabła następują po sobie i w jakiś sposób rozpalają wasze duchowe mieszkanie, ale rosa Ducha gasi te ognie i przygotowuje dla was wodę tryskającą ku życiu wiecznemu (por. J 4,14). […] Dalej, moje dzieci, wytrwajmy mężnie w tych nielicznych dniach, albo, mówiąc lepiej, w tych dniach, które są nam dane na walkę, i przepaszmy się wieńcem sprawiedliwości (por. 2Tm 4, 8 ). […]

Proszę was, z lekkim sercem stawajmy w obliczu obecnych utrapień (por. 2Kor 4,17): są one niczym i jak sen lub cień szybko przemijają! Niech nic was nie drży ani nie wzdryga, ale z nową gorliwością wprowadzajmy w życie przykazania Pana. Nie pozwólcie się zasmucić zniewagą, odwrócić od siebie uwagi zniewagą, sprowadzić na manowce wyrzutem, przygnębić irytacją, dręczyć pogardliwą postawą! Spuśćmy oczy, podnieśmy dusze, bądźmy dla siebie życzliwi, wyrozumiali, wytrwali, cierpliwi. […]

Teraz wy, którzy jesteście nauczani przez Boga, nauczyliście się tego wszystkiego. Czyńcie to, co się Jemu podoba (por. J 8,29); i wreszcie, moje dzieci, znoście te dni z odwagą!

Źródło: Katecheza 82. (© Evangelizo.org)

Autor: Św. Maksym z Turynu (? – ok. 420), biskup

Co to tego, o czym mówi Ewangelia: „ktoś wziął i posadził w swoim ogrodzie”, kim jest ten człowiek, waszym zdaniem, który zasiał otrzymane ziarenko w swoim małym ogrodzie? Moim zdaniem to ten, o którym mówi Ewangelia: „Był tam człowiek dobry i sprawiedliwy, imieniem Józef, członek Wysokiej Rady… z miasta żydowskiego Arymatei… On to udał się do Piłata i poprosił o ciało Jezusa. Zdjął je z krzyża, owinął w płótno i złożył w grobie, wykutym w skale, w którym nikt jeszcze nie był pochowany” (Łk 23, 50-53). To dlatego Pismo mówi: „Ktoś wziął i posadził w swoim ogrodzie”. W ogrodzie Józefa mieszały się zapachy różnych kwiatów, ale podobne ziarno nie zostało złożone. Ogród duchowy jego duszy pachniał zapachem jego cnót, ale natarty wonnościami Chrystus jeszcze tam nie zajął miejsca. Składając Pana do grobu w swoim ogrodzie, Józef przyjął go głębiej do swojego serca.

Źródło: Kazanie 26 (© Evangelizo.org)

Autor: Św. Jan Chryzostom (ok. 345-407), kapłan w Antiochii, potem biskup Konstantynopola, doktor Kościoła

Święty Paweł mówił: „Co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi” (1Kor 1,25). To oczywiste, że głoszenie słowa Bożego jest dziełem Boga. Jakże dwunastu nieuczonych mężczyzn, mieszkających w pobliżu jezior, rzek i na pustyni, znalazło pomysł na takie postępowanie? Oni nigdy nie poznali miast i ich zgromadzeń, jakże mogli myśleć o stawieniu czoła całej ziemi? Byli bojaźliwi i nie mieli odwagi. Ewangelista dobrze to ukazuje, nie chce ich tłumaczyć lub kryć ich wad. To solidny dowód prawdy. Co mówi na ich temat? Kiedy Chrystus został zatrzymany, dokonawszy niezliczonych cudów, większość uciekła, a ten, który został ustanowiony ich przywódcą, poszedł się Go zaprzeć.

Kiedy Chrystus żył, ci ludzi nie byli zdolni odeprzeć ataków wroga. A kiedy był martwy i pogrzebany…, czy sądzicie, że stanęliby przeciw całej ziemi? Czy nie mogli sobie powiedzieć: „Nie potrafił się sam uratować, a nas miałby chronić? Kiedy żył, nie mógł się obronić, a teraz, kiedy jest martwy, wyciągnąłby do nas rękę? Kiedy żył, nie mógł poddać sobie żadnego narodu, a my pójdziemy przekonać całą ziemię, głosząc Jego imię?” … Sprawa jest zatem oczywista: gdyby nie ujrzeli Go zmartwychwstałego i nie widzieli dowodów Jego wszechmocy, nigdy by nie ryzykowali w taki sposób.

