Trwajmy w oczekiwaniu


Jesteśmy ciągle w drodze. Każdy dzień przybliża nas do spotkania z naszym Panem i Bogiem. Mając świadomość tej wędrówki należałoby zachować właściwy dystans wobec dóbr tego świata. Przywiązanie do dobrobytu i „błyskotek” doczesności, przyzwyczajenia – często zgubne i niegodziwe, oraz nadmierna troska o jutro zaciemniają i zniekształcają nasze patrzenie na wieczność. Naszymi bożkami stały się niezdrowe nawyki i uciechy, a także troski i niepokoje, które omotały nasze zmysły i serce, tworząc jakąś karykaturę ludzką.
Jezus upomina nas abyśmy zachowali czyste serce, wzywając do czuwania i modlitwy. Pragnie abyśmy żyjąc na tym świecie mimo ludzkich ograniczeń i niebezpieczeństw pokus, byli przygotowani na spotkanie z Nim w każdej chwili.
„Czuwajcie, bo nie znacie dnia, ani godziny” – to stwierdzenie i przynaglenie do gotowości, może być przestrogą (a może nawet dla niektórych groźbą), ale lepiej potraktować je jako zachętę do nieustannego trwania przy Panu i zaproszenie do pełnego uczestnictwa w chwale Bożej.
Czuwanie łączy się z modlitwą. Modlitwa zaś jest ciągłą relacją z Bogiem, moją intymną więzią i rozmową z moim Stwórcą – moim celem i dążeniem mojej wędrówki, moją bezpieczną przystanią i ostatecznym kresem ziemskiego życia. 
Warto przypomnieć sobie o tym czuwaniu u progu Adwentu, aby ten radosny okres oczekiwania stał się oczyszczeniem i odnowieniem mojej osobistej gotowości na spotkanie z Bogiem Żywym, który przychodzi.

Łk 20, 27-40

Jakże bardzo przywiązuję się do ludzi, do sytuacji, do okoliczności. Tak bardzo chcę mieć jakieś oparcie, jakiś pewnik, którego żadna siła nie będzie w stanie ruszyć. Niestety, ufając tylko postrzeganiu zmysłowemu i szukając podpory w doczesności, nic i nikt nie jest, nie będzie w stanie zagwarantować tej stabilności ani azylu. Tylko Boże Słowo, tylko głębia i bogactwo Bożej Miłości może zaspokoić głód i pragnienie mojego serca, może zapewnić mi bezpieczeństwo, którego żadna niewola nie zdoła mnie pozbawić.

Dokąd zmierzam i co chce osiągnąć? Czy wystarczy mi ułuda i wielobarwny blask tego świata, który jednak w perspektywie Bożych obietnic wygląda zupełnie szaro i nijak?

Nie będę skupiać się na detalach, choć one oczywiście są niebywale ważne, ale o nie zatroszczy się sam Bóg, jeśli tylko Jemu pozwolę. Ja tylko (albo aż) muszę starać się żyć tak, by moje postępowanie naprawdę podobało się Bogu, a On obdarzy mnie życiem wiecznym według nadziei, którą w Nim pokładam.

Boże żywych, Żyjący na wieki wieków, wielka nadzieja wypełnia moje serce! Proszę gorąco o Twojego Ducha, który zachowa i będzie strzegł tych wielkich darów jakimi każdego dnia mnie tak hojnie obdarowujesz. Duchu Boga Żywego, niech Twoje tchnienie, pod czułym okiem Niepokalanej prowadzi mnie ku wieczności!

Łk 15,1-3.11-32

Przypowieść o synu marnotrawnym jest uważana za jedną z najpiękniejszych przypowieści Jezusa. On to wędrując i nauczając w przypowieściach, posłany przez Ojca – jedyny Syn, nie pogardzał żadnym człowiekiem. Dla każdego kto zwracał się do Niego znajdywał czas, okazywał miłosierdzie i dawał łaskę przebaczenia.