Źródło: Homilia 11 do 1 listu do Koryntian, 4,3; PG 61,34

Autor: Św. Augustyn (354 – 430), biskup Hippony (Afryka Północna) i doktor Kościoła

Zatrzymywały mnie zupełne głupstwa, skończone marności, moje stare przyjaciółki. Chwytały mnie za szatę cielesną i szeptały: „Opuścisz nas? I od tej chwili już przenigdy nie będziemy z tobą? I od tej chwili już przenigdy nie będzie ci wolno tego czy tamtego?”… Co miały na myśli, Boże mój? Niechże Twoje miłosierdzie odwróci od sługi; Twego tę ohydę, tę hańbę, jaką mi raiły. Ale głosy te wydawały się już mniej niż w połowie tak głośne, jak były niegdyś… Lecz mówiło już drżącym głosem. Odsłaniała się już bowiem — ilekroć w tamtą drugą stronę spojrzałem — za tą granicą, którą lękałem się przekroczyć, szlachetna piękność umiarkowania, jaśniejąca radością niezbrukaną, skromnie przyzywająca mnie do siebie, abym wreszcie przyszedł, abym już dłużej się nie wahał. Wyciągała miłujące ramiona, aby mnie ogarnąć nimi i uścisnąć, a ręce jej były pełne dobrych przykładów, które mi ukazywała…: „Nie stać cię na to, na co było stać tych mężczyzn i te kobiety? A czyż oni w sobie samych znajdują siłę? O, nie, nie w sobie, lecz w Panu Bogu swoim! To przecież Pan Bóg ich obdarzył mną. Czemu na sobie samym się opierasz — i upadasz? Rzuć się ku Niemu! Nie obawiaj się — On się nie cofnie, abyś upadł. Rzuć się z całą ufnością, On przygarnie cię i uleczy”…

Takie to się kłębiły walki w moim sercu — nie o kogokolwiek innego, lecz o mnie samego, przeciwko mnie samemu. Alipiusz zaś, nie odstępując ode mnie, w milczeniu czekał na wynik tak niezwykłego boju. A skoro dociekliwa myśl zgarnęła z najskrytszych ostępów duszy całą moją nędzę i wyciągnęła ją na powierzchnię, przed oczy mego serca, wtedy się wreszcie zerwała we mnie burza, niosąc deszcz łez rzęsisty. Aby się wypłakać, podniosłem się i odszedłem od Alipiusza. A ja rzuciłem się gdzieś na ziemię, u stóp drzewa figowego. Już nie powstrzymywałem łez, które zaraz popłynęły z moich oczu strumieniem — ofiara, jaka Ty łaskawie przyjmujesz. I nie takimi wprawdzie słowami, ale w takiej myśli przemawiałem do Ciebie: „O Panie, czemu zwlekasz? Dokądże, Panie? Wciąż gniewać się będziesz? Zapomnij o dawnych nieprawościach naszych!” (Ps 6,4; 78,5) Czułem bowiem, że to one, te nieprawości, mnie więżą, więc krzyczałem z głębi niedoli: „Jak długo, jak długo jeszcze? Ciągle jutro i jutro?”

I nagle słyszę dziecięcy głos z sąsiedniego domu, nie wiem, czy chłopca, czy dziewczyny, jak co chwila powtarza śpiewnie taki refren: „Weź to, czytaj! Weź to, czytaj!” Ocknąłem się i w wielkim napięciu usiłowałem sobie przypomnieć, czy w jakimkolwiek rodzaju zabawy dzieci śpiewają taką piosenkę. Nie przychodziło mi do głowy, żebym to kiedyś przedtem słyszał. Zdusiwszy w sobie łkanie, podniosłem się z ziemi, znajdując tylko takie wytłumaczenie, że musi to być nakaz Boży, abym otworzył książkę i czytał ten rozdział, na który najpierw natrafię… Spiesznie więc wróciłem do tego miejsca, gdzie Alipiusz przez cały czas siedział. Pamiętałem, że zostawiłem tam, odchodząc, tom pism apostoła. Chwyciłem książkę, otworzyłem i czytałem w milczeniu słowa, na które najpierw padł mój wzrok: „…nie w ucztach i pijaństwie, nie w rozpuście i rozwiązłości, nie w zwadzie i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa, a nie ulegajcie staraniom o ciało i jego pożądliwości” (Rz 13,13nn). Ani nie chciałem więcej czytać, ani nie było to potrzebne. Ledwie doczytałem tych słów, stało się tak, jakby do mego serca spłynęło strumieniem światło ufności, przed którym cała ciemność wątpienia natychmiast się rozproszyła.