Ewangeliczny syn marnotrawny nie chce dłużej korzystać z dobroci i przychylności ojca. Zabiera co według prawa się mu należy, nie prosząc lecz żądając i odchodzi aby układać życie po swojemu, aby cieszyć się wolnością i kosztować wszystkich jej smaków. Ta wolność tak kusi i mami, że żadne obowiązki ani powinności wobec rodziny nie są istotne. Można powiedzieć, że to przecież naturalne gdy dorosłe dziecko chce się usamodzielnić i decydować samo o sobie, ale widzimy, że nie o taką samodzielność chodzi w tym przypadku. Same pieniądze nie wystarczą by godnie żyć, nie są wyznacznikiem szczęścia a tym bardziej dojrzałości. Czyż nie widzimy ludzi zamożnych, bądź dobrze sytuowanych bardzo pogubionych, pokiereszowanych wewnętrznie, którym wydaje się, że mogą być kim chcą, że mogą wszystko? A tymczasem kozetki, leżanki czy fotele u terapeutów różnego rodzaju nie stygną, bo pomimo tego co mają, nie potrafią odnaleźć swojej prawdziwej tożsamości, przynależności, nie mogą kupić miłości, tej prawdziwej bezinteresownej i bezwarunkowej. Taką miłość może dać tylko Bóg Ojciec.

Kiedy nasz „bohater” zreflektował się, że już nic nie ma, że dobro otrzymane od ojca roztrwonił w całości, zatęsknił za bezpieczeństwem i stabilnością, które ojciec mógł mu zapewnić.

Spójrz na siebie w kontekście syna marnotrawnego. Ile masz z niego w sobie? Czy Twoi rodzice nie czekają z utęsknieniem kiedy ich odwiedzisz, albo chociaż zadzwonisz…?  Czy nie wypatrują po nocach, wsłuchani w każdy szelest, kiedy wrócisz cały i zdrowy… ? Czy tak bardzo zachłysnąłeś się „światem” i doczesną ułudą, że nie widzisz jak rozbryzgujesz błoto, którym jesteś już cały utaplany, brudząc, niszcząc i depcząc wszelkie obyczaje i normy moralne? Czy nie widzisz, że te frykasy, którymi się karmisz to zwyczajne strąki zapakowane w eleganckie i błyszczące puzdereczka? Otrząśnij się, Ojciec czeka!

Jak długo jeszcze będziesz wystawiać Jego cierpliwość na próbę?

Nie ważne z jak dalekiej drogi powracasz, nie ważne ile głupot i haniebnych uczynków popełniłeś w swoim egoizmie i zapatrzeniu tylko w siebie. Nie ważne jak bardzo się poobijałeś, jak mocno zostałeś upokorzony, jak wielka jest Twoja rana i Twój grzech. Bóg, kochający Tatuś czeka na Ciebie z otwartymi rękoma. Nie musisz zasługiwać na Jego miłość, jak wydawało się starszemu bratu. Miłość Boża jest bezwarunkowa i zawsze taka sama, bo Bóg jest Miłością!

Wracaj do domu! Wracaj do Ojca! Wyznaj swój grzech i proś o wybaczenie, a Ojciec obdarzy Cię nową szatą, nowym sercem, obsypie obfitością swojej łaski i zaprosi na ucztę, gdzie będziesz miał zaszczytne miejsce.

Boże Ojcze, tak wielu z nas powraca co dzień do Ciebie z bardzo daleka, może nawet z marginesu i  samego dna swojego istnienia.

Proszę Cię Tatusiu, Abba Ojcze, posyłaj Twojego Ducha, który nauczy mnie jak powstawać, jak odnajdywać drogę do Ciebie, jak nie pogubić się w tym pędzie za wolnością i samorealizacją. Boże, potrzebuję Ciebie! Oto jestem Panie, wybacz moją małość i przywróć radość z oglądania Twojego Boskiego Oblicza.

Mt 5, 43-48

Jezus wzywa Cię dzisiaj do doskonałości, wzywa Cię do świadczenia miłości wokół siebie. Rozejrzyj się, zaglądnij w głąb siebie. Co widzisz? Żyjesz w zgodzie z własnym sumieniem? Aby naprawdę kochać i przebaczać musisz zacząć od siebie. Jak już dojdziesz do ładu z samym sobą, ze swoimi niespełnionymi marzeniami, czy oczekiwaniami, bo inaczej się życie potoczyło, to zacznij porządkować relacje w domu i miejscu pracy.

Zobacz, ileż to niedomówień, nieporozumień, wygórowanych ambicji, o jedno słowo za dużo… Zaczyna to narastać, nawarstwiać się, z błahostki robi się wielki problem. Złość, niezrozumienie, pogarda może przerodzić się w nienawiść… Może wystarczy zwykłe przepraszam, ciepły uśmiech i wyciągnięta do zgody ręka, a może trzeba wiele czasu i modlitwy aby naprawić wyrządzoną krzywdę, aby przebaczyć i darować, aby czuć się wolnym. Zranienia, krzywdy i upokorzenia bardzo bolą, któż z nas tego nie doświadczył. Pielęgnowanie ich i rozdrapywanie na nowo starych ran powoduje, że ciągle będą krwawić, aż wreszcie tak zatrują ciało i umysł, że w poczuciu tej krzywdy zaczniesz nienawidzić – a to już prosta droga do zatracenia.

Przebaczenie to zwycięstwo nad swoją ułomnością i niedoskonałością, a zwycięstwo niesie radość, wolność i pokój.

Jezus umierając na krzyżu pokonał wszelkie zło, przebaczył swoim oprawcom, przebaczył Tobie i mnie, bo umarł za każdego z nas indywidualnie i imiennie, za dobrego i złego, za sprawiedliwego i złoczyńcę. Oddał życie z miłości będąc Miłością doskonałą.

Zostaw więc dzisiaj pod Krzyżem Chrystusa swoją zawziętość i upór, zostaw wszystkie swoje krzywdy i bolączki, zostaw swoje niezrozumienie, wzgardzenie i bezsilność. Z Chrystusowego Krzyża płynie siła, która pozwoli Ci się podnieść i nauczyć na nowo żyć. Ta najdoskonalsza Miłość nauczy Cię na nowo jak kochać i jak czuć się kochanym.

Boże Ojcze, dziękuję Ci za Krzyż Twojego Syna, dziękuję za moje doświadczenie krzyża, które wskazuje co jest naprawdę ważne. Dziękuję Ci Panie, że uczysz mnie jak kochać, że uczysz mnie jak przebaczać i jak przepraszać kiedy zawinię. Proszę Cię Boże udziel mi swojej łaski, aby już nikt  nie płakał przez moje nawet nie zamierzone uczynki i słowa. Naucz mnie odnajdywać Ciebie w każdym skrzywdzonym, obciążonym i utrudzonym człowieku. Ucz mnie Panie doskonałości, prowadź do świętości!

Jezu cichy i Serca pokornego, uczyń serce moje według Serca Twego.

Łk 5, 27-32

Jezus widzi Cię jak Lewiego, przy Twoich codziennych zajęciach. Spotyka Cię, kiedy nie jesteś szczególnie zachwycony tym co robisz, albo praca stała się Twoim bożkiem i ucieczką od rzeczywistości. Dziś właśnie do Ciebie Jezus zwraca się „Pójdź za Mną”.

Tylko On dostrzega Twój niepokój, nerwowość, bezradność, frustrację, a może nawet wstyd. Widzi Twój wysiłek, który mimo wielkiej rzetelności i kompetencji nie jest doceniany, widzi Twoje niewykorzystane zdolności, widzi pasję, która dobrze ukierunkowana może przysporzyć chwały Jego Imieniu i stać się potężnym narzędziem w budowaniu Bożego Królestwa na ziemi.

Bóg chce, abyś radykalnie zmienił swoje życie, abyś przewartościował i skupił się na tym co naprawdę istotne, ważne, co przyczyni się do Twojego zbawienia i pomoże innym odnaleźć drogę do Niego.

Zaproś Jezusa do swojego domu, zaproś do swojego serca. Jemu nie przeszkadza, że tam jeszcze nie ma idealnego, sterylnego porządku. Pozwól, aby Twoi znajomi dzięki Twojej nowej relacji z Bogiem też mieli szansę poznać, zachwycić się, zaprzyjaźnić i pokochać Jezusa. Zapewne nie wszystkim spodoba się Twoja zażyłość z Bogiem, może nawet nazwą Cię szalonym, a może będą wciąż widzieć w Tobie Lewiego, lecz Ty przecież już jesteś Mateuszem!

Dla Boga jesteś ważny, jesteś najważniejszy i kocha Cię bez względu na oceny i osądy innych. On widzi to, co zakryte dla ludzkich oczu. On widzi Twoje wnętrze, zna intencje i starania. Jesteś Jego dzieckiem, jesteś dzieckiem Boga, jakże mógłby Cię odtrącić albo porzucić.