Źródło: Wyznania, 8

Autor: Św. Jan Paweł II (1920-2005), papież

Czyż nie jest to „znakiem czasu”, że mimo rozległych procesów laicyzacji obserwujemy dziś w świecie powszechną potrzebę duchowości, która w znacznej mierze ujawnia się właśnie jako nowy głód modlitwy? Także inne religie, obecne już na szeroką skalę również na terenach od dawna schrystianizowanych, proponują własne sposoby zaspokojenia tej potrzeby i czynią to czasem w sposób bardzo przekonujący. My jednak, skoro została nam dana łaska wiary w Chrystusa, który objawia Ojca i jest Zbawicielem świata, mamy obowiązek ukazywać, na jaką głębię może nas doprowadzić więź z Nim.

Wielka tradycja mistyczna Kościoła zarówno Wschodniego, jak i Zachodniego, potrafi nam wiele powiedzieć na ten temat. Ukazuje ona, że modlitwa może się rozwijać niczym prawdziwy dialog miłości i doprowadzić do tego, że człowiek zostanie całkowicie owładnięty przez Boskiego Umiłowanego, że będzie wrażliwy na wszelkie poruszenia Ducha i z dziecięcą ufnością zawierzy się sercu Ojca. Zazna wówczas we własnym życiu obietnicy Chrystusa: „Kto (…) Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie” (J 14, 21)…

Drodzy Bracia i Siostry, nasze chrześcijańskie wspólnoty winny zatem stawać się prawdziwymi „szkołami” modlitwy, w której spotkanie z Jezusem nie polega jedynie na błaganiu Go o pomoc, ale wyraża się też przez dziękczynienie, uwielbienie, adorację, kontemplację, słuchanie, żarliwość uczuć aż po prawdziwe « urzeczenie» serca. Ma to zatem być modlitwa głęboka, która jednak nie przeszkadza uczestniczyć w sprawach doczesnych, jako że otwierając serce na miłość Bożą, otwiera je także na miłość do braci i daje nam zdolność kształtowania historii wedle zamysłu Bożego.

Źródło: List apostolski „Novo millennio innuente”, § 33 (© Libreria Editrice Vaticana)

Autor: Sobór Watykański II

Radość i nadzieja, smutek i trwoga ludzi współczesnych, zwłaszcza ubogich i wszystkich cierpiących, są też radością i nadzieją, smutkiem i trwogą uczniów Chrystusowych; i nie ma nic prawdziwie ludzkiego, co nie miałoby oddźwięku w ich sercu. Ich bowiem wspólnota składa się z ludzi, którzy zespoleni w Chrystusie prowadzeni są przez Ducha Świętego w swym pielgrzymowaniu do Królestwa Ojca, i przyjęli orędzie zbawienia, aby przedstawiać je wszystkim. Z tego powodu czuje się ona naprawdę ściśle złączona z rodzajem ludzkim i jego hierarchią… Dlatego to Sobór Watykański II, po dogłębnym rozważeniu tajemnicy Kościoła, kieruje bez wahania swe słowa już nie tylko do samych synów Kościoła i wszystkich, którzy wzywają imienia Chrystusa, ale do wszystkich ludzi. […]

Aby takiemu zadaniu sprostać, Kościół zawsze ma obowiązek badać znaki czasów i wyjaśniać je w świetle Ewangelii, tak aby mógł w sposób dostosowany do mentalności każdego pokolenia odpowiadać ludziom na ich odwieczne pytania dotyczące sensu życia obecnego i przyszłego… Należy zatem poznawać i rozumieć świat, w którym żyjemy, a także jego nieraz dramatyczne oczekiwania, dążenia i właściwości… Wielu współczesnych ludzi, uwikłanych w tak skomplikowane sytuacje, doznaje trudności w trafnym rozeznawaniu odwiecznych wartości i zarazem w należytym godzeniu ich z nowo odkrytymi; stąd gnębi ich niepokój, gdy miotani to nadzieją, to trwogą, stawiają sobie pytanie o współczesny bieg spraw. Ten bieg spraw prowokuje, a nawet zmusza ludzi do odpowiedzi.

Kościół zaś wierzy, że Chrystus, który za wszystkich umarł i zmartwychwstał, może człowiekowi przez Ducha swego udzielić światła i sił, aby zdolny był odpowiedzieć najwyższemu swemu powołaniu… Podobnie też wierzy, że klucz, ośrodek i cel całej ludzkiej historii znajduje się w jego Panu i Nauczycielu.

Źródło: Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym „Gaudium et spes”, § 1-2,4,10 (© Libreria Editrice Vaticana)