Mój Boże, Tatusiu, staję przed Tobą z całą swoją nędzą i obciążeniem, z całą swoją niedoskonałością i grzesznością. Chcę pójść za Tobą, tylko czy potrafię…? Uzdolnij mnie Panie do tego co chcesz zdziałać we mnie i przeze mnie.

Jezu ufam Tobie!

Mk 8, 1-10

Jesteś ciągle w drodze, w nieustannej podróży przez życie, której celem jest wieczność. Chrystus towarzyszy Ci w tej wędrówce i dostrzega Twoje potrzeby zanim sam je nazwiesz i wypowiesz. On widzi Twoje utrudzenie i osłabienie, widzi jak bardzo pragniesz Go spotkać, widzi jak potykasz się i ile przeszkód wokół siebie i w sobie musisz pokonywać by wytrwale iść ku Niemu. Dzisiaj karmi Cię do syta, a obfitość tego czym zastawił stół, starczy jeszcze dla tych, co nie umieją nazwać swojego głodu. Bo dla Boga liczy się każdy człowiek i każda jego nawet najdrobniejsza potrzeba.

Czy Ty widzisz potrzeby innych ludzi? Czy potrafisz podzielić się tym co masz, choćbyś miał niewiele?

Bóg docenia i nagradza otwartość serca. Jeśli Ty kierowany miłością, współczuciem czy litością pochylasz się nad potrzebą swojego brata, czy zupełnie obcej osoby, to jakaż jest obfitość Bożych darów od Tego, który jest samą czystą MIŁOŚCIĄ I MIŁOSIERDZIEM.

Jezus oddał się cały dla Twojego i mojego zbawienia. Nauczył uczniów jak łamać chleb, a później Sam stał się Chlebem – pokarmem Eucharystycznym, który zaspakaja głód duszy. Jego Słowo wiecznie żywe buduje i pomnaża Boże Królestwo w tych, którzy karmią się, żyją i dzielą się Jego nauką.

Czy karmisz się Tym Pokarmem? Czy doceniasz wielką łaskę płynąca z każdej Eucharystii? Czy dzielisz się z innymi radością i siłą, którą daje Słowo i Ciało Pańskie?

Boże Ojcze, proszę o serce czyste i otwarte na potrzeby innych, proszę o oczy miłosierne i współczujące, proszę o ręce silne i chętne do pomocy! Panie przymnóż mi wiary i obdarz łaską pokory, byś zawsze Ty był na pierwszym miejscu, nawet tam, gdzie przez ludzką ułomność i niemożność widzenia trudno Cię dostrzec i rozpoznać.

Mk 6, 30-34

Po skończonej misji Jezus zachęca Apostołów do odpoczynku. Ale czy chodzi tu tylko o odpoczynek fizyczny i regenerację sił? A może po tych wielkich emocjach, wielkich rzeczach, których byli świadkami, po tych cudach, które wydarzyły się też dzięki Ich modlitwie i nauczaniu, trzeba Im ciszy i medytacji. Trzeba Im pustkowia, by przeanalizować, odnowić i udoskonalić relację z Jezusem.

W ciszy można tak wiele usłyszeć…

Lubię ciszę, zwłaszcza tę nocną, kiedy cały dom już śpi, a ja mogę spokojnie porozmawiać z Panem. Kiedy mogę przeanalizować jak minął dzień, co się udało, co mogłam zrobić lepiej, co znowu zaniedbałam, z czego mogę być dumna, a nad czym trzeba popracować. Co się mogło podobać Panu Bogu, a co było przykre i niegodne miana dziecka Bożego. Co przez ludzką ułomność i hałas świata znowu zagłusza i przeinacza moje relacje z drugim człowiekiem, przedstawiając go w innym świetle niż jest naprawdę.

Wiele tych pytań przychodzi…

Ta cisza, refleksja i odpoczynek pozwalają z rana z nowymi siłami mierzyć się z codziennością. Pozwalają z większą wrażliwością i gorliwością dostrzegać potrzeby ludzi, których Pan Bóg stawia na mojej drodze. Czasem zupełnie zwyczajnych, przypadkowych i obcych, a którzy z czasem stają się mi bliscy i których problemy stają się moimi troskami, a radości i sukcesy cieszą jak moje własne.

Chrystus chce abym w każdym człowieku i o każdej porze, może nawet kosztem należnego odpoczynku i czasu wolnego tylko dla siebie, odnajdywała Jego Oblicze. Abym cierpliwie, spokojnie i z miłością potrafiła towarzyszyć i pomagać tak jak potrafię i tak jak mogę w tym momencie.

Bóg nie wymaga od Ciebie rzeczy niemożliwych. Jeśli tylko zechcesz słuchać co mówi do Ciebie przez Słowo Boże, czy też przez ludzi, którzy żyją blisko Niego, zauważysz jak wiele sam (z Bożą pomocą) możesz zmienić na plus w sobie i wokół siebie.

Czasu jest mało, co dzień coraz mniej.

Proś dzisiaj ze mną Dobrego Boga, aby udzielił nam światła Swego Ducha, byśmy zachęceni przykładem Jezusa umieli „rezygnować z siebie”, byśmy potrafili  i chcieli służyć.

Mk 4, 35-41

Jezioro Genezaret otoczone ze wszystkich stron górami było kraterem wygasłego wulkanu. Burze na nim zdarzały się bardzo często, a fale dochodziły nawet do 15 metrów. Jesteśmy dziś świadkami takiej właśnie burzy. Grozy temu zjawisku dodaje fakt, że jest noc, a po ciemku wiadomo – wszystko jest bardziej straszne i mroczne, zwłaszcza kiedy błyskawice rozświetlają niebo nadając okolicy demoniczny wygląd.

Trudno zrozumieć jak w takich okolicznościach można spać…

Jednak św. Marek wyraźnie pisze, że Jezus spał. A może czekał, aż Apostołowie poproszą Go o pomoc?

Ileż takich burz w swoim życiu doświadczyłeś, a może wciąż trwają? Pewnie nie takich spektakularnych, bez piorunów i gigantycznych fal, ale przerażających i beznadziejnych w skutkach sytuacji życiowych.

Czy miałeś, masz świadomość, że Jezus jest ciągle przy Tobie? On może jednym gestem przemienić okoliczności, które Ty już uważasz za katastrofę. On może jednym słowem uciszyć wszelkie demony, które wpędzają  Cię w uzależnienie czy chorobę, które wmawiają Ci, że jesteś kimś innym niż Bóg Cię stworzył, że jesteś niechciany, beznadziejny i niekochany.

Jezus czeka na Twoją prośbą, a może na krzyk rozpaczy „Panie ratuj nas, bo giniemy” (Mt 8,25)

Jezus pragnie, abyś zaufał Jemu bezgranicznie, abyś Jemu powierzył każdą swoją troskę i każdą burzę, która toczy się w Twoim życiu – nieważne jak ona jest wielka i groźna. Jego Boska moc panuje nad każdą nawałnicą przetaczającą się wokół Ciebie i w Tobie.

JEZUS JEST PRZY TOBIE!

Pamiętaj o tym, kiedy balast życia ściąga Cię w otchłań, a fale rozpaczy zalewają Twoje serce.

Tylko zaufaj i wyciągnij dłoń ku Niemu!

Jezu, Ty zajmij się każdą burzą, sztormem, szkwałem, orkanem i wszelką wichurą, która oddala mnie od Ciebie. Nie śpij Jezu! Potrzebuję Cię!

JEZU UFAM TOBIE!

Mk 3, 20-21

Chrystus pokazuje nam dzisiaj postawę oddania bez reszty. Postawę, na którą może niektórzy spojrzą z politowaniem, z ironicznym i lekceważącym uśmiechem. A jednak postawę pełną entuzjazmu, wiary i wewnętrznego przekonania o słuszności sprawy, której poświęcamy wszystkie swoje siły.

Jezus wskazuje, że służąc nie możemy być przeciętnymi, letnimi i niewyrazistymi.

Czy potrafisz tak jak Jezus, może nawet z narażeniem własnego zdrowia – niedojadając, niedosypiając towarzyszyć bliźniemu, który potrzebuje właśnie TWOJEJ pomocy? Może to będzie młodsze rodzeństwo, dla którego jesteś autorytetem z racji starszeństwa, może twoje dziecko lub współmałżonek, który przez ciężką chorobę jest zupełnie niesamodzielny, a może „wścibska” sąsiadka, która zwyczajnie nie ma z kim pogadać, a tak bardzo potrzebuje obecności kogoś naprawdę życzliwego. Takiej pomocy nie da się przeliczyć na złotówki, bo miłości nie można kupić…

Miłość nie zna granic! Nie liczy się z czasem, ani ciężarem poświęcenia. Trudno to zrozumieć, kiedy nie otworzysz się do końca na Boże Słowo i nie zaczniesz naśladować Jezusa.

Wstawaj z kanapy, sofy, czy czegoś tam wygodnego i zacznij działać!

Boże Ojcze, dziękuję Ci za każdą możliwość służenia Tobie w drugim człowieku. Dziękuję za każdą łzę bezradności, kiedy ludzkie siły i możliwości zawodzą… a Ty wskazujesz wówczas na Krzyż i poświęcenie Twojego Jedynego Syna, na Najdoskonalszą Miłość bez końca. Proszę Cię Boże, posyłaj Twojego Ducha i uzdolnij mnie do tej służby tak jak chcesz, tak jak wymagają tego okoliczności i misja, którą przewidziałeś dla mnie. Niech Twój Święty Duch napełnia moje serce jeszcze większą gorliwością, niech umacnia moje ciało i uczy z pokorą spalać się z miłości dla Ciebie Boże i dla ludzi, których stawiasz na mojej drodze.

Mk 2, 13-17

Jezus zaprosił celnika Lewiego, zapewne bardzo gorliwego i konsekwentnego w tym co robił, ówczesnego poborcę podatkowego. Zaprosił go nie tylko, aby szedł za Nim i przysłuchiwał się Jego nauce, ale aby zostawił swoje teraźniejsze życie i razem z Nim szedł głosić Dobrą Nowinę. Mało tego, Mateusz (Lewi) został również jednym z czterech Ewangelistów.

Jezus pokazuje, że dla Boga liczy się każdy człowiek. Nie ma znaczenia co robi, jaką wykonuje pracę, z jakimi boryka się problemami i rozterkami, jakie zakręty i zawirowania dokonują się w jego życiu. Dla Jezusa nie jest ważne jakim jesteś człowiekiem i jak wielki jest twój grzech.
On zaprasza właśnie ciebie!
Chce dziś w twoim domu, w twoim towarzystwie i z twoimi znajomymi zasiąść przy jednym stole. On nie pogardzi i nie potępi ciebie, ani żadnego z twoich gości, jeśli tylko zechcecie wejść z Nim w dialog i przyjąć życiodajne Słowo.

Oto najbardziej kompetentny Lekarz, specjalista w każdej dziedzinie, pragnie dotknąć i opatrzyć twoje rany. Oto Nauczyciel posiadający wszechstronną wiedzę, chce podzielić się z tobą, który może nigdy nie słuchałeś, nie szanowałeś, albo zwyczajnie nie poznałeś żadnego autorytetu godnego naśladowania. Oto Mistrz i Wódz, najlepszy strateg, mający najdoskonalszą taktykę i plan na twoje życie, pragnie zatroszczyć się o ciebie.

Czy zechcesz skorzystać z tego zaproszenia i okazji na zmianę swojego życia?

Czy potrafisz, jak Mateusz zostawić wszystko, zostawić „starego”, niedoskonałego człowieka i razem z Jezusem pisać nową kartę swojej historii?

To wielki zaszczyt być uczniem i świadkiem samego Boga. Nie pozwól sobie wmówić, że nie jesteś godzien, że to nie ten moment, że może kiedyś, ale nie dziś…

Bóg potrzebuje ciebie DZISIAJ!

Jego miłosierdzie jest nieograniczone. Otwórz swoje serce dla Niego i korzystaj. Tylko On nigdy cię nie zawiedzie i nie odtrąci, bez względu jak pogmatwałeś swoje życie. Tylko idź za Nim. Pozbieraj po drodze swoich przyjaciół, którzy też potrzebują oczyszczenia, pokrzepienia i doświadczenia Bożej Miłości. Nie zwlekaj zbyt długo. Bóg ma czas nieograniczony, ale twój zegar tyka nieustannie i przybliża cię do kresu ziemskiej wędrówki.

Boże Ojcze, dziękuję za dar życia, dziękuję za Twój doskonały plan na moje życie. Chociaż nie zawsze rozumiem czemu takimi wyboistymi ścieżkami mnie prowadzisz, to z całego serca pragnę iść za Tobą. Jezu ufam Tobie